Grafika: www.fineartamerica.com
- Wstawaj! Dzień dziecka się skończył! Wstawaj! - słyszę jak przez mgłę przeraźliwy skowyt, który niemiłosiernie drażni moje prawe ucho. Otwieram oczy… Nie padam z wrażenia na podłogę jak kłoda tylko dlatego, że już leżę. Nade mną pochyla się moja własna gęba przyczepiona za pomocą mojej własnej szyi do mojego własnego ciała.
- No co tak gały wybałuszasz?!? Chciałaś klona, to masz! - moja własna gęba bezczelnie rzuca tekstem opluwając mi soczyście przy okazji pół twarzy. Fakt, nie raz taka wizja przemknęła niczym Pendolino przez moje połączenia mózgowe, ale kto by się spodziewał, że kiedykolwiek klon stanie przez moim obliczem.
- Stara! Koniec spoczywania w pozycji horyzontalnej! Trzeba mnie do roboty wyszykować. Tu masz pilot dostosowany do twoich potrzeb. Naciskasz, dostrajasz i voilà: twój klon zwala z nóg doskonałością!
No to naciskam… Szast - prast! Po paru sekundach klon stoi ubrany zgodnie z najnowszymi trendami mediolańskich domów mody, zmakijażowany i dzierżący w łapach ekwipunek niezbędny do pracy. Żuchwa prawie wylatuje mi z zawiasów. No takiej dupy to ja dawno nie widziałam! Oglądam się, to znaczy klona, z każdej strony i nie mogę wyjść z podziwu. Jakaś taka wysmuklona jestem, nic mi się nie zwija, nie podwija, żadne fałdki i inne takie nie wyłażą cichaczem jak tylko się je spuści z oczu.
- O w mordę jeża! No powiem Ci, że odwaliłeś mnie jednorazowo! Milion dolarów to przy tobie uboga ciocia zza wschodniej granicy. Jest tylko jeden problem... Jak szefostwo cię zobaczy to nie mam czego szukać w robocie. Musisz się delikatnie obrobić w kierunku szarzyzny nie rzucającej się w oczy, ale z zachowaniem smaku i oryginalności. Aaa... I przypadkiem jakiego odjechanego samochodu sobie nie wyklonuj! Pamiętaj, że wpasowujesz się ze wszystkim w trend szarzyzny nie generującej odruchów obrzydliwej zawiści współpracowników. Najlepiej właduj się w tego mojego wiekowego rzęcha, ewentualnie możesz mu nowy lakier pierdyknąć, w środku posprzątać i tapicerkę wyprać.
- Wszystko będzie wedle twych życzeń. - klon bez cienia sprzeciwu zmienia wizerunek swój i rzęcha. Całuje mnie soczyście w policzek i wychodzi do pracy.
Wracam do łóżka z książką i pyszną kawką, którą klon przygotował po mistrzowsku. Mimo wszystko mam trochę obaw jak klon się w robocie odnajdzie i czy głupot nie narobi. Aż tu nagle… Szast - prast! Z pilota wysuwa się mały ekranik, na którym jak w mordę strzelił klonik w pracy mojej osobistej mi się ukazuje. A to sprytny wynalazek! Pełna inwigilacja klona. Ha! Upewniwszy się, że klon sprawuje się jak ta lala przypadkowo odkrywam na pilocie funkcję wysyłania poleceń. Korzystam bez wahania i listę zakupów, która się sama tworzy, wysyłam do tego mojego cudaka. Tymczasem sama idę kontynuować leżenie bykiem w pachnących pościelach.
Około godziny 16.00 wraca klon: zadowolony, optymizm aż z niego kipi, z pięcioma torbami zakupów. Już w progu informuje mnie, że za zakupy zapłacił gotówką, którą wyprodukował w specjalnej maszynce ukrytej w pępku.
- Wszystko będzie wedle twych życzeń. - klon bez cienia sprzeciwu zmienia wizerunek swój i rzęcha. Całuje mnie soczyście w policzek i wychodzi do pracy.
Wracam do łóżka z książką i pyszną kawką, którą klon przygotował po mistrzowsku. Mimo wszystko mam trochę obaw jak klon się w robocie odnajdzie i czy głupot nie narobi. Aż tu nagle… Szast - prast! Z pilota wysuwa się mały ekranik, na którym jak w mordę strzelił klonik w pracy mojej osobistej mi się ukazuje. A to sprytny wynalazek! Pełna inwigilacja klona. Ha! Upewniwszy się, że klon sprawuje się jak ta lala przypadkowo odkrywam na pilocie funkcję wysyłania poleceń. Korzystam bez wahania i listę zakupów, która się sama tworzy, wysyłam do tego mojego cudaka. Tymczasem sama idę kontynuować leżenie bykiem w pachnących pościelach.
Około godziny 16.00 wraca klon: zadowolony, optymizm aż z niego kipi, z pięcioma torbami zakupów. Już w progu informuje mnie, że za zakupy zapłacił gotówką, którą wyprodukował w specjalnej maszynce ukrytej w pępku.
Z niesamowitą gracją wykłada towar z siatek i błyskawicznie chowa do lodówki, szaf i szafek kuchennych. Następnie ochoczo bierze się za mycie okien. Potem płynnie przechodzi do szorowania łazienki i prasowania sterty ciuchów.
W międzyczasie robi bezkaloryczne ptysie z kremem waniliowym i torcik czekoladowy z wiśniami.
Wniebowzięta leżę na kanapie, pałaszuję piątego ptysia i rozkoszuję się masażem stóp, który profesjonalnie wykonuje klon nucąc anielskim głosem muzykę relaksacyjną. Zanurzona w dźwiękach rodem z Tybetu odpływam...
W międzyczasie robi bezkaloryczne ptysie z kremem waniliowym i torcik czekoladowy z wiśniami.
Wniebowzięta leżę na kanapie, pałaszuję piątego ptysia i rozkoszuję się masażem stóp, który profesjonalnie wykonuje klon nucąc anielskim głosem muzykę relaksacyjną. Zanurzona w dźwiękach rodem z Tybetu odpływam...
Ech… jakież piękne byłoby takie życie ;) Dajcie mi klona chociaż na dwa dni w tygodniu :)
No kochana, jakbyś chciała opatentować i sprzedawać, to ja pierwsza w kolejce i liczę na rabat!!! dziś rano jak pomyślałam co mnie czeka w tym tygodniu i w następnym, to dla dwóch klonów by starczyło...
OdpowiedzUsuńKobieto jak ja bym takie cudeńko wytworzyć potrafiła to myślę, że Nobel gwarantowany ;) Póki co pozostają nam sny i marzenia ;)
UsuńZapomniałam o bezkalorycznych ptysiach, czy naprawdę nie może ktoś takich wymiksować? Takie cuda nawymyślali, a dla łasuchów to się nikt nie wysili z wynalazkiem:-)
UsuńWłaśnie, nie wiem dlaczego nikt jeszcze nie wymyślił słodkości bez konsekwencji spożycia ;)
UsuńNie możesz więcej jeść ciężkostrawnych kolacji :) Ale klonik raz na jakiś czas - czego nie, na pewno wysłała bym klonika na obiad do teściowej :)
OdpowiedzUsuńBędę się pilnowała z tymi kolacjami ;) Tylko ja i bez kolacji mam takie sny, że włosie mi się na głowie filcuje, nie mówiąc o tych wszystkich chętnych, co by mnie w domu wariatów chcieli zabarykadować po wysłuchaniu co mi się śniło :)
UsuńJa tez chciałabym, raz na jakiś czas!
OdpowiedzUsuńNie wiem czy jest ktoś kto by nie chciał :)
UsuńHa, ha :) Genialnie! Jak już znajdziesz sposób, jak sobie takie klony załatwić (albo chociaż te bezkaloryczne ptysie), to daj znać. Chętnie też nabędę. :) :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, te ptysie to mnie też zaintrygowały ;) A klona jak gdzie dopadnę to zmuszę do zeznań, jak go wyprodukować w ilościach hurtowych ;)
UsuńMoja córka jak miała trzy lata mówiła, że będzie miała 5 męzow - jeden do sprzątania, drugi do gotowania, trzeci do robienia zakupow, czwarty dla niej a piaty dla jej dzieci ;) To tak jakby klony, nie? ;)
OdpowiedzUsuńKlony jak nic, tylko kto by chciał mieć tylu mężów na garbie ;)
UsuńAch, chyba każdemu przydałby się jego klon, który spełniał i wypełniałby większość obowiązków ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że od czasu do czasu - każdemu :) Zwłaszcza jak się ma dosyć wszystkiego i chce się poleniuchować :)
UsuńRaz na jakiś czas - super, ale czy codziennie? Nie wiem czy bym się zdecydowała, bo przecież ileż można leżeć i pachnieć? A tak serio Eve świetnie się to czyta, a ile marzeń przemknęło mi przez głowę. Klon się zajmuje moim dzieckiem, a ja nareszcie po raz pierwszy od blisko dwóch lat mam przespaną spokojnie noc.
OdpowiedzUsuńCodziennie to ja bym też nie chciała, takie pętanie się bez celu i wyręczanie klonami na dłuższą metę jest pewnie męczące. Też nie lubię tylko leżeć i pachnieć :)
UsuńA po co Ci klon? Wystarczy męża odpowiednio wychować! Ja taki jestem, tylko maszynki w pępku nie mam...
OdpowiedzUsuńHa, ha! Dobre ;) Niestety mam nieco inne zdanie na temat "wychowywania" mężów ;) Wolę klona niż ubezwłasnowolnioną jednostkę bezmyślnie tkwiącą pod moim pantoflem ;)
Usuńchyba lepiej być niepowtarzalną i jedyną w swoim rodzaju :) boja ma rację - faceta wychować :D łatwo napisać :D
OdpowiedzUsuńJa tam takim klonikiem pojawiającym się okazyjnie to bym nie pogardziła :)
Usuńtaki klonik nawet raz w miesiącu byłby idealny. najchętniej w poniedziałek.
OdpowiedzUsuńPomarzyć można :)
Usuń