środa, 16 lipca 2014

Galimatias męsko - damski, czyli o miłości Zochy do Heli...



Obserwując najbliższe otoczenie doszłam do pewnych wniosków i pokusiłam się o postawienie dość kontrowersyjnej diagnozy: kobiety, moim zdaniem, powinny żyć z kobietami, a faceci z facetami. Skąd taka, chyba przerażająca, wizja…? Czyż my babki nie dogadujemy się świetnie w swoim własnym gronie? Świat męski i porozumienie z mężczyzną to wyprawa niczym po złote runo. Myślę, że panowie równie dobrze czują się w swoim towarzystwie. Wielokrotnie zdarzyło mi się grać w tak zwane kalambury – drużyny stające przeciwko sobie były różne: babki przeciwko panom, jak również mieszane składy. Przerażające jest to, że za każdym razem kobiety ogrywały mężczyzn. To o czymś świadczy, nieprawdaż? Porozumienie damskie na tej płaszczyźnie było miażdżąco skuteczne – pogrążałyśmy biednych facetów w otchłani porażki. Czyż to nie gorsza płeć…? Brak porozumienia na płaszczyźnie swojej własnej płci, jak również na płaszczyźnie obcej płci… Pozostawiam bez komentarza… Zdarzyło mi się również być w mieszanej drużynie i ni w ząb nie byłam w stanie odgadnąć, co też mój towarzysz kalamburowy pokazuje. System kojarzenia i myślenia w wykonaniu obu płci jest skrajnie różny. Nie potrafimy, w tak prostej zabawie, odczytywać swoich własnych intencji. Zastanawiające, nieprawdaż…? Nie mówię tutaj o sytuacji, w której mamy do czynienia z osobnikami płci męskiej z dużym powinowactwem do kobiet, ponieważ takie przypadki też się zdarzają. Smutne jest to, że świat został tak urządzony, aby ludzkość utworzyła heteroseksualne związki i tylko takie uważa za dozwolone społecznie – może jednak w homoseksualizmie tkwi potencjał? Może nasze kontakty z płcią przeciwną powinniśmy ograniczać do prokreacji? Pytania, na które, my - ludzie, powinniśmy poszukać odpowiedzi, a może dla wygody pozostać w tym, co jest akceptowane przez społeczeństwo…?

środa, 9 lipca 2014

Jak wygląda szczęśliwy pies?



Dziś zadałam sobie to pytanie…

Patrząc na Pyśkę, mam wrażenie, że to jest właśnie szczęśliwy pies:

- umiarkowana ilość stresu w życiu – spowodowana głównie faktem porzucenia na czas udania się właścicieli do miejsc zarobkowania lub na zakupy; widać wtedy smutne oczyska i wyraz pyska mówiący jedno: Wy… jak możecie mnie nie zabrać…?

- możliwość leżakowania na kanapach; generalnie brak zakazu wjazdu na tego typu obiekty w domostwie; część ludzi zapewne się oburzy – pies siedlisko brudu i zaraziajstwa wszelakiego, wala się po pościelach, no cóż – podobno właściciele psów dzielą się na takich, którzy się przyznają do tego typu ekscesów i na tych, którzy to wypierają ze świadomości,

- spacery, wypady do lasu, wakacje z właścicielami, czyli czas wolny zorganizowany prawie na poziomie animacji w hotelu pięciogwiazdkowym; w miejscach stosownych spuszczanie ze smyczy – nasza Pyśka uprawia wtedy tzw. Wielką Pardubicką, czyli biega w kółko, jakby jej się dupsko paliło, po czym pada zadowolona w trawie z jęzorem wywalonym w pełnej okazałości, 

- nieograniczony dostęp do kontaktów z psimi kumplami zamieszkującymi okoliczne domostwa, nie wiem czy do kumpli można zaliczyć sąsiadów nie-psich, ale takowi też istnieją i są równie namiętnie i wylewnie witani przez naszego Misiołaka,

- smakołyki, zabawki i inne atrakcje… oczywiście wszystko z głową, ale ma się małego pierdolnika na tym punkcie… Stwierdzenia po powrocie z zakupów typu: „zobacz, co Ci pan kupił… chodź sobie wybierz…" tutaj następuje, na przykład, wyciągnięcie smakowitej, soczystej wołowinki… Nie futrujemy naszego psa głupim jedzeniem, zawsze należy mieć świadomość tego, że nie wszystko służy psiemu żołądkowi,

- miziania, czułości, wyznania miłosne – tutaj prym wiedzie męska część domostwa; nie znam chyba psa, który jest tyle razy całowany w ciągu tygodnia co Pyśka; podobno psy tego nie lubią, ale patrząc na Pyśkowego mordulca mam inne spostrzeżenia na ten temat; Misiołak, jak każdy pies, lubi być miziany po brzucholu – wykłada się wtedy kołami do góry i z rozmarzonym wyrazem pyska domaga się miętolenia futerka, 

- dyscyplina – no przynajmniej jakaś namiastka musi się pojawić, pies nie króliczek pluszowy i też jakiś granic potrzebuje; doprowadzenie do totalnej rozpusty umysłowej nie jest wskazane; mówimy tutaj o dyscyplinie przemyślanej, a nie o tresurze z batem w ręku.

Tyle moich spostrzeżeń… 
Każdy właściciel psa znajdzie pewnie swoją definicję szczęśliwego czworonoga.