niedziela, 31 stycznia 2021
Migawki z życia kobiety... Epizod 6: Zakupy
czwartek, 28 stycznia 2021
Pluszowy królik atakuje, czyli rozładuj się wizualizacją...
środa, 27 stycznia 2021
To nie była miłość od pierwszego wejrzenia...
wtorek, 26 stycznia 2021
Gdy nudne wiedziesz życie w kuchni, warzywka czasami chrupnij...
Na fotografiach suróweczka, która powstała z następujących składników:
- pół marchewki - zetrzeć na tarce o grubych oczkach
- kawałek pora - pokroić w cienkie paski
- kapusta kiszona - ilość wedle uznania
- pół jabłka - zetrzeć na tarce o grubych oczkach
- natka pietruszki - drobno posiekać
- łyżka miodu - najlepiej z pasieki
- trzy łyżki oleju rzepakowego - dobrej jakości
- sól, pieprz - do smaku
piątek, 22 stycznia 2021
Pokaż kotku, co masz w środku...
Jakiś czas temu byłam na rezonansie magnetycznym głowy. Kto czytał post Obecność mózgu stwierdzono! dowiedział się, że to niezwykle interesujące doznanie, jeżeli rozpatrujemy je pod kątem doznań słuchowych. Niestety nie jest to atrakcja dla ludzi ze skłonnościami ku klaustrofobii. Każde badanie ma to do siebie, że po jakimś czasie dostajemy wynik tegoż procederu. Dostałam, więc, opis i płytkę z nagraniem. Opis na szczęście zawierał informacje jak najbardziej pozytywne: zmian patologicznych nie stwierdzono; odkryto tylko drobne niedociągnięcia w mojej głowie, ale nie będę na ten temat truć.
Z wykształcenia jestem biologiem i jak na biologa przystało zainteresowałam się nagraniem, którego głównym bohaterem jest mój mózg. Przeglądając kolejne ujęcia natknęłam się na kilka niebanalnych obrazów, które mocno pobudziły moją wyobraźnię i nieco mnie przeraziły... A jednak mam kumpli, nie jestem sama... W zakamarkach mojej czaszki ukryło się kilka podejrzanych dziwaków...
Spójrzmy na zdjęcie powyżej... Postać jak najbardziej sugeruje brak kontaktu z rzeczywistością; gałki oczne skierowane ku górze i rozwarty otwór gębowy mogą wskazywać również na brak przytomności czy też wariactwo, które osiągnęło stadia końcowe. Ewentualnie można się tutaj doszukać wiecznie głodnego osobnika nastawionego na pochłanianie żywności, co akurat w moim przypadku pasuje jak ulał patrząc na moje umiłowanie do żarcia, a zwłaszcza do żarcia ciastek.
Zajmijmy się kolejną fotografią...
Pamiętacie serial animowany "Simpsonowie"? No czyż nie wyglądam tu jak Homer Simpson - ojciec rodu? Martwi mnie tylko ta zamurowana szczelina, która służy do przyjmowania pokarmów i mówienia. Może to przesłanie...? Kiedyś mnie los pokara i zlikwidują mi gębę, żebym tyle nie kłapała i nie wyjadała tych wszystkich dobroci świata doczesnego. Pocieszające jest to, że mam pofałdowaną powierzchnię mózgu, więc jest dobrze. Zawsze się martwiłam, że ta powierzchnia jest jak marynowana pieczarka i można po niej zjeżdżać na sankach.
Ujęcie nr 3...
To mnie przeraziło najbardziej! Straszna potworzina w tym łbie się zalęgła! Prawdopodobnie odpowiada za moją mroczą, nieujarzmioną stronę, która czasami wypełza i straszy ludzi. Do tego ma jakieś takie koślawe gałki oczne i wąsy - obym nie zmutowała w kierunku zezowatego mężczyzny.
Przejdźmy, po tych niezbyt miłych przeżyciach, do zdjęcia nr 4...
Słodziutki potwór wstydziaszek, który łapkami zakrywa sobie oczka. Niepokojąca jest ta nadmierne rozbudowana obręcz barkowa i muskulatura, która ją pokrywa... Czyżbym skrywała w sobie zapędy do zostania kulturystą? Znowu ten facet wyłania się zza winkla. Pozostając w klimatach słodziakowatości zerknijmy na ostatnie ujęcie - nr 5, bo przecie nie będę Was zanudzać hordą fotosów z mych wnętrz.
Taki słodziutki niuniuś ze skłonnościami do turkucia podjadka - tak mi się to bynajmniej kojarzy. Ewentualnie jakiś wodny skorupiak lub nieogarnięty mięczak, a może trochę morda żółwia...?
Jak widać wędrówki po ludzkim łbie mogą stać się niezłą gimnastyką dla wyobraźni. I dają odpowiedź na nurtujące nas pytanie - czy jesteśmy sami? No nie jesteśmy! Nikt z nas nie jest sam, każdy ma takich fajnych kumpli w środku; trzeba ich tylko poznać i odpowiednio wykorzystywać ;)
czwartek, 21 stycznia 2021
Zemsta kiełbasiana i poważna strata dla narodu...
wtorek, 19 stycznia 2021
Rzęsy jak firanki...
Dzisiaj mała odsłona poradnika cioci Ewy, która jak wiadomo specjalistką od nowinek z wielkiego świata kosmetyków nie jest, ale czasami ponosi ją fantazja i udzierga post zupełnie nie pasujący do niej ;) Poza tym jak już narysowała taką grafikę o tych rzęsach to żal jej nie wykorzystać. A zatem... Która z nas nie marzy o rzęsach jak firanki? No przyznać się! Każda :) Jeżeli komuś matka natura poskąpiła w tym zakresie to polecam gorąco dwa produkty przyczyniające się w dużym stopniu do stania się posiadaczką najpiękniejszych rzęs w całej Galaktyce:
niedziela, 17 stycznia 2021
Migawki z życia kobiety... Epizod 5: Głupia pisda
Ale ze mnie durna bździągwa! Po jaką cholerę zachciało mi się tych wszystkich firan i zasłon! Teraz muszę te kilometry szmat prasować, bo wstyd to wywiesić takie pomiętolone jak z krowiego zadu. A okna zasnuła już mgła z ubiegłego stulecia, trzeba je w końcu umyć, a jak okna umyć to i to prasowanie w pakiecie się wyłania zza winkla. Swoją drogą mycie okien to głęboko upierdliwa czynność, którą można mnie dotkliwie torturować. Z poziomu górnolotnych rozważań nad myciem okien i zasadnością wieszania szmat w oknach w formie wyprasowanej lub nie wytrącił mnie telefon mamuni…
- No cześć matka!
- Cześć dziecko wyrodne! Dlaczego ty milczysz od dwóch dni? Mogłaś umrzeć przez ten czas albo ja mogłam zemrzeć! – mamunia jak zwykle wbiła w ton kobiety zamartwiającej się.
- Eee tam… Bez przesady, już bez przesady. Póki co nikt nie umiera, a ty pewnie dzwonisz z jakimś pierdem jak cię znam. No co się stało?
- Nie, nie z pierdem! Wyobraź sobie, że Antoni zabiera mnie na weekend w góry i będziemy nocować w eleganckim hotelu! – głos mamuni zdradzał sporą dawkę podniecenia podszytego ekscytacją dziewczęcia z warkoczami.
- I co? Chciałaś się pochwalić i dobić mnie faktem romantycznego weekendu z ukochanym, gdy ja będę siedzieć i rwać włosy ze łba przed telewizorem wgapiając się w kolejny odcinek ”Chłopaków do wzięcia”…- poudawałam trochę lamentującą córkę w obliczu niesprawiedliwości losu.
- Dziecko nie rób mi tu prymitywnego przedstawienia! Wiem, że sobie ze starej matki żarty stroisz!
- Jakiej tam starej jak na weekendy jedzie z gachem! A wiadomo czym takie weekendy pachną! Ha! Ha!
- Niech pachną czym chcą, a ja mam problem, duży problem… Klara ja tu w poważnej sprawie do ciebie się zgłaszam… Bo ja dawno nie byłam na noclegu z mężczyzną poza domem i się tak zaczęłam zastanawiać czy by jakiego stroju na noc nie nabyć? – rodzicielka zawisła na łączach wyczekując mojej mniej lub bardziej sensownej odpowiedzi.
- Wiadomo, że nabyć! Chciałaś Antoniego straszyć tymi flanelowymi łachmanami w łąki makowe albo porzucone misie?!? Nie wiem co gorsze! Chociaż pewnie on już tym dostatecznie nastraszony, skoro nocował u ciebie nie raz to pewnie to widział! A że nie uciekł po tym traumatycznym przeżyciu to mu się szczerze dziwię! Ani się waż toto zabierać, bo mu oklapnie to co jeszcze nie oklapło do tej pory!
- Ty się tu z matczynych koszulin nie naśmiewaj! Antoni nie narzekał i nawet mówił, że piękne kolory!
- A co miał mówić? Kłamał bidulek, żeby się przypodobać, a pewnie w samotności marzy o spaleniu tych łąk makowych! Koniecznie trza ci nabyć jaką satynową koszulę; może być długa, z jakim szlafroczkiem do kompletu i zobaczysz jak chłopinie libido podskoczy!
- Ty to tylko o jednym! Myślisz, że co my tam zamierzamy robić?!?
- Nie wnikam, nie wiem i nie chcę wiedzieć! Tymczasem kobieto droga znikam, bo mycie okien mam w planach i prasowanie szmat z całego osiedla. Jutro po ciebie wpadnę to pojedziemy nabyć te grzeszne odzieże!
Mamunia zniknęła w odmętach sieci telefonicznej, a ja mogłam spokojnie zabrać się za mycie okien. Właściwie to cała procedura okiennicza była: zdjęcie firan i zasłon, wrzucenie do pralki, mycie, prasowanie i wieszanie… Na myśl o tym wszystkim odechciało mi się wszystkiego. Całe popołudnie w przysłowiowej dupie i pot lejący się smętną strużką w rowie naplecnym. W ramach odskoczni pozaglądam chociaż na Sympatię; może i mnie jaki gach się trafi… O! I oto ci on! Yomi, cokolwiek to znaczy…
Yomi: Cześć,powiem ci że jestem ciekawy twojej osoby, mamy podobne oczekiwania,pozdrawiam Arek
No tak… Zasady wyrażania się w języku polskim leżą, ale Klara nie czepiaj się, daj dobry przykład… No i koleś ma podobne oczekiwania, a to moja kochana to jak wygrana w totka!
PoprostuKlara: Cześć, zawsze możemy o oczekiwaniach pogadać ;) Ja tu wpadam raczej rzadko, bo moja wiara w to, ze można kogoś normalnego tu poznać wynosi "zero". A Tobie udało się tu nawiązać znajomość z kimś sensownym? :) Klara
Yomi: Próby podejmowałem,ale bez powodzeniem,raczej nie mam zaufania do osób które po paru miesiącach znajomości chcą przewracać moje życie do góry nogami,jestem na to zbyt dorosły
Hmm… Zbuntowany anioł, wojownik niezależności mi się trafił…
PoprostuKlara: W pewnym wieku wywracanie czyjegoś życia nie ma sensu, bo każdy ma swoje przyzwyczajenia i wizje ;) Chyba, że ktoś jest tak zdesperowany, że mu wszystko jedno co ktoś z jego żywotem zrobi ;)
Yomi: Więc póki co wystarczyła by mi przyjaźń na początek
PoprostuKlara: Przyjaźń w tych czasach to też nie tak łatwo znaleźć; ja w swoim życiu niczego nie zakładam i nie wykluczam; czasami jakaś rozmowa z kimś sensownym jest więcej warta niż bycie w pseudozwiązku w imię obaw przed samotnością czy tym, że na starość mi nikt szklanki nie poda ;)
Yomi: tak,ale kto by się martwił starością, kaj tam jeszcze. co ciekawego dzisiaj robiłaś ?,ja wróciłem z pracy,ugotowałem zupę,nakarmiłem psa i kota i odpoczywam bo w ostatnich dniach dużo robiłem wokół domu.
Bożesz, zara mi streści wszystkie sekundy swojej egzystencji: zrobiłem kupę, oderwałem dwa kawałki dwuwarstwowego papieru toaletowego w stokrotki, umyłem dłonie mydłem o zapachu lawendy… Nie, nie i jeszcze raz nie! Yomi jakoś mnie nie zachęcił do rozwijania pisaniny, drętwota flaczano-olejna kapała aż miło i jeszcze ta polszczyzna dźgająca po gałkach ocznych. Po umyciu okien, przed prasowaniem, zerknęłam jeszcze czy coś więcej dopisał poza tym ”kaj tam jeszcze i tak dalej”…
Yomi: Tak właśnie wychodzi jak staram się być zabawnym
W którym miejscu on był zabawny? Poczucie humoru zdecydowanie nie to, ale Klara nie bądź świnią i odpisz kulturalnie. Chłop źle nie wygląda, a bynajmniej fotografia na patologię nie wskazuje. A Gośka sto razy powtarzała, że nie należy się zniechęcać…
PoprostuKlara: Muszę się czymś ważnym zająć, ale jutro możemy pogadać. A tymczasem miłego popołudnia :)
Yomi: spierdalaj głupia pisdo
Spionizowało mnie nieco i lekki wytrzeszcz mnie nawiedził... Yhmm… Zatem mieliśmy do czynienia z poważnymi zaburzeniami niewiadomego pochodzenia. Zostałam spontaniczną głupią pisdą bez specjalnych zasług. Rozumiem, że miałam być dostępna natychmiast i w każdym momencie, gdyż pan mężczyzna zechciał zwrócić na mnie uwagę roztaczając zabójczą wizję niańczenia psa, kota i pana mężczyzny w domowych pieleszach. No nic Klara, na ten moment zostaje ci romans z żelazkiem, skakanie po oknach, a potem możesz paść na wyro i oddać się nicnierobieniu.
Muzyka z filmu Dirty dancing dodała mi kopa i jakoś te okna obrobiły się bez nadmiernych cierpień. Wieczorem wpadłam jeszcze na portal randkowy sprawdzić czy do pisdy nie dorzucono innych sympatycznych określeń. Zablokowałam dziada od psa i kota, ale odezwali się inni panowie, głównie żądni przygód i smakowania pod każdą postacią damskiego ciała, jacyś desperaci szukający opiekunki ich problematycznej psychiki i jeden małolat, który chciał zatapiać czoło w mym biuście. I to by było na tyle…
Ciąg dalszy nastąpi… a wszelakie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe…
piątek, 15 stycznia 2021
Ciasteczkowe eksperymenty, które upodobniły się do pięty...
Od jakiegoś czasu znęcam się nad wypiekami i potrawami zgodnymi z zaleceniami diety, którą jestem zmuszona stosować: cukier trzeba zastąpić zamiennikami, mąkę pszenną też zastąpić innymi wariantami. Odkrywam fascynujące lądy wypieków bez cukru, mąki pszennej, drożdży i paru jeszcze innych rzeczy. Eksperymenty nie zawsze są udane o czym już pisałam wieszając psy na mące kokosowej. Ale, że ja zwierz uparty, więc nie pozwolę, żeby jakaś tam mąka kokosowa dyktowała mi warunki. I tak razu pewnego narodził się pomysł, by wyszykować ciasteczka z tejże mąki i masła orzechowego. Poszperałam w sieci, powybierałam różne przepisy i zrobiłam, jak zwykle, nieco po swojemu. Już tak mam, że gotuję i piekę zawsze nieco po swojemu. I teraz zapewne tłum znawców krzyczy: Ty durna babo! To dlatego nic ci z tej mąki i ksylitoli sensownego nie wychodzi! Mądralińska po swojemu w garach miesza i potem ma breje i inne bebła! Otóż na swoje usprawiedliwienie mogę rzec, że gotowanie i pieczenie zawsze było moją pasją i co nieco wiem na ten temat; nawet udało mi się parę rzeczy zrobić i nikt po spożyciu nie umarł (można obejrzeć w zakładce Kulinarnie na tym blogu – nie, nie ofiary mojego żywienia, tylko poczynania kulinarne).
Natomiast na zdjęciach zamieszczono ciasteczka, które uzyskałam z wymieszania w misce za pomocą łyżki następujących składników (ich ilości podaję na oko):
- 100g mąki kokosowej
- 100g masła orzechowego
- łyżka masła
- 2 jajka
- 1 łyżka ksylitolu
- 1 łyżeczka (płaska) proszku do pieczenia
Z tego wszystkiego należy zagnieść ciasto, z niego uformować kulki i każdą z nich delikatnie spłaszczyć, a następnie umieścić na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Ciasteczka wstawiamy do nagrzanego piekarnika do 180 stopni i trzymamy tam około 15-20 minut, aż się zrumienią (grzanie góra i dół, bez termoobiegu).
Oczywiście ksylitol można zastąpić miodem, zwykłym lub brązowym cukrem; ciastka można wzbogacić dodając rodzynki, żurawinę czy kawałki czekolady. Ciastka są bardzo sycące i z pewnością można je nazwać zdrową i wartościową przekąską jak ktoś ciastek jest spragniony, a nie do końca może jeść takie tradycyjne wypieki.
Marian powiedział, że wyglądają jak popękane pięty pana pracującego na budowie, co to nie używał pumeksu czy drapaka co najmniej od pół roku. Po zdegustowaniu orzekł, że bez popitki mogę tym mordować niewinnych ludzi i sprzedawać jako skuteczny środek zapychający japy nieznośnym babom ;) Nie wiem o co mu chodziło – przecież uprzedzałam, że są sycące ;) Mnie tam ciastka smakowały, zwłaszcza z gorącą herbatą lub mlekiem. W każdym razie mąka kokosowa to dla mnie wciąż zagadka i pewnie niejeden bluzg wydostanie się z mego otworu gębowego zanim pokochamy się miłością bezgraniczną ;)
wtorek, 12 stycznia 2021
Obyś zarosła jak dziki zwierz!
niedziela, 10 stycznia 2021
Migawki z życia kobiety... Epizod 4: Sympatia.pl
- O ja! O ja! – Gośka zaczęła skakać obok stołu, na którym postawiłam makowiec japoński i wino domowej roboty o smaku wiśniowym. Wino podprowadziłam mamuni, któraż ten boski trunek dostała od pana Antoniego. A jakże ubogie byłoby to babskie, sobotnie spotkanie bez odpowiedniego wina i ciasta.
- Dobra, już dobra, bo zawału dostaniesz! Najpierw robota, potem przyjemność! – sprowadziłam moją najlepszą kumpelę na ziemię.
- Ej, nie bądź świnią! Trochę zjemy przed akcją Sympatia.pl; lepiej się będzie myślało! Zobaczysz! Aż iskry pójdą!
- Gosiu kochana, ależ jedz ile chcesz, przecie se jaja robię! Tylko nie wyj mi potem do telefonu, że napuchła ci opona na brzuchu i ty nie wiesz z jakiego powodu. - Po tym tekście spojrzała na mnie tak jakby chciała mi wypruć jelito cienkie i owinąć wokół szyi - mojej, nie swojej.
Małgorzata była bardzo miłym stworzeniem, beztrosko wędrującym po tym ziemskim padole, obdarzonym temperamentem i seksapilem, którym potrafiła podbić każde męskie serce. Kilka miesięcy temu poznała niejakiego Marka na Sympatii, który nie do końca spełniał jej oczekiwania, ale Goska wyznawała zasadę, że lepszy Marek w garści niż Don Antonio w wyobraźni. Poza tym dość często uświadamiała mi, że wywleczenie kogoś sensownego z portalu randkowego to prawie jak cud w Kanie Galilejskiej. W obliczu tego wszystkiego mój los w tym miejscu zdawał się być przesądzony, ale cóż… Kto nie próbuje, ten okazje marnuje.
- Klara przyność lapa, siadaj obok! Nalałam już wina, więc najpierw toast za owocne łowy! Zdrówko kochana! Niech ci się cały tabun księciów trafi!
- Wystarczy jeden normalny. Na co mi księciowie wariatko! Na zdrowie!
Odpaliłam laptop i stronę startową portalu. Na wstępie trzeba było wymyślić mi nick…
- Słuchaj ja tak trochę już myślałam o tym jak się tam nazwać i jakoś tak spodobało mi się: kobietaZbagien…
- No czyś ty na łeb upadła?!? Kogo chcesz tam poznać?!? Shreka?!? Tudzież wielbiciela niedomytych kobiet z rozkoszą taplających się w błotnistych kałużach po każdej ulewie?!? Kobieto! Widzę, że tu praca u podstaw mnie czeka! Żadna kobietaZbagien! Coś niezobowiązująco normalnego trzeba wymyślić! Może: PoprostuKlara?
- Okejos, niech będzie PoprostuKlara. Ze mną jak z dzieckiem: mówisz i masz! PoprostuKlara została zarejestrowana. Pozostała jeszcze najgorsza rzecz na ten moment, czyli uzupełnienie profilu…
- Motto… Gośka czy ja mam pisać jakieś motto?
- Taaa… Głupich nie sieją… Ha! Ha! Ha! I co tak patrzysz durna pało! Łacha z ciebie drę, a ty patrzysz na mnie jakbyś mnie właśnie poznała! Pij wino, zjedz plaka, wyluzuj i zobaczysz jak gładko ci pójdzie. Motta nie musisz mieć, poza tym zawsze możesz dopisać później, a ważniejsze są zdjęcia. Co tam masz? Wybierzemy jakieś sensowne.
Prawie godzinę zajęło nam wybranie kilku ”sensownych” fotografii. Zostałam też poddana sesji fotograficznej, żeby uzyskać ponętne selfie, jak to Gośka ujęła. Wyglądałam na nim jak spragniona męskiego ramienia dzierlatka, która sama nic zrobić nie potrafi, ale znawczyni tematu orzekła, że tak trzeba. Na wybór innych zdjęć miałam większy wpływ, bo to nie profilowe były, więc łaskawie mi pozwolono podjąć te życiowe decyzje.
- Data urodzenia… Mam pisać prawdę czy jak? - zawahałam się nad tą jakże istotną informacją.
- Klarciu moja ty ukochaniutka, tylko prawdę, samiuśką prawdę! Nie ma sensu kłamać w sprawie wieku, bo prędzej czy później wyjdzie na jaw, jaką jesteś starą dupą, więc niech się już na początku wspólnej drogi z tobą oswajają z tym przykrym faktem…
- Słyszę, że wino już działa, bo zaczynasz z siebie ironię nadmiernie wypluwać ty podły babiszonie! Ty mi lepiej tu nie komentuj głupio, tylko spraw, żebyśmy jak najszybciej przez to przebrnęły!
- No a co ja robię? Przecież pomagam z całych sił kochaniutka! Idę do łaźni, a ty myśl nad opisem do rubryczki: O mnie.
Małgorzata zagnieździła się w łaźni na jakiś czas, więc na luzaku napisałam krótki opis tak jak mi się to widziało:
Kobieta z tysiącem nieokiełznanych połączeń pomiędzy komórkami nerwowymi ;) Oczywiście miła, sympatyczna, dowcipna, przyswajalna optycznie; ogólnie rzecz biorąc do tańca i innych atrakcji życiowych :)
Byłam z siebie dumna i miałam nadzieję, że Gocha też będzie.
- I co tam nastukałaś? Pokazuj! – wyraz twarzy Gochy niewiele zdradzał, ale nie zauważyłam nic niepokojącego.
- Klara, ty to jesteś jednak z innej planety, ale okej, niech zostaną te twoje nietuzinkowe wywody, zobaczymy kto się na to złapie… Aż sama jestem ciekawa! Konto póki co ukryj w ustawieniach, żeby cię stado dewiantów zaraz nie obłapiło; ty będziesz wyszukiwać, wchodzić na wyszukanego, nic nie piszesz i czekasz na odzew – dostałam instrukcję jak na poligonie. Dobrze, że to wchodzenie na wyszukanego będzie, póki co, w wydaniu wirtualnym, bo nie wiem ile takich wejść na żywo zdzierżę…
- Teraz wygląd… Budowa ciała: szczupła, muskularna, wysportowana, odpada - dokonałam autorefleksji. - Niestety Klarcia się do sportu nie garnie i dupa urosła jak u królowej pszczół w rui. Normalna, lekko puszysta i puszysta… I co mam wybrać pani mądralińska? - moje pytanie wywołało intensywne ruchy czołowe u Gochy.
- Opcji góra normalna, a dół puszysty tu nie ma, więc trzeba się zastanowić… Na zdjęciach nie wyglądasz na puszystą, tylko dupa wskazuje na lekką puszystość, ale na fotach do pasa jest bardzo przyzwoicie. Jak wybierzesz lekko puszysta to możesz być skreślona na starcie, dawaj normalna! Zawsze możesz na spotkaniu live nałgać, że ostatnio matka natura nie była dla ciebie łaskawa i wszystkie kalorie zalęgły ci się w zadzie. Ale bez obaw, faceci lubią wypasione tyłki, bo to oznaka płodności – Gośka wspomogła moje dylematy wieloletnim doświadczeniem na polu portali randkowych. Zajęłam się pozostałymi pustymi polami do uzupełnienia dotyczącymi wyglądu i innych pierdół…
- Włosy brązowe, oczy niebieskie, wzrost 165cm, byk, panna, bez dzieci, wykształcenie wyższe, stosunek do papierosów: nie przepadam, stosunek do alkoholu… a tu co mam wybrać?
- Lubię tylko okazjonalnie – bezpieczna opcja nie sugerująca alkoholizmu, ale też nie sugerująca abstynencji. Aaaa… zainteresowań wybierz kilka z listy i będzie git i został jeszcze mój wymarzony partner… Zrobię kawę i zadzwonię do Marka na chwilę, a ty coś wymyśl w tym czasie.
I tu roztoczyłam pisemną wizję mojego wymarzonego partnera…
Boski blask bijący od jego nieskazitelnie proporcjonalnej twarzy oślepia mnie każdego ranka, gdy niosę mu kawę w złotej filiżance z modlitwą na ustach, żeby się nie potknąć i nie zaburzyć fali nieskazitelności… Jego ciemne włosy lśniące jak wypolerowany blat ławy mamuniowej wprawiają mnie w zachwyt, który odbiera mi mowę i przez kilka minut jestem niema z powodu zachwytu… Głos, który powoduje stawianie wszelakiej sierści na baczność i niepokojące mrowienie w okolicach krocza zwabia mnie z najdalszych zakątków naszej gigantycznej willi… Wysoki, muskularny, pachnący, elegancki i ta jego inteligencja, która była opisywana w najmodniejszych naukowych czasopismach na całym świecie… Jego romantyzm rozwalił w pył wszystkie fabuły w Harlequinach… Właściciel kilku posiadłości i niezliczonej ilości innych zbytków… Bóg seksu udzielający porad we wszystkich telewizjach śniadaniowych na temat wprowadzania kobiety na różne poziomy orgazmu... I to spojrzenie... Skrzyżowanie wzroku Jamesa Bonda i kota z filmu Shrek...
Gośka przeczytała i zadusiła się makowcem: - Wino wzmożyło produkcję kreatywnej głupoty, co? Ty nie marnuj czasu na bzdety tylko pisz! Pisz coś sensownego!
- Mądre też już napisałam... Czytaj: Poszukuję normalnego przedstawiciela męskiego gatunku, z którym można oddać się np. konstruktywnym rozmowom do białego rana i innym zajęciom żywota codziennego :) Nie szukam sponsora, kochanka, chłopca, którym się trzeba zajmować i innych przypadków potrzebujących odpowiedniego specjalisty ;) Mam sporą alergię na kłamstwo, kombinatorstwo i tworzenie pozorów, które i tak prędzej czy później ujrzą światło dzienne ;)
- No tak, w twoim stylu… Nie będę tego korygować, bo to w sumie twój świat i chłopa dla ciebie trza na to złowić, a nie dla mnie. Czyli co? Wszystko mamy, to klikaj: publikuję i zaczynamy łowy. Pewnie trochę potrwa zanim ci zdjęcia zaakceptują, więc możemy spokojnie zjeść resztę makowczyka i dokończyć winko.
Zajęłyśmy się żerowaniem w makowczyku i winku domowej roboty. Wyklarowała się impreza, że mucha nie siada. Po obgadaniu wszelakich spraw bieżących, wypiciu prawie dwóch butelek wina i pożarciu prawie całej blachy ciasta opatrzność czuwająca nad odpowiednim prowadzeniem się zesłała nam kataklizm. Nagle, bez żadnego ostrzeżenia, spadł na nasze łby karnisz, który był zamontowany nad oknem tuż nad kanapą, na której siedziałyśmy. Na szczęście nie było ofiar w ludziach. Gośka się rozdarła, że to na szczęście i wkrótce wydamy mnie za mąż, a łowy na portalu będą niezwykle owocne. Nie wiem z jakiej księgi wróżb i zaklęć wywlekła powiązanie karnisza z zakończeniem stanu staropanieństwa, ale ona zawsze miała dziwne pomysły. Żeby dalej nie kusić losu postanowiłyśmy zakończyć spotkanie i zamówić taksówkę dla Małgorzaty. Po wylewnym pożegnaniu jakie to zazwyczaj odbywa się po spożyciu nadmiernej ilości procentów padłam jak szop pracz po wypraniu trzydziestu par gaci swego potomstwa i zasnęłam nie wiedząc kiedy.
Następnego dnia nie obudziłam się sama… Wszędzie były zwierzęta. Podłe zwierzęta. Rzuciły się pazernie na mój łeb i łaziły po nim tam i z powrotem. Tupot białych mew, po upływie sporej ilości minut, przywołał mnie do stanu przytomności i zajęcia się przyziemnymi sprawami. Sprawa przyziemna numer jeden to wypicie czegoś co złagodzi skutki wczorajszej bezrozumnej uczty alkoholowej. Sympatia.pl poczeka cierpliwie na swoją kolej.
Ciąg dalszy nastąpi… a wszelakie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe…
piątek, 8 stycznia 2021
Obecność mózgu stwierdzono!
Rezonans magnetyczny głowy to nieinwazyjne, bezbolesne badanie, któremu poddajemy się wtedy, gdy coś z naszym łbem jest nie tak. Niekoniecznie musi być nie tak z łbem, bo zbadać można różne części naszego korpusu. Ba! Nawet całe ciało można przerezonansować po uiszczeniu stosownej opłaty - około 1000 złotych polskich.
Tyle tytułem wstępu technicznego, żeby tylko o bzdurach nie pisać ;)
Takie badanie odbyłam w tym tygodniu i dostarczyło ono wielu przeżyć, na tyle innych, że postanowiłam stworzyć niniejszą wypowiedź pisemną. Badanie wymaga od nas pozbycia się metalowych przedmiotów, co w moim przypadku było nie do końca wykonalne, gdyż tytanowej kotwiczki z barku nie mogłam się pozbyć z powodów chyba wszystkim zrozumiałych, ale biustonosz z drutami ochoczo zdjęłam w kabinie przebieralniczej. Drucik z maseczki jednorazowej też musiałam wydłubać. Następnie udałam się do właściwego pomieszczenia, w którym czekała na mnie duża szuflada lub jak kto woli lada z foremką na głowę i takim wałkiem, który pod kolanami ląduje co zdecydowanie ułatwia wyleżenie podczas tego badania. No i oczywiście tunel z tworzyw różnorakich, do którego szuflada wjeżdża.
Od bardzo miłej pani obsługującej dostałam jeszcze stopery do uszu. Po zdjęciu obuwia zaległam na ladzie, a głowę wsadziłam do foremki. Miła pani obsługująca dodatkowo ustabilizowała ją jakimiś gąbczastymi wałkami i zakryła mi ją jeszcze czymś w rodzaju ażurowej klapki pasującej do dolnej części formeki. Do prawej ręki dostałam sygnalizator w postaci gumowej gruchy z przewodem, gdyby była potrzeba natychmiastowego przerywania oględzin mojej twarzo- i mózgoczaszki.
Nie mam klaustrofobii, ale to całe opakowanie łącznie z maseczką na twarzy wprowadziło mnie w dziwny stan niepokoju, zwłaszcza po tym jak zostałam już wsunięta do tunelu. Nad głową miałam dwa pasy startowe świateł wmontowane w sufit, który zawisał bardzo blisko mojej twarzy. Zamknęłam oczy i odbyłam poważną rozmowę ze swoim panikatorem, żeby się ogarnął, bo nic się nie dzieje i zajął się czymś innym. Początkowo panikator był oporny i kazał mi obejmować dłonią tą gumową gruchę dość intensywnie, tak jakby od tej gruchy zależały losy świata. Biedna grucha musiała znosić nieznośny dotyk lepkiej, spanikowanej łapy. Dodatkowym wyzwaniem było powstrzymywanie się od poruszania. I tu zaczęłam czynić zaklęcia, żeby mi się kichać nie zachciało, nos mnie nie zaswędział czy jaki inny element albo ślina ściekająca nerwowo po gardle nie zaczęła mnie dusić, bo pomyliła drogę i pociekła do układu oddechowego.
Kto odbywał to badanie to wie, że zestaw dźwięków wydobywających się z trzewi maszynerii jest głośny (tu trochę życie ratują stopery) i wyjątkowo urozmaicony. I chwała ci opatrzności za te dźwięki, bo dzięki nim przestałam myśleć o tym, że zostałam śledziem zapakowanym do puszki, tudzież pogrzebali mnie żywcem. A, że ja bujną mam wyobraźnię to ryki rezonansowe dostarczyły mi sporych wrażeń…
Na początku byłam świadkiem rozmowy dzięcioła z kosmitą. Chyba się kłócili, gdyż jeden przez drugiego darł japę emitując rytmiczne stuki i pokrzykiwania. Potem zaczęli do siebie strzelać. I tu mogłam zapoznać się z całą gamą dźwięków emitowanych przez broń ziemskiego i pozaziemskiego pochodzenia. Swoją drogą to czułam się jak tester fonii, która miała zostać użyta w grach komputerowych. Strzelanina się zakończyła i panowie, znaczy się dzięcioł i kosmiteł, przeszli do remontu. Prawdopodobnie montowali podwieszany sufit u leśniczego, bo odwiertów było sporo i w różnej tonacji. W międzyczasie pojawił się motyw kościelnych dzwonów, co nieco wytrąciło mnie z historyjki opartej na podsłuchiwaniu życia codziennego moich bohaterów i wprowadziło w konsternację: czyżby któryś jednak zginął i wystąpiła potrzeba zorganizowania pogrzebu? A zatem kto podwieszał sufit u leśniczego?!? Eee! Nie, nie! Za chwil parę znowu zaczęli do siebie strzelać. Nie miałam pewności czy byli sami, ponieważ ilość i częstotliwość serii z karabinów sugerowała, że pojawili się inni kosmici. Oby byli łaskawi dla mojego dzięcioła i nie zrobili z niego, na przykład, lampy ozdobnej w chacie u leśniczego. Tego się niestety nie dowiedziałam, bo zza zaświatów usłyszałam słaby głos miłej pani, że to koniec. Oczywiście koniec badania, nie mój i dzięcioła ;)
Badanie trwało około pół godziny, a dźwięki były przerywane momentami ciszy. Po wyznaczonym czasie wyjechałam z czeluści tej tuby i nieco zdezorientowana udałam się do przebieralni, gdzie założyłam biustonosz. Na pożegnanie dostałam płytkę z nagranym badaniem i informację, że wynik (opis) badania będzie za siedem dni.
Najbardziej ucieszył mnie fakt, że nie odkryto w mojej głowie czarnej, pustej przestrzeni, sznurka między uszami, który trzyma owe uszy na miejscu czy gromady małych ludzików, które siedzą na układzie limbicznym i sterują za pomocą malutkich dźwigni moim nędznym żywotem. Jakoś od dziecka miałam taką wizję, że one tam siedzą i utrudniają mi życie ;)