sobota, 30 kwietnia 2016

Które gatki dziś założyć? ;)

Z okazji soboty i majowego weekendu taka mała wstawka damsko - męska. Grafika o gatkach jakoś tak przypadła mi do gustu, więc postanowiłam się podzielić ze społeczeństwem ;) Pewnie część się oburzy, że to stereotypy, ale i tak jest urocza i ziarno prawdy można znaleźć w tych analizach. Z pewnością pokazuje zawiłe tory myślowe kobiety postawionej przed dylematem wyboru, nieważne czego ;) Drugie dzieło graficzne to taki przejazd porównawczy po obu płciach - ile w tym prawdy? Nie mnie to oceniać ;) Znalazłam w tej grafice mały błąd dotyczący enzymu - dehydrogenazy alkoholowej; nie pisze się "dephydrogenaza" tylko "dehydrogenaza" ;) 
A sam enzym jest dość ważny: 
"Alkohol etylowy szybko się wchłania z przewodu pokarmowego przedostając się do krwiobiegu. W niewielkich ilościach jest wchłaniany już w jamie ustnej, 20-30% wchłania się w żołądku, a 70-80% w jelicie cienkim. Metabolizowanie (utlenianie) alkoholu etylowego odbywa się w wątrobie, przy udziale enzymów. Dehydrogenaza alkoholowa (ADH) umożliwia reakcję, w czasie której etanol zostaje zmieniony w aldehyd octowy. Następnie, dzięki dehydrogenazie aldehydowej (ALDH) jest on przekształcany w kwas octowy. W czasie tych reakcji zużywane są przeciwutleniacze (glutation), generowane są wolne rodniki, powstaje stres oksydacyjny. Spożycie alkoholu wymaga uzupełnienia antyoksydantów, wody, witamin i minerałów". (www.naukadlazdrowia.pl)



Miłego weekendu i owocnej współpracy z dehydrogenazą alkoholową ;)

środa, 27 kwietnia 2016

Obnażam się spontanicznie i wyciągam z magicznego bereciska całkiem pokaźne stadko królików ;)



Grafika: kedu.pl

Człowiek to zlepek dziwacznych nawyków, fobii, zachowań i jak zwał tak zwał, ale każdy z nas ma jakieś swoje małe odpały, które naukowcy, mniej lub bardziej udolnie, próbują wytłumaczyć :)
Niedawno byłam u dentysty i tam mi się zrodził w łepetynie ów temat na wpis. Jeżeli chodzi o dentystę to oczywiście się nie boję, ale jest jedna rzecz, która spędza sen z mojej facjaty, a mianowicie pakowanie do ust takiej formy na wyciski wypchanej kitem. Bez obaw, nie wdawałam się ostatnio w żadne bójki i sztucznych szczęk mi nie trzeba, ale zachciało mi się wybielania zębów i trza takie mosty zmontować, żeby to wybielanie mogło nastąpić. Siedziałam, więc na tym foteliku rozkoszy dentystycznej i modliłam się, żeby nie zwrócić zawartości żołądka w trakcie trzymania w ustach tej łopaty z rozbabraną mazią. Na szczęście pani dentystka to kobieta anioł i tak mnie zagadała, że nawet ślina mi się nie utoczyła w nadmiarze ;) A już od kilku dni ta akcja śniła mi się po nocach – ślinotoki i zwroty żołądkowe pełną gębą, dewastacja gabinetu i bankructwo uroczej pani dentystki ;)


Kolejny mikroodpał dotyczy wieszania rolki papieru toaletowego… Ja nie wiem co ja mam z tymi rolkami, ale muszę taką rolkę obwiesić na zewnątrz (patrz zdjęcie poniżej - wariant po lewej to mój typ ;)). 


Ilekroć widzę taką powieszoną do wnętrza to przekładam i nawet zdarza mi się to robić w obcych miejscach ;) Jakoś tak nie pojmuję jak można te rolki wieszać nie tak po mojemu; przecie ten papier się ociera po ścianach, no a potem taki sponiewierany wędruje na nasze zadki ;)
Nie jestem jakimś specjalnym układaczem ubrań w szafach i daleko mi do zafiksowanej baby segregującej odzież wedle kolorów, ale jak wieszam coś na wieszakach ubraniowych to hak tego wieszaka musi być skierowany do wnętrza szafy jak wędruje na drąg wieszalniczy ;) Zastanawiałam się ostatnio nad głębszym sensem tego postępowania, ale nic mądrego nie wymyśliłam ;)


Lubię „czesać” dywany, dywaniki i chodniki ;) Jak odkurzam to musowo włosie układam szczotą odkurzaczową w jednym kierunku. No poczochrane dywaniki nie mieszczą się w moim światopoglądzie ;) Spokojnie... fiksacja ujawnia się tylko podczas odkurzania, potem już spokojnie mogę patrzeć na wykołtunione dywany i nie rzucam się ze szczotką do włosów, by je czesać ;)


Jak wyjeżdżam z chałupy to z uporem maniaka wyciągam wszystkie wtyczki z gniazdek, o ile jest to możliwe; mam jakieś katastroficzne wizje związane z zapaleniem się takiej wtyczki, a nie chciałabym być tą, przez którą spłonął blok ;)


Gdy wychodzę z domu to często nawiedza mnie taka wizja, że idę w kapciach albo nie mam spodni na sobie i muszę spojrzeć, parę razy, przytomnym wzrokiem w dół, żeby sprawdzić czy mam to co trzeba ;) Wynika to pewnie z faktu, że parę razy w życiu zdarzyło mi się wyjść w dziwnym odzieniu i pewnie wyrył się odpowiedni ślad w czerepie ;)


Fascynują mnie biedronki ;) W dzieciństwie namiętnie je zbierałam do pudełek po zapałkach i trzymałam w szufladach z ubraniami ku uciesze domowników ;) A teraz to po prostu lubię je oglądać z bliska; generalnie lubię robale wszelakiej maści poddawać wnikliwej ekspertyzie, ale to takie moje zboczenie zawodowe ;) Aaa… nawiązując do robakowatych to pałam sporym uczuciem do dżdżownic, zwłaszcza jak hurtowo wylegną na chodniki po deszczu; staram się ich nie podeptać, chociaż przyznaję się bez bicia, że na studiach trochę ich uśmierciłam.


Uwielbiam storczyki; niestety one mnie nawet nie darzą byle jaką sympatią i wszystkie jakie miałam zakończyły swój żywot mniej lub bardziej tragicznie. Od roku nie kupiłam żadnego storczyka i bardzo cierpię z tego powodu, ale cóż… nie mam serca mordować kolejnego niewinnego dziecka matki natury.


No i wstaję zawsze prawą nogą ;) W związku z czym, po przebudzeniu, jakiś czas zalegam na łóżku, żeby przytomność umysłu była w stanie odróżnić prawą kończynę od lewej ;)


A jak tam u Was z "dziwactwami"? ;)

Grafika: przepastne internety :)

piątek, 22 kwietnia 2016

W ramionach hipotonii, czyli jak sobie zrobić dobrze dezodorantem do stóp… ;)


Grafika: gyanwalebaba.com

Niskie ciśnienie… Moja zmora, z którą muszę walczyć, zwłaszcza jak ciśnienie atmosferyczne dodatkowo dobija mnie do gruntu. Czasami jest zabawnie, czasami mniej zabawnie, a czasami mam ochotę postymulować się prądem przegryzając pierwszy lepszy kabel nasycony uporządkowanym strumieniem elektronów, który mi się rzuci w oczy ;) W każdym razie ktoś kto nie ma z tym problemu, nie jest w stanie zrozumieć jak wygląda żywot takiego niepostymulowanego boroka ;).
Z przeszłości pamiętam zatroskane postawy społeczne zamknięte w ludzkich ciałach, które miały wątpliwą przyjemność spać ze mną w jednym pomieszczeniu. Co poniektórzy zastanawiali się czy ja przypadkiem nie umarłam podczas snu, gdyż w ogóle nie było słychać i widać, że oddycham ;) Więc kończyło się to często jakimś obszarpywaniem mojego jestestwa błąkającego się w innych wymiarach i wyrywaniem mnie ze snu.
Czasami po prostu nie mam siły ruszać żadną częścią ciała, dopóki się odpowiednio nie nafutruję kofeiną, żeń-szeniami i innymi wynalazkami. A i tak potem lezę do łazienki i używam dezodorantu do stóp w charakterze odżywki do włosów; oczywiście opamiętanie następuje po jakimś czasie, ale co sobie narobię dobrze to moje ;) Wiecznie też czegoś szukam jak owca z uszkodzonym błędnikiem i sklerozą gigantem, która poszukuje trawy na wyścielonych trawą halach wiosenną porą ;)
Niestety muszę się również stawiać w robocie, a tam nie ma zmiłuj; napada mnie horda wysokociśnieniowych, nadpobudliwych nastolatków żądnych interakcji pełną gębą. Jakoś ogarniam sprawę, a potem to nawet dochodzę do wniosków, że może to i dobrze, że ja taki lekko trzepnięty egzemplarz jestem, bo spora część tych bodźców do mnie nie dociera ;) Siedzę więc i kopię się po kostkach szczerząc zęby i tak mi się udaje nie zalec pod biurkiem w ramionach rozkosznej drzemki ;) Rzeczywistość dociera do mnie jak przez szybę lub gigantyczną ścianę galaretki owocowej i coraz częściej zastanawiam się nad obrabowaniem jakiejś nielegalnej fabryki montującej dopalacze, ale ciiii  ;) 
Jedyny sposób na to bym powróciła do żywych to intensywny ruch – prawie taki, że trzeba mnie z podłogi zdrapywać z wycieńczenia. O dziwo, potem mam takie tętno, że mogę po osiedlu na miotle bez napędu mechanicznego latać ;) Ale następnego dnia, gdy biometr niekorzystny, jest powtórka z rozrywki. I nie proponujcie mi tu wstawania o 5 rano, żeby maraton na golasa przebiec przed robotą, bo aż taką masochistką nie jestem ;) Ale gdyby ktoś miał jakiś sprawdzony sposób na kopa dla niskociśnieniowca to będę dozgonnie wdzięczna :) Nie chcę brać jakiś prochów na toto, no bo ileż tej chemii można w siebie pakować. Aaa… porady typu, że mam się z kimś kłócić, wkurzać, irytować, nie działają ;) Mój organizm jest jak atom z chwilą, gdy wpadnie w otchłań niskiego ciśnienia. Piszę o tym, bo jakiś czas temu aura i własne ciało raczyły mnie tak niskim ciśnieniem często i gęsto, że zaczęłam się zastanawiać czy ja to przeżyję ;)

A tymczasem miłego weekendu ;)

środa, 20 kwietnia 2016

Jak uszczęśliwić kobietę? Kobietoskopowe przebłyski ;)

Tak, tak... Wbrew temu co statystyczny chłop sądzi na temat uszczęśliwiania kobiet i w nawiązaniu do moich ostatnich wpisów, postanowiłam zamieścić małą wskazówkę, wygrzebaną z przepastnych netów, jak to też niewiastę wprowadzić w stan nirwany ;) Nie od dziś wiadomo, że my wcale nie jesteśmy jakieś skomplikowane czy te inne tam dyrdymały opowiadane na nasz temat. Prostota w pas się kłania ;) Wystarczy odpowiednio chwycić i w trakcie wleczenia do sypialni rozbudzić w kobiecie odpowiednie żądze, a potem płynnie przejść do deklaracji dotyczących zmywania czy jakiejkolwiek innej czynności podpadającej pod sprzątanie i otrzymujemy kobietę w pełni szczęśliwą. Jako stworzenia lubiące popadać w stany emocjonalne usytuowane na przeciwległych biegunach mózgownicy docenimy taki sposób zadbania o nasz poziom szczęścia w żywocie ;)

Grafika: Eve Daff

I taki mały wrzucik obrazkowy, oczywiście z przymrużeniem oka ;)

Znalezione obrazy dla zapytania kobieta jest jak księga

środa, 13 kwietnia 2016

Baba jaka jest, każdy widzi?!? Rozważania nad podłą, damską zarazą przemierzającą bezdroża Atlantydy ;)

Grafika: www.babyonline.pl

Dawno mnie tu nie było... Wstyd! :) W ramach wyjaśnień i błagań o wybaczenie życzliwie donoszę, iż brazylijskie pośladki mnie nie zabiły, a taniec brzucha nie sponiewierał na tyle, że zaległam w osiedlowym rowie z wycieńczenia i nie potrafiłam wrócić do domu i sklecić trzech zdań, by kolejny post na tym blogu się narodził ;) Po prostu wena twórcza gdzieś mi uleciała i poszła się pętać po okolicznych hałdach w poszukiwaniu wiosny ;) Musiałam dziada gonić i przywołać do porządku; wiosny i tak nie znalazła, a na światło dzienne wypełzły zapędy ku innym niepożądanym działaniom ;)
Ostatnio pastwiłam się nad męskim podgatunkiem, więc w celu zachowania równowagi biologicznej dziś popastwię się nad żeńskim podgatunkiem ;) 

A więc... 

1. Wiara kobiet w umiejętność czytania w myślach…

Kochane, rzucone od niechcenia hasło: „kosz na śmieci jest pełny” niestety nie trafia do męskiego umysłu. Należy sprecyzować swoje pragnienia i zamienić hasło rzucone od niechcenia w jasny, prosty jak konstrukcja cepa, komunikat: „kochanie wyrzuć śmieci, najlepiej zaraz”. Podobno faceci rozumieją tylko proste polecenia, a gdy są dodatkowo podsycone groźbą to już w ogóle ;) Specjalistką nie jestem w tej dziedzinie, ale oni podobno nie lubią nas za te mało sprecyzowane wytwory naszych strun głosowych ;)

2. Kobiety lubią drani…

Mężczyzn strasznie irytują nasze opowieści o tym, że chciałybyśmy, aby nasz partner był romantyczny, wrażliwy, szczery, potrafiący słuchać i takie tam inne dyrdymały; po czym okazuje się, że większość wybiera osobnika charakteryzującego się zupełnie czymś innym i na hasło „słodki drań” strzelają nam zapięcia od biustonoszy, a guma w majtach niebezpiecznie się napręża.

3. Mydlenie oczu menstruacją…

Cóż… Okazuje się, że my kobiety wykorzystujemy naszą comiesięczną przypadłość, by różne swoje postępki usprawiedliwić. Mało tego! Niektóre z nas, wedle skrupulatnych wyliczeń męskich, mają miesiączkę co tydzień! Wobec czego nie dziwcie się, że na hasło: „mam okres” włosie agresywnie jeży im się na głowie.

4. Zakupy z kobietą to horror…

Podobno mamy nieźle zryte berety, jeśli chodzi o łażenie po sklepach; biedaki nie ogarniają sprawy i wleczenie ich ze sobą do galerii handlowej jest najgorszym z możliwych pomysłów. Mężczyźni uważają, że zakupy z nami to jak uprawianie zbieractwa w epoce człowieka pierwotnego, a oni są przecież myśliwymi. Wpadają, wypatrują, biorą i wybywają. 

5. Wymuszanie zaprzeczeń…

W mężczyznach się gotuje, gdy słyszą: Ale jestem gruba! Koszmarne mam włosy! Makijaż wyszedł mi dziś beznadziejnie! Ich rolą jest zaprzeczanie, a niech który się wyłamie to koniec ;) Ja nie wiem... jakoś nie mówię tego, żeby chłop zaprzeczał, więc nie wiem o co chodzi ;)

6. Foch…

To przysłowiowy gwóźdź do trumny – te biedne chłopiny nie są w stanie żadnym ze zmysłów rozpracować przysłowiowego kobiecego focha. Może taki jeden z drugim się oskalpować, a foch i tak zgarnie swoje żniwo ;)

7. Wiercenie dziury…

Upierdliwe drążenie tematu nie sprzyja pozytywnemu nastawieniu do świata w męskim umyśle; lepiej porzucić wiertarkę i skupić się na innych sposobach uzyskania sensownej odpowiedzi.

8. Niezdecydowanie…

A może bluzeczka w tym odcieniu różu będzie lepsza? Hmm… Nie, nie, zdecydowanie wolę zieloną… Jednak nie… Chyba zdecyduję się na ten amarantowy kolor… Nie muszę chyba pisać co się dzieje ze statystycznym chłopem jak musi w tych spekulacjach uczestniczyć ;)

Pewnie dorzucicie coś od siebie...? ;)

czwartek, 31 marca 2016

Brazylijskie pośladki zemściły się na mnie okrutnie ;)

Grafika: fakty.interia.pl

Która z nas nie chciałaby zostać właścicielką brazylijskich pośladków? ;) No ja ostatnio zapragnęłam zostać… ale nie pytajcie mnie dlaczego, no tak już mam, że mnie ciągnie w kierunku „dziwnych” rzeczy ;) Odkryłam fajne miejsce zwące się Studio Tańca i Ruchu, w którym serwują taką różnorodność zajęć, że tylko brać ;) 
Wiedziona zachłannością zrobienia z siebie sexy woman zapisałam się na taniec brzucha. Spokojnie... do pośladków też dojdziemy ;) No powiem Wam kochane, że jak jestem hetero i nic mi się nie objawia w kierunku zainteresowania się płcią tą samą, to jak zobaczyłam instruktorkę zalotnie wijącą się w rytm muzyki to przysłowiowa kopara mi opadła tak, że jelito grube po raz pierwszy ujrzało świat od strony otworu gębowego ;) Była moc i to taka, że kolana mi pomiękły, ale nie padłam na podłogę z wrażenia, gdyż przerażenie, że ja mam te wężowo – erotyczne ruchy powtórzyć tak skutecznie usztywniło mój kręgosłup, że tylko solidne trzepnięcie łopatą w grzbiet mogło przypomnieć mu, że poza udawaniem drąga potrafi się też wyginać w różne strony. Ale bez nerw… Postanowiłam wyluzować i poddać się przeznaczeniu ;) Podobno mam talent w tym kierunku. Pani wijąca się mnie pochwaliła, jupi!!! ;) Jak mnie wywalą z roboty to jest nadzieja, że nie zemrę z głodu i nie będę musiała zgłębiać technik segregacji śmieci w osiedlowych śmietnikach ;) 
Taniec brzucha rozbudził moje żądze w kierunku wypracowania ciała wyrywającego z butów ;) Mało mi było, więc poszłam na zajęcia zwące się „Brazylijskie pośladki”… O ja durna i naiwna… Myślałam, że pomacham trochę tyłkiem w rytm brazylijskiej samby i z bananem na facjacie dorobię się tego deficytowego towaru jakim są te pośladki… Chodziłam na różne zajęcia typu fitness, ale takiego Armagedonu to ja jeszcze nie przeżyłam. Moja doopa chyba po raz pierwszy w życiu dowiedziała się jak wstrętną ma właścicielkę skoro dopuściła do takiej masakry i jeszcze za to zapłaciła ;)
Następnego dnia nie byłam w stanie usiąść na muszli klozetowej, nie wspominając o innych czynnościach życiowych typu chodzenie. Poznałam ból życia, gdy zagryzając wargi do krwi ;) musiałam przekonać swój organizm, że chodzenie jest podstawową czynnością dnia codziennego i zwolnienia lekarskiego na obolały zad nikt mi nie da ;) Nigdy nie przeżyłam tygodniowej orgii seksualnej z udziałem pułku żołnierzy piechoty morskiej, ale czuję się tak jakbym przeżyła ;) 
Mimo wszystko nie poddaję się i dzielnie walczę o powrót do stanu normalności ;) Jak zaliczę parę takich zajęć to … no kurde… nie będę się chwalić, ale karnawał w Rio z moim udziałem zostanie nowym rozdziałem mojego życia ;) 
Tyle możliwości zarobkowania przede mną stanęło otworem, że aż mnie mniej tyłek boli ;)

Miłego dnia :) 

czwartek, 24 marca 2016

Damska torebka... Kobietoskopowe przebłyski ;)

Święta pachną porządkami, a jak porządki to na pierwszy plan trzeba rzucić damską torebkę :) Jakiś czas temu nabyłam drogą kupna przepastny wór, znaczy się torebeczkę rozmiarów, które mnie w pełni zadowoliły ;) Ilekroć próbuję tam coś znaleźć to przypadkowi obserwatorzy z politowaniem kiwają głowami i jakoś tak ich wyraz twarzy zdradza wzmożoną chęć wydarcia mi mojej torebusi z rąk i wywalenia wszystkiego z jej czeluści. 
Podobno amerykańscy naukowcy odkryli, iż typowa damska torebka zawiera przedmioty potrzebne do przeżycia w dziczy przez pół roku ;) No cóż... moja z pewnością wpisuje się w tą charakterystykę, tylko gdzie ja dzicz znajdę ;) 
Zawsze zastanawia mnie to w jaki sposób te wszystkie "niezbędne" gadżety zagnieżdżają się w moich torebkach. Jakoś nie mam nad tym kontroli, chyba ;) W związku z tym wszystkim pozwoliłam sobie, zainspirowana internetami, przebłysk stosowny wytworzyć :)

Grafika: Eve Daff

I jeszcze takie graficzne zobrazowanie tematyki ;)


czwartek, 17 marca 2016

Chłop jaki jest, każda widzi!

Grafika:www.facet.interia.pl

Jak powszechnie wiadomo lubię się pochylić nad męskim nasieniem i przeanalizować co nieco ;) Ostatnimi czasy jakoś tak kobiety bytujące w moim otoczeniu narzekały na różne przypadłości swoich wybranków życiowych. Tak, tak... temat rzeka, ale zadziwiające jest to jak wiele cech wspólnych mają panowie mieszkający z różnymi kobietami, w różnych domostwach. Czyżby Stwórca był tak leniwy i męski gatunek opierdzielał w myśl zasady: co by Polska nie zginęła i nie wysilał się pracując nad nowymi wzorcami męskich typów, bo i tak wychodzi z założenia, że daremna robota, bo toto prędzej czy później zmutuje i pójdzie w wiadomym kierunku ;) 
Wracając do tych niewieścich opowieści pozwoliłam sobie parę przypadłości samczych opisać :)

Problem skarpeciany.
Zjawisko opisywane już przeze mnie i nie tylko przeze mnie; generalnie spokojnie można na ten temat jakąś rozprawę naukową pierdzielnąć bez zająknięcia. Typowy mężczyzna ma spore problemy z parowaniem skarpet, odnoszeniem brudnych egzemplarzy do właściwego miejsca, znajdowaniem odpowiedniej pary i nie po drodze mu z żadną skarpetą.

Gapienie się w telewizor.
Można tutaj dodatkowo zaobserwować proces przyklejania się palca do określonego kanału. Oczywiście towarzyszy temu brak reakcji na bodźce dochodzące ze świata zewnętrznego, zwłaszcza jeśli bodźcem tym jest żona wydająca z siebie dźwięki potocznie zwane mową.

Uważanie się za lepszych kierowców.
Tego to chyba nawet komentować nie trzeba; wiadomo, że my baby jesteśmy beznadziejne za kierownicą i generalnie powinno się nas zamykać za sam pomysł pójścia na prawo jazdy. A już dożywociem powinno się kończyć zarysowanie ukochanego wehikułu naszego mężczyzny.

Czytanie przy obiedzie lub w toalecie.
Niektórzy czerpią jakąś niezbadaną przyjemność czytelniczą podczas spożywania posiłków; może gazeta utaplana w zupie pomidorowej dostarcza jakiś szczególnych bodźców? A już czytelnictwa kiblowego to nigdy moja mózgownica nie pojmie, chociaż znam też kobiety lubujące się w tej formie. Może amerykańscy naukowcy poczynili już stosowne badania nad związkiem podczytywania na muszli klozetowej z perystaltyką jelit?

Dzielenie ubrań....
...na czyste, brudne i brudne, ale da się jeszcze założyć. Są, są takie perełki co to takiej segregacji dokonują wykorzystując intensywnie zmysł węchu oraz wzroku. No cóż - woda i środki czystości mają swoją cenę, a zaoszczędzona kasa na nadprogramowe piwko może się przydać ;)

Uprawianie sztuki nowoczesnej w łazience...
Pod tym górnolotnym hasłem kryje się chlapanie na lustro w trakcie mycia zębów oraz pozostawianie resztek włosia po użyciu maszynki tradycyjnej bądź elektrycznej.

Duże ekspresja podczas bytowania w kuchni.
W celu zrobienia dwóch sztuk kanapek: z lodówki i okolicznych szafek powyciągane jest całe stado „niezbędnych” gadżetów do tego procederu. I jak się można domyślić żaden członek wywleczonego stada nie wraca na swoje miejsce.

Słuchają, ale nie słyszą.
Jest to związane głównie z brakiem podzielności uwagi u męskiego rodu. Gdy taki przedstawiciel rodu na przykład robi coś na komputerze to zapomnijcie kochane o tym, że on was słucha. Generalnie można opowiedzieć najbardziej sponiewieraną w kosmosie historię o swoich wyczynach seksualnych z przedstawicielami obcych cywilizacji w roli głównej oraz wykorzystaniem najbardziej zjawiskowych gadżetów erotycznych, a nasz luby będzie tylko przytakiwał głową i uśmiechał się zdawkowo, gdy my szczegółowo opisywać będziemy penetrację analną z wykorzystaniem miecza świetlnego i gromnicy z pobliskiej parafii. 

Patrzą, ale nie widzą. 
Otwiera taki szafę i wpatruje się niczym w fatamorganę na Saharze zbłąkany, wygłodzony nieszczęśnik, po czym słychać jęk zawodu, bo nie ma białej koszulki. Z odsieczą przybywa wtedy kobieta i co się okazuje: koszulka leży i dumnie pręży pierś na swoim miejscu.

Wrodzona niechęć do sprzątania.
Tutaj nie będę się za bardzo pochylać nad tematem; pewnie są wyjątki, ale do mopa i odkurzacza to oni się nie palą z własnej, nieprzymuszonej woli.

Kobieto! Ja umieram!
Gdy dopada ich choroba to o matko, córko i klękajcie narody; katar okazuje się chorobą śmiertelną przenoszoną każdą drogą, a "gorączka" sięgająca 37 stopni Celsjusza grozi poważnymi powikłaniami i otarciem się o łąki niebiańskie.

Cud alkoholowy.
Umawiają się z kumplami na jedno piwo, a potem się okazuje, że stał się cud rodem z Kany Galilejskiej i jakoś tak trunki się nadmiernie rozmnożyły i towarzystwo, żeby nie robić przykrości autorowi cudu było zmuszone wylizać dzbany do ostatniej kropli i by wyrazić swą wdzięczność za te dary wracało na kolanach do chałupy ze śpiewem na ustach.

Głód.
Są głodni pochwał, zwłaszcza jak przez przypadek odkurzą lub umyją podłogę; wtedy trzeba poematy pochwalne układać i wspiąwszy się na taboret kuchenny deklamować z pełnym zaangażowaniem; w końcu nasz bohater domowy popełnił jedną z tych czynności, które kobieta robi bez zająknięcia i uwielbienia narodu nie potrzebuje.

Hipnoza piersiowo - pośladkowa.
No i na koniec niepohamowane wzrokowodzicielstwo za przedstawicielkami płci pięknej zwłaszcza jak są odziane w krótkie spódniczki, bądź z dekoltu wypływa niepokojąca fala wzburzonych, radosnych piersi.

Z pewnością znajdzie się więcej przypadłości, ale w obawie o swoje życie wolę się bardziej nie narażać naszym ukochanym, niepowtarzalnym osobnikom płci męskiej ;)



poniedziałek, 7 marca 2016

Z kotem wczepionym w garbate plecy uciekam przed staropanieństwem ;)

www.papilot.pl

Tak się czasami w życiu składa, że kobieta buja się samopas. W związku z czym dla otoczenia staje się singielką lub starą panną. Złowieszcze tłumy kraczą nad jej głową, że życie marnuje, że na starość szklanki wody nikt nie poda, że koty w ilości hurtowej pożrą jej zwłoki. Przyszło i mnie polizać ten temat, w związku z czym zatopiłam jęzor w czeluściach sieci, żeby być na topie i temat kobiet samotnych przytulić do piersi. Otóż ostatnio bliski to dla mnie temat, gdyż wróciłam na łono życia starej panny. Już robię dalekosiężne plany dotyczące zakupu zestawu startowego dla niezamężnej melepety czyhającej za każdym rogiem na wolnych chłopów; na początek wystarczy mi jedna sztuka kota lub psa, ale być może mój zmacerowany umysł staropanieński pogna mnie ku większej ilości kociego towarzystwa, żeby być w zgodzie z wytycznymi ;)


Idźmy dalej zgodnie z powiewem sieciowych newsów...


Nie do końca ogarniam, ale ja tam golę dwie sztuki kończyn lub wcale; a poza tym jak chłop kocha to i zafutrzone nogi kobiety nie powinny mu przeszkadzać. No, ale poszukująca stara panna nie może sobie pozwolić na luksus sierści nożnej, gdyż jak wiadomo zawsze powinna być zwarta i gotowa na ewentualne okoliczności poznania księcia, który wyzwoli ją z kieratu kociego. Zatem moje kochane stare panny włosie trzebimy nie tylko od święta, ale każdego dnia, bo nie znamy dnia ani godziny ;)

Poza tym dowiedziałam się, iż:
"Stara panna – kobieta w średnim wieku, najczęściej feministka, która w dupie miała matczyne ostrzeżenia i mimo to siedziała w rogu stołu, w wyniku czego spadła na nią straszliwa klątwa sprawiająca, że żaden facet nie chce się do niej nawet zbliżyć. Jeśli już przypadkiem jakiś się nawinie, musi być dużo młodszy, aby stał się w jej rękach marionetką. Na szczęście w większości przypadków mężczyzna uwalnia się w miarę szybko. We wczesnej fazie rozwoju jest to najczęściej nauczycielka, często języka polskiego lub nauczania początkowego, której wydaje się, że pozytywnie wpłynie na młode umysły; w ostatnim etapie może stać się członkinią Ruchu Moherowych Beretów." 
Niewątpliwie jest to bardzo optymistyczna charakterystyka, zaczynam gromadzić berety, żeby się wpisać w trendy; by wyróżnić się z tłumu moherów będę celować w krzykliwe kolory lub gigantyczne rozmiary, żeby moje członkostwo stało się takim pełną gębą ;) Nauczycielką już jestem, wprawdzie nie języka polskiego ani nauczania początkowego, ale piętno belferskiego żywota zostawiło na mojej mózgownicy stosowne ślady, więc wystarczy tam odświeżyć odpowiednie tory ;)


"Stara panna posiada lekką nadwagę, aczkolwiek nie zawsze. Ogólnie, kobietę tę poznać można po starannie wykonanym koczku przy długich włosach bądź fryzurce, w której wygląda, jakby ją piorun strzelił przy włosach krótkich. Jeśli nosi okulary, obowiązkowe są szkła o grubości denka od butelki, a matowe oprawki wykonane są z plastiku. Nie maluje się, gdyż uważa to za głupie, dobre dla osób pokroju blondynek. Ubiór cechuje to, iż był modny co najmniej pół wieku temu, a sama stara panna wygrzebała jego elementy w jakimś lumpeksie."
Wobec powyższego zainteresuję się awangardowym odzieniem wykonanym z wora po kartoflach, żeby ukryć sierść bytującą na nogach, gdybym nie zdążyła jej ogolić i nadwagę; poza tym swoje gustowne koki dodatkowo uliżę niewielką ilością tłuszczu spożywczego w typie masła wiejskiego, który oprócz zjawiskowego połysku będzie wytwórcą specyficznego smrodku zjełczałego masełka, gdyż włosy zamierzam myć raz w tygodniu w niedzielę rano przed pójściem do kościoła ;) Okulary póki co mi nie potrzebne, ale nabędę na najbliższym odpuście parafialnym takie plastikowe z czarnymi oprawami rodem z horroru o krwiożerczej Krysi z jednym zębem ;)


Na tym chyba poprzestanę, ale dalszy ciąg zapewne nastąpi. Wizja mojego żywota staropanieńskiego w zgrzebnym worze, kotem wczepionym w garbate plecy, które częściowo zakrywa ogromniasty moherowy berecior przyklejony do gustownego koka przeraziła nawet mnie ;) W związku z czym udaję się do półki z trunkami, by jak na starą pannę przystało umoczyć uwiędłe usta w procentach; następnie narzucę na grzbiet szary, sfilcowany pled i zjem pięć bułek pszennych z marmoladą śliwkową o dużej zawartości cukru, żeby moją nadwagę połechtać ;)

Miłego wieczoru :)

środa, 2 marca 2016

Lepiej może być? Mrowienie w zakończeniu układu pokarmowego poszło w zapomnienie :)

Grafika: www.wydawnictwoznak.pl

Każdy chce żyć lepiej, ja również :) Wpadła w moje ręce książka, która na pierwszy rzut oka lekko mnie zeźliła - jak widzę takie wytwory zachęcające do uprawiania rewolucji w swoim życiu, po których będę panią świata to czuję mocne mrowienie w zakończeniu układu pokarmowego. Postanowiłam jednak nie oceniać książki po okładce i zaczęłam czytać. Okazało się, że Gretchen Rubin pisze w sposób, który uwielbiam: dowcipnie, bez lania wody i zamęczania czytelnika swoimi wywodami z kosmosu. Zatem polecam szczerze, a poniżej zamieszam garść informacji udostępnionych przez wydawnictwo Znak.

"Chcesz spotykać bliskich, ale nie tylko na Facebooku? Chcesz regularnie biegać, ale niekoniecznie z domu do pracy? Chcesz się zdrowo odżywiać, ale to czekolada daje Ci szczęście?Zastanawiasz się, czemu nie możesz znaleźć czasu, by robić to, co kochasz?
Autorka bestsellerowego "Projektu szczęście" daje prostą odpowiedź: z powodu nawyków. To przyzwyczajeniom zawdzięczamy zdrowie, szczęście i spełnienie, lub przeciwnie – stres i frustrację. Gretchen Rubin w żywy i dowcipny sposób pokazuje, jak naprawić swoje życie bez konieczności podejmowania trudnych decyzji i robienia czegokolwiek wbrew sobie. Ponieważ każdy z nas jest inny, proponuje 21 strategii. Poznaj wszystkie i wybierz własną drogę do szczęścia.
Przypomnij sobie, co jest dla Ciebie naprawdę ważne, i zacznij znów cieszyć się życiem. Autorka pomoże Ci zrobić to prościej i skuteczniej, niż się spodziewasz.

Uwaga! Strategie prezentowane w książce autorka testowała na sobie i przyjaciołach – wszystkim żyje się LEPIEJ!"

ZRÓB TEST GRETCHEN RUBIN I NAPRAW SWOJE ŻYCIE WYKORZYSTUJĄC SIŁĘ NAWYKU.
Sprawdź, ile w Tobie z PRYMUSA, BUNTOWNIKA, WĄTPIĄCEGO czy ZOBLIGOWANEGO i 
napraw swoje życie bez robienia czegokolwiek wbrew sobie :)

A NA KONIEC MOTYWACJA NA KAŻDY DZIEŃ :)