poniedziałek, 13 października 2014

WIERSZYK - Ogrodowe łobuziaki!


Ku uciesze, mam nadzieję, rodzicieli pozwoliłam sobie stworzyć kolejny bajowierszyk, z zadaniem rysunkowym, mający na celu bliższe zapoznanie się z niektórymi warzywkami i owocami :)

OGRODOWE ŁOBUZIAKI

Dziś w ogrodzie wielka draka:
Pan pomidor zbił buraka!
Dołączyła się brzoskwinia –
oberwała od niej dynia!
Popłakały się rzodkiewki,
obraziły się marchewki!
Por z sałatą rwały liście,
gdy pan ziemniak wlazł na wiśnię!
Płaczą szpinak i kapusta,
wystraszyła je pietruszka!
Rzepa z grochem krzyczą w kącie –
na cukinię, co się kąpie!
Szczaw i szpinak drwią z cebuli,
która się do bobu tuli!
Dwie papryki z patisonem –
skaczą dziko przed melonem!
Szczypior z koprem szczypią śliwki,
pomagają im oliwki!
Kalarepa szczaw tarmosi,
jabłko je o spokój prosi!
Karczoch z malin szydzi głośno:
Te to nigdy nie urosną!
Zrobił się straszliwy raban!
Ogrodowy trwa bałagan!

Tu dla dzieci jest zadanie!
Trudne będzie to wyzwanie!
W czarodzieja się zabawcie!  
I porządek zaprowadźcie!
Kartki z bloku przygotujcie!
I obrazek narysujcie!
Bohaterów opowiastki –
przenieście na swoje kartki!
Niech utworzą wielkie koło!
Niech zatańczą dziś wesoło!
Każdemu uśmiech dodajcie!
A ich nazwy pamiętajcie!

  

sobota, 11 października 2014

"Halo, PENIS?"

W moim, już dosyć długim, życiu los nigdy mnie nie obdarował... nic nigdy nie wygrałam... do… pewnego, statystycznie niczym nie wyróżniającego się, dnia, kiedy to okoliczności wszelakie przyrody i niezbadane zjawiska paranormalne, zawiodły mnie na spektakl pod tytułem „Halo, Penis?”. Nie będę się zagłębiać w procedury w jakich zostałam laureatką „główniej” nagrody, natomiast zachęcam do wybrania się na, jakże dla mnie szczęśliwą ;), „komedię eteryczną o lekkim zabarwieniu erotycznym – naga prawda o ojcostwie”. 

Zainteresowanych spektaklem odsyłam tutaj: http://www.halopenis.pl/p/blog-page_4116.html


"Głównymi bohaterami sztuki są Andy i Roger. Andy to mężczyzna, jeszcze dosyć młody, mający za sobą hulanki i swawole, a przed sobą odpowiedzialność przez duże „O”. Wszystko za sprawą przyszłego potomka. I niby wszystko powinno być dobrze, gdyby nie jego najserdeczniejszy przyjaciel, Roger.
Roger to penis.
Błyskotliwy, inteligentny, śmiały, o wielu twarzach wystawiający swojego właściciela na wiele prób. Andy prowadzi rozmowy ze swoim spersonifikowanym przyjacielem. Wspólnie szukają sposobu, jak poradzić sobie z osamotnieniem, humorami ciężarnej żony i czekającym go ojcostwem. Rolę mentora w tych zagadnieniach pełni sam Roger. W napięciu oczekiwania na potomka pojawia się oczywiście chwila słabości, którą skrzętnie chce wykorzystać Roger, namawiając Andy’ego do „złego”.
Poczynania obu bohaterów to podszyta czarnym humorem komedia, na dnie której kryje się prawda związana z obawami i lękami człowieka mającego sprostać arcyważnemu zadaniu jakim jest ojcostwo. Zabawne dialogi, komiczne sytuacje, błyskotliwe komentarze do spraw damsko-męskich, a do tego fenomenalna wiwisekcja męskiej natury i postrzegania świata przez pryzmat… Rogera. To wszystko sprawia, że ta oryginalna sztuka jest inteligentną rozrywką z drugim dnem. Ucieszy i rozbawi zarówno prawdziwych macho, jak i ortodoksyjne feministki."

piątek, 10 października 2014

BIEDRONY atakują!



Dziś słów kilka z pogranicza nauk ścisłych. Ostatnimi czasy zaniepokoiłam się dużą ilością biedronek nawiedzających moje osiedle, zwłaszcza w słoneczne dni. Biedrony obsiadają mury, pakują się do mieszkania i generalnie jakieś takie bezczelne są. Po bliższych oględzinach doszłam do wniosku, ze to chyba rasowe biedronki być muszą, bo kropki dziwne mają. Moja psiura namiętnie je pacyfikuje łapą lub swoim wielgachnym jęzorem dokonuje egzekucji na bidulach;  od czasu do czasu wpada na pomysł, aby zachęcić je, poprzez machanie ogonem, do zabawy, ale z racji na to, iż są to stworzenia mało interaktywne, po paru chwilach Pyśka wraca do mordowania biedroniego rodu.

Poszperałam w necie i cóż odkryłam: ATAKUJE MNIE BIEDRONKA AZJATYCKA!

Poniżej zamieszczam wywiad z kompetentną osobą, która fachowo nakreśla problem (źródło: wyborcza.pl):
O biedronkach mówi dr Piotr Dąbkowski z katedry zoologii bezkręgowców i limnologii Wydziału Biologicznego Uniwersytetu Szczecińskiego.

Tomasz Maciejewski: Skąd tyle biedronek w październiku?

dr Piotr Dąbkowski: To czas, kiedy szukają sobie miejsca na zimowanie, hibernację. Na przykład w naszych mieszkaniach, gdzieś w pod parapetem, w kącie. Te, które takiego miejsca nie znajdą, nie przetrwają. A instynkt im podpowiada, że już za chwilę będzie trudniej, bo będzie zimniej. Biedronki lubią ciepło, słońce.

Czyli jeśli temperatura się obniży, już ich nie zobaczymy?

- Tak. Ich aktywność spada wraz ze spadkiem temperatury.

Czy to prawda, że dokuczają nam azjatyckie biedronki?

- Pewnie "nasze" też, ale jeśli jest ich dużo - prawdopodobnie to Harmonia axyridis - biedronka azjatycka. Ten gatunek ma tendencję do skupiania. I lubi tereny zurbanizowane, gdzie są ludzie.

Podobno są bardziej agresywne niż nasze, rodzime gatunki?

- Częściej dochodzi do ukąszeń.

Czymś to grozi?

- Oprócz nieprzyjemnego doznania, uszczypnięcia - nie. Natomiast w około 10 procentach przypadków kontakt z Harmonia axyridis powoduje reakcje alergiczne. Jest za to odpowiedzialna substancja o nazwie metoksyparazyna, wydzielana z gruczołów obronnych. Ona też plami.

Od kilku lat słyszymy, że odmiana azjatycka wypiera nasze biedronki.

- To gatunek bardzo ekspansywny. Jest w stanie wykonywać loty długostansowe. Jest też płodny - do pięciu pokoleń w ciągu roku.

Podobno w Europie pojawiła się dopiero w 1999 roku, a w Polsce w 2006 r.

- Pod Poznaniem. Ale prawdopodobnie była już wcześniej, tylko że nie została zidentyfikowana. Pochodzi z Azji. W latach 60. pojawiła się na terenach Ukrainy, Białorusi. W latach 80. we Francji.

Do Ameryki sprowadzono ją, by zwalczać mszyce. Jest więc pożyteczna.

- Tak jak nasze biedronki żywi się mszycami i innymi owadami. Ale też pyłkami kwiatowymi, nagryzą owoce. Może więc być szkodnikiem.

Jak się jej pozbyć?

- Z mieszkania? (śmiech) Środków owadobójczych w pomieszczeniach nie zalecam. Najlepiej usunąć mechanicznie, na przykład odkurzaczem. Jeśli usuniemy gniazdo, następne biedronki nie powinny się już pojawiać.

Przeżyje wciągnięcie przez odkurzacz?

- Ma spore szanse. Chrząszcze dzięki dość masywnej budowie ciała są odporne na urazy.

Pytałem o to, pół żartem pół serio, bo chciałbym wiedzieć, czy tylko się opędzać czy rozgniatać?

- To kwestia etyki... Nie jest to gatunek chroniony. Co więcej - jest niepożądany w naszym ekosystemie. Nawet tak zmienionym jak miasto. Ale osoby, które nie są w stanie rozpoznać, jaki to gatunek, raczej niech nie zabijają...

Jeśli chcemy uniknąć etycznych dylematów, lepiej pozamykać okna, założyć moskitierę itp.

- Podobno odpycha je mentol, więc można posmarować framugi.

Co to za biedronka?

Harmonia axyridis (nazywana też "arlekinem" lub "harlekinem" od angielskiej nazwy Harlequin ladybird) jest biedronką średniej wielkości (5-8 mm, podobne wymiary ma popularny u nas gatunek - biedronka siedmiokropka), o bardzo zmiennym ubarwieniu. Od żółtego przez pomarańczowy i czerwony do czarnego.

Liczba kropek: od 0 do 23

Spotykana głównie na krzewach i drzewach liściastych

Żyje przeciętnie kilka miesięcy, maksymalnie 3 lata

Naturalny zasięg występowania - wschodnia i środkowa Azja. Ale gatunek okazał się bardzo ekspansywny. Występują w Ameryce Północnej (sprowadzono ją tam do walki z mszycami), Ameryce Południowej, Europie, Afryce.

Azjatyckie biedronki są bardziej drapieżne od rodzimych gatunków.

W Polsce występuje 75 gatunków biedronek

Na całym świecie jest 5,2 tys. gatunków biedronkowatych.


Zachęcam również do lektury artykułu: 

wtorek, 7 października 2014

GALERIA, czyli moje fiu bździu...

Tym również zajmuję się w wolnych chwilach, jak mi się zachce powyżywać artystycznie :)

1. Pastelowo... (pastele, papier).



2. Gwiaździsta noc - Vincent van Gogh - kopia (akryl, płótno).



3. Kółka (akryl, tektura).



4. Oko (akryl, płótno).





5. Pejzaż (akwarela, papier)



6. Motyl (pastele suche, papier)



7. Pyśka (akwarela, akryl, papier)


8. Tajemniczy ogród (akryl, płótno, 100cmx70cm)























9. Jesienny taniec drzew (akryl, płótno, 100cmx70cm)



















10. Pejzażyk (kredki akwarelowe, papier)


















Zanim osądzisz DZIECKO ;)




Dziecięca fantazja nie zna granic i tylko nam, dorosłym, wydaje się, że małolaty to wyłącznie świństwa potrafią zmalować. To, w jaki sposób dziecko postrzega świat znajduje odzwierciedlenie w jego pracach plastycznych. Poniżej kilka przykładów wesołej twórczości z wyjaśnieniem - co autor miał na myśli ;)



















Grafika i teksty pochodzą ze strony internetowej: kobieta.onet.pl

1. To oczywiście jest latarnia morska.


2. Ten rysunek prezentuje nożyczki (to może być pierwszy krok w stronę malowania martwej natury).


3. W tym przypadku dziecko stworzyło na papierze superbohatera - oto Człowiek Nożyczki.


4. Ten rysunek przedstawia szkic ptaka.


5. Obrazek przedstawia autora, który bawi się ze swoim kotem.


6. Nikt chyba nie wątpi, że to jest dinozaur?


7. Oto kolejny portret kotka.


8. W tym przypadku na pierwszy rzut oka widać, że to żyrafa.


9. Ten chłopiec narysował astronautę.


10. To dziecko narysowało tatę podczas koszenia trawy przed domem.


"Psychologowie podkreślają, żeby nigdy nie krytykować rysunków dziecka, nie oceniać negatywnie. Dzieci po prostu rysują na swój własny sposób. Warto spokojnie dopytać się, dlaczego coś wygląda tak, a nie inaczej. W końcu niebo nie zawsze musi być błękitne, a trawa zielona..." (kobieta.onet.pl) 

niedziela, 5 października 2014

Porady z psiej szuflady!

Dziś garść informacji, mam nadzieję, że przydatnych, na temat zdrowia naszych czworonogów. Na wstępie chciałam wyjaśnić, iż nie reklamuję żadnej firmy, z żadną nie współpracuję; opisuję to co sama stosuję, znam z doświadczenia oraz wiem od innych właścicieli psiaków, że działa i jest godne polecenia.


1. Od zaprzyjaźnionej pani weterynarz, która gości w swojej przychodni zawsze tłumy, wiem, że skutecznym preparatem chroniącym stawy u dużych psów i stawiającym psy schorowane na nogi jest Equine Corta Vet HA Solution - płyn, który docelowo jest przeznaczony dla koni, natomiast ma również zastosowanie w psim świecie; weterynarze zalecają mniejsze dawki; można go kupić w Polsce lub sprowadzić zza granicy - ma jedną wadę - jest sprzedawany w pojemnikach o pojemności 946 ml lub większych (można się umówić w kilka osób i zakupić). Naszej mastifce podajemy go profilaktycznie raz w tygodniu - około 2 ml wraz z jogurtem. W przypadku psów chorych, z problemami układu kostno-stawowego, weterynarz zalecał dawkę kilku mililitrów każdego dnia.

2. Wspaniała, puszysta sierść u naszego psiaka to niewątpliwa, ogromna zaleta; ze swojej strony polecam podawanie oleju z łososia: Quality Snack-olej z łososia; plastikowa butelka ma super dozownik, który bardzo ułatwia aplikowanie odpowiedniej ilości oleju. Cudowne działanie ma również żółtko jaja podawane raz w tygodniu. Nasza psina mastifowa ma sierść jak modelka z reklamy :)

3. Ku przestrodze! (skorzystałam z informacji umieszczonych na stronie onet.pl)

Psy są drapieżnikami, więc powinny być karmione mięsem i jego pochodnymi. Na skutek hodowli, tworzenia nowych ras i stałego przebywania z ludźmi, ich sposób bycia i żywienia nieco się zmienił, ale nadal nie mają czterech żołądków ani specyficznych bakterii w przewodzie pokarmowym pomagających w rozkładzie celulozy - jak to jest u roślinożerców. Psy nigdy nie będą zdrowe jedząc same warzywa. Tego typu pokarmy, wymieszane przez ludzi z mięsnymi kawałkami, są w stanie przez jakiś czas tolerować. Jest jednak kilka produktów, które mogą je zabić, pomimo tego, że ludzie je bardzo lubią. 

Oto kilka najgroźniejszych:

a. Kasza i ziemniaki – nie są wprawdzie trujące, ale szkodzą psom z wrażliwym przewodem pokarmowym. Bardzo często psy są karmione kaszą z jakimiś dodatkami. Niestety, jest słabo trawiona i bardzo obciąża przewód pokarmowy. W żadnym wypadku nie powinny jej dostawać szczeniaki. Ziemniaki można dodawać do pokarmu tylko w niewielkich ilościach i bardzo dokładnie rozgniecione.

b. Rodzynki i winogrona - do zatrucia psa wystarczy zjedzenie 30 gramów winogron lub 11,5 grama rodzynek na każdy kilogram masy ciała psa. Objawy zatrucia pojawią się po kilku godzinach: zapalenie żołądka i jelit, wymioty, biegunka, bóle brzucha, utrata apetytu, obecność w kale lub wymiocinach częściowo strawionych rodzynek. Gorzej pracują nerki, pies ma trudności z oddawaniem moczu.
Uwaga - substancje toksyczne z winogron mogą się w organizmie kumulować i do zachorowania może dojść dużo później, np. po kilku miesiącach karmienia psa ludzkimi smakołykami.

c. Przyprawy - pies może się z nimi łatwo zetknąć, jedząc pozostałości posiłków ludzi. Ostre przyprawy, np. papryka, gałka muszkatołowa, pieprz, powodują podrażnienia przewodu pokarmowego, mogą doprowadzić do choroby nerek. Sól, konieczna w niewielkich ilościach, w nadmiarze spowoduje zaburzenia przemiany materii. Dzienne zapotrzebowanie psa na sól kuchenną to zaledwie około 0,2 g/kg masy ciała.

d. Pestki owoców – np. jabłek, brzoskwiń, moreli - zawierają niewielkie ilości amigdaliny, która może się przekształcić w niebezpieczny związek chemiczny - cyjanek. Czym mniejszy pies, tym niebezpieczniejsze jest ich zjedzenie. Czasem zwierzęta zjadają takie pestki celowo, by pomogły im w walce z infekcjami przewodu pokarmowego. Minimalne ilości nie szkodzą, zbyt duże powodują wiele niebezpiecznych objawów. Po przedawkowaniu najpierw pojawia się u psa niepokój, potem trudności w oddychaniu, konwulsje, zapaść, nagła śmierć.

e. Rośliny strączkowe - fasola, groch soja itp. są ciężkostrawne, wywołują wzdęcia, długo pozostają w przewodzie pokarmowym. Zawarte w nich białko jest przez psy wydalane, nie może być przez organizm przyswojone. Takie same wzdęcia wywołuje kapusta, brokuły, kalafior, brukselka. Zielone części pomidora, rabarbaru i wielu innych warzyw są dla psa ciężkostrawne i zmuszają jego organizm do walki z tym co zjadł.

f. Cebula i cebulki kwiatowe oraz czosnek – wielu właścicieli psów twierdzi, że ich pupil lubi jeść cebulę. Niestety, wszystkie cebulowe są dla psów ciężkostrawne, a podczas ich trawienia wytwarzają się toksyczne dwusiarczki. Czosnek zawiera tiosiarczan sodu, który odkłada się w organizmie psa. Aby zaczęły się kłopoty, wystarczy, że pies zje cebulę w ilości przekraczającej zaledwie 0,5% masy jego ciała. Dwusiarczki powodują rozpad czerwonych krwinek, co prowadzi do poważnego niedotlenienia. Przy niewielkiej ilości cebuli organizm psa ratuje się produkując więcej czerwonych krwinek, ale nie może tego robić bez końca.

g. Czekolada i kakao - zawarta w nich teobromina pomaga ludziom w pozbyciu się kaszlu, a u psów pobudza pracę serca. Gdy pies zje jej więcej niż 100-150 mg/kg masy ciała, serce może nie wytrzymać. Pierwszymi objawami zatrucia mogą być u psa nudności, wymioty i biegunka, także zwiększone wydalanie moczu. Potem kłopoty z krążeniem i oddychaniem, zawał oraz krwotok wewnętrzny. We krwi psów teobromina może utrzymywać się nawet do 20 godzin.

h. Awokado – jest dla psa wyjątkowo niebezpieczne i wszystkie jego części są dla niego trujące. Początkowo wywołują wymioty i biegunkę. Intensywność zachorowania zależy od ilości zjedzonego awokado i od masy psa. Tak samo zadziałają grzyby i orzechy makadamia. Sok z aloesu - uzdrawiający ludzki żołądek, również jest dla psa niebezpieczny.

Uważajcie czym karmicie swoje psiaki!

sobota, 4 października 2014

Jak zostać MILIONEREM?



Na czym w Polsce można zarobić? To pytanie zapewne stanęło przed oczami, nie raz i nie dwa, każdemu z nas, gdy po raz kolejny, ze łzą w oku, spoglądaliśmy na stan konta bankowego. Ileż to razy zastanawialiśmy się nad tym jak zostać bogaczem? Nie robić nic cały dzień, mieć służbę spełniającą nasze zachcianki, bez skrępowania liftingować się raz na pół roku, zażywać kąpieli w bajecznych błękitach oceanów…
Jakoś tak obserwując świat naszła mnie myśl, która jest zapewne częściową odpowiedzią na pytanie - jak zostać milionerem, a więc… w naszym zacnym kraju można zarobić na: głupocie ludzkiej oraz na odchudzaniu. Skąd taka refleksja? Wystarczy przejrzeć Internet – mnóstwo tam durnych filmików, na których nie mało się zarabia – należy tylko zadbać o odpowiednią oglądalność i tematykę; a zatem mamy dzieła filmowe: 

- o psach przebranych za pająki, które napadają po nocach na zbłąkanych przechodniów, 

- o dziewuszynie, która usiłuje założyć gacie jeansowe parę rozmiarów mniejsze niż nosi, używając do tego celu masła, elektrowstrząsów i innych patentów rodem z „Gwiezdnych wojen”,

- o obnażaniu ludzkich tajemnic i słabości – można nagrać defekującego sąsiada w stanie wskazującym lub sąsiadkę X, która w akcie zemsty rozmazuje nosowe gile na drzwiach sąsiadki Y,

- o nieudolnych talentach wokalnych, tanecznych, kulinarnych itp.,

- o sobie samym – wystarczy się wcielić w rolę poczciwego idioty, na przykład, prowadzącego wykłady na temat życia seksualnego prosionków chropawych. 

Natomiast odchudzanie to temat rzeka… Obawiam się, że można sobie wykombinować samemu cud miksturę i opchnąć ją na allegro.pl, a rzesze chętnych się znajdą; oczywiście należy najpierw wynająć i opłacić mięso armatnie, które skutecznie rozreklamuje nasze odchudzające badziewie na forach i blogach pod hasłem: Schudłam 20 kg w tydzień! Metamorfoza życia! 

Zatem, aby zostać milionerem należy mieć pomysł pasujący do bolączek społeczeństwa naszego, przyda się też poczucie humoru, brak skrupułów i sumienia oraz głód sukcesu, co skutecznie powinno zaprowadzić nas tam, gdzie pragniemy. 

Możliwości jest mnóstwo – ogranicza nas tylko nasza fantazja! 

niedziela, 7 września 2014

Bajowierszyk dla dzieci - CZEKOLADA.

W ramach intensywnego trenowania szarych komórek zawartych w mojej mózgoczaszce pokusiłam się o stworzenie dzieła, które być może stanie się inspiracją do wytworzenia większej ilości bajowierszyków tłumaczących dzieciakom to i owo :)


CZEKOLADA


Zapytała mała Ada:

Skąd się bierze czekolada?

Słodka, pyszna i pachnąca,

taka twarda i lejąca?


Mama Ady pomyślała i 

tak córci powiedziała:

nasza Ziemia lasy skrywa,

tropikami je nazywa,

rosną w nich przeróżne drzewa,

każdy ptaszek o nich śpiewa.

Jedno drzewo jest bajkowe,

bo ma ziarna kakaowe.

Dzielni ludzie je zbierają,

suszą, mielą, przerabiają.

Wysyłają je w świat cały,

żeby ludziom radość dały.

Czekolada z nich powstanie,

to odpowiedź na pytanie!

czwartek, 21 sierpnia 2014

Matka Polka to terrorystka?!?



Matka Polka to odrębny gatunek… Nie każda kobieta zostaje matką, ale te którym właśnie taką rolę matka natura sprezentowała, zostają poddane dziwnej obróbce psychicznej. Z punktu widzenia nie-matki tak to postrzegam. Oczywiście nie wszystkie matki doznają przetasowania mózgowego, które poszło w nieodpowiednią stronę, niektóre z nich pozostają w miarę normalne. 
Miałam okazję poobserwować i poobcować z taką Matką Polką terrorystką. Na wyposażeniu miała kilkumiesięczną pociechę, która już w tak młodym wieku bardzo skutecznie manipulowała swoimi rodzicielami. Ktoś powie: co Ty możesz wiedzieć o macierzyństwie i wychowaniu dzieci? No coś tam, niestety, wiem, pomimo tego, że swojego przychówki nie posiadam. Poza tym, nie trzeba być rodzicem, żeby dostrzegać, mało sensowne działania dyktowane tylko i wyłącznie faktem, że jestem matką przez duże M - pogrubione i podkreślone.
Może przytoczę kilka przykładów zachowań w wykonaniu naszej Matki. Czy Matka Polka ma prawo żądać absolutnej ciszy otoczenia, bo jej dzidzia śpi? Hmm… We współczesnym świecie niewykonalne, prędzej czy później, dziecko zmierzy się z decybelami naszego globu – niekoniecznie miłymi dla uszka. Czy wymuszanie z miną mordercy, aby przy spożywaniu śniadania tak manipulować sztućcami, by nie wydawać absolutnie żadnych odgłosów nie świadczy o lekkim zwichrowaniu naszej Matki? Nie wspomnę tutaj o biednym małżonku tejże rodzicielki – chłopina jest sprowadzony do poziomu usługiwacza, który na każde żądanie Matki Polki i jej bezcennego dziecięcia powinien stać w pełnej gotowości. Oczywiście Tatuś, wedle mózgowania naszej Matuli, absolutnie nie nadaje się do ululania dzieciątka – tylko Ona w pełni odpowiedzialnie zrealizuje to zadanie, a z drugiej strony zarzuca naszemu ojczulkowi, że nie interesuje się w wystarczającym stopniu dzieckiem. Zarówno Ona jak i On popadają w niewytłumaczalne koło absurdu, które toczy się w rytmie dyktowanym przez niemowlaka. No tak… dziecko wywraca świat rodziców do góry nogami, tylko czy dorośli ludzie powinni poddać się takiemu bezmyślnemu wywrotowi…? Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Matka terrorystka zupełnie w innym świetle widzi swoje zachowanie – może to kwestia nadmiaru jakiś niewłaściwych hormonów? 
Ktoś kiedyś powiedział, że w wychowaniu dzieci powinniśmy być, przede wszystkim, nastawieni na siebie, powinniśmy znaleźć czas na przyjemności, zajęcia, które choć na chwilę wyzwolą nas z rodzicielstwa, w przeciwnym razie staniemy się sfrustrowanymi, niezadowolonymi z życia maszynami, które nie wychowują, tylko są wychowywane przez małolata/małolatę, który/która i tak w wieku dojrzewania wygarnie nam, jakimi to jesteśmy … ... ...; tu zapewne padną niecenzuralne, kwieciste słowa naszej ukochanej latorośli. 
Może warto się zastanowić nad swoim rodzicielstwem póki nie jest za późno, a nasz mózg nie stał się papką podporządkowaną dziecku. 

czwartek, 7 sierpnia 2014

Jak utknąć w rurze i przeżyć? ;)



Z cyklu wspomnienia wakacyjne uznałam, że warto opisać jedną taką małą przygodę, która zadziała się kilka lat temu w Aquaparku w Sopocie. W tymże to aquaparku, niestety, dałam się namówić na skorzystanie ze zjeżdżalni w postaci rury. Przed jedną z nich nie było kolejki, co oczywiście, mogło dać mi do myślenia, ale jakoś na ten, dany moment , moje szare komórki przestały pracować na pożądanych trybach. Aaaa… dodajmy, że nie jestem, raczej, zwolenniczką, ostrych wrażeń… Wpakowałam, więc swój zacny tyłek do otworu wspomnianej wcześniej rury i … ocknęłam się na dole podtopiona, pół przytomna i prawie odarta z odzieży kąpielowej. Moje wspomnienia z tego przejazdu są bardzo ubogie – pamiętam tylko, że porwała mnie jakaś siła tajemna i z prędkością światła sponiewierała po ścianach tejże sympatycznej zjeżdżalni, która okazała się szybką rurą – kamikadze. Po otarciu się o śmierć i groźbie przeniesienia na tamten świat w dość nietypowy sposób, postanowiłam skorzystać z innej zjeżdżalni – tym razem poczytałam co i jak, więc wybrałam spokojną zjeżdżalnię rodzinną w kolorze słonecznej żółci. Siadam sobie na progu startowym, czekam na zielone światełko i ruszam…
I tutaj znowu moje młode życie zostało wystawione na próbę, tym razem groziła mi śmierć z powodu połamania kręgosłupa za pomocą mocnego uderzenia stóp należących do osoby jadącej za mną. Nie wiem jak to jest w przyrodzie możliwe, ale utknęłam w połowie zjeżdżalni… oczywiście nie z powodu nadmiernych gabarytów. 
Mój mózg zaczął rozpaczliwie myśleć: 
- odpychaj się intensywnie rękami i wszystkim co się do tego nadaje… niewiele tego było, oprócz rąk, ale i tak nie pomogło… 
- zaaranżuj stringi - wsadź sobie majty w tyłek – zawsze to bardziej poślizgowy materiał niż gacie od kostiumu kąpielowego… nie pomogło… 
- zmień pozycję, połóż się… nie pomogło… 
- zacznij krzyczeć, więc zaczęłam wrzeszczeć: Ludzie! Ja tu siedzę! Hamujcie! 
Na szczęście za mną jechała moja ukochana kuzynka i z wyszukaną gracją przepchnęła moje zrozpaczone jestestwo w kierunku wyjścia. Przeżyłam.

Jaki morał z tej opowieści: w życiu zawsze należy znaleźć złoty środek… ;)