sobota, 28 czerwca 2014

JÓZEK, ale z Ciebie ciacho...!


Męska część naszego globu wiedzie zdecydowanie bardziej radosne życie niż damska... z jednego prostego powodu - ich spojrzenie na własne ja, czasami ogromnych rozmiarów, jest zupełnie inne niż kobiece. Który facet z namaszczeniem lustruje swoje ciało przed lustrem? Pewnie znajdzie się grupa napalonych dewiantów lustrzanych... Różnica polega na tym, że oni zawsze widzą w lustereczku ciasteczko z kremem, ptysia o najdoskonalszej formie i linii ciała. Babka widzi zdecydowanie mniej zjadliwe obiekty kulinarne. Powinnyśmy brać z nich przykład i od dzisiejszego dnia dostrzegać w lustrze, tylko i wyłącznie, unikatowe w skali globu ciacho z najdoskonalszą linią spływającej czekolady i perfekcyjnie ubitą śmietanką o nieskazitelnej konsystencji... 
To tak do przemyśleń z okazji soboty :)

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Kobiety to jednak głupie są...

Grafika: www.pytamy.pl

Ostatnio zastanawiałam się nad tym, jak kobiety wyszły na tak zwanym feminizmie? Niestety wnioski, do których doszłam nie są zbyt optymistyczne. No coś tam sensownego osiągnęłyśmy, wywalczyłyśmy, wytargałyśmy pazurami, ale...

Nasze babki, prababki siedziały sobie grzecznie w domku, montowały obiadki, gotowały, prały, sprzątały, prasowały i robiły inne fascynujące rzeczy należące do kategorii prace domowe. Oczywiście niańczyły też potomstwo swoje i mężowe, które to zazwyczaj liczne było. Mąż w tym czasie dzielnie zajmował się zapewnianiem godziwego bytu. Tu przy okazji Dnia Ojca nasunęła mi się refleksja dotycząca ojcostwa: na ile jest to świadomy i autentyczny wybór faceta? Obserwując otoczenie dochodzę do wniosku, że w zdecydowanej większości przypadków jest to raczej wybór tykającego zegara kobiety... Jakiegoś powalającego zaangażowania w ojcostwo, u współczesnych ojców nie zakodowałam, no ale może się mylę...

Wracając do tematu... czym się różni żywot współczesnej "kury domowej" od tej z przeszłości? Jedna i druga robi to samo w obejściu domowym, z małym wyjątkiem, ta współczesna, dzięki ruchom feministycznym, chadza sobie jeszcze dla rozrywki do pracy; dopiero po powrocie z pracy może się oddać tym wszystkim ekscytującym zajęciom domowym... Patrząc trzeźwym okiem wyszłyśmy na tym, jak przysłowiowy, Zabłocki na mydle...

Ambicja pchała nas ku rozwojowi na różnych płaszczyznach... tylko jakoś tak dziwnie się stało, że to co należało do obowiązków kobiety w zaciszu domowego ogniska pozostało jej na stanie jako bonusowy pakiecik od życia... Z pewnością można tutaj się oburzyć: skoro pracuje to niech sobie opłaci służącą i po powrocie do domku założy kapciuszki w różowe króliczki i zalegnie przed TV z bezmyślnym wyrazem twarzy... Niestety w większości przypadków, nasza statystyczna kura domowa zatrudniona w celach zarobkowych w instytucji X nie jest aż tak dobrze opłacana, aby stać ją było na służbę...

I tak można każdego dnia zaobserwować takiż oto obrazek: jest godzina 16.00, 17.00 (zależy na jaką fuchę statystyczna Malinowska się załapała) i nasza współczesna kura domowa wraca do domu z pracy, w jednej ręce targa zaopatrzenie żywnościowe zamknięte w czterech reklamówkach, w drugiej eko-torbę z innym pierdami z kategorii chemia i kosmetyki, za kurą domową wlecze się dzieciak dobitnie manifestujący swoje niezadowolenie spowodowane niechęcią kury domowej do zabawy w okolicznej piaskownicy... niektóre kury domowe mają na wyposażeniu jeszcze drugą pociechę, tutaj wykazują się dużą kreatywnością i wykorzystują takie sprytne murzyńskie chusty, którymi omotują siebie i potomka. Na pochwałę zasługuje duża kreatywność takiej kury, która jest przecież wyposażona tylko w dwie ręce... W końcu udaje im się dotrzeć pod drzwi swojego obejścia... Po tym fakcie następują kolejne, wymagające ogromnej inwencji twórczej, działania polegające na wczuciu się w rolę przedszkolanki, sprzątaczki, kucharki, dekoratorki wnętrz
 i wiele, wiele innych zadań piętrzących się jak stos przed nosem współczesnej kury domowej... W napięciu stara się bidula ogarnąć wszystko z uśmiechem na ustach... w oczekiwaniu na tą jedyną, wyjątkową chwilę w ciągu dnia... wraca do domku ukochany mąż/partner/konkubent... jest godzina 18.00, może 19.00 (no fakt - był trochę dłużej w robocie) i wita naszą kurę, w progu domostwa, takimi oto słowami: Ty to masz się fajnie, już jesteś w domu...


I gdzie tu logika? Kobiety to jednak głupie są...

Z okazji Dnia Ojca:
Dobry ojciec to taki, który poświęca swój czas, energię i zasoby dla potomstwa, które dzięki temu ma większe szanse na przeżycie. Wydawać by się mogło, że to jakimi rodzicami są mężczyźni, zależy tylko od nich. Okazuje się jednak, że to ewolucja przystosowała ich do ojcostwa.
W przypadku zwierząt można w pewien sposób ujednolicić zachowania samców w stosunku do potomstwa dla całego gatunku, inaczej jest w przypadku ludzi. Niektórzy mężczyźni chętnie zajmują się potomstwem, a inni wręcz starają się uciec od niego jak najdalej. Te wewnątrzgatunkowe różnice u ludzi tłumaczy się przede wszystkim kulturą, ale istnieją już przesłanki naukowe mówiące o genetycznym uwarunkowaniu pewnych cech. Na przykład na podstawie kodu genetycznego można przewidzieć, czy mężczyzna będzie dobrym mężem.
Wśród różnych gatunków zwierząt panuje zasada, że samce współuczestniczą w opiece nad młodymi, kiedy te nie są w stanie przeżyć pod opieką samej matki lub kiedy przedstawiciele dwóch płci dobierają się w pary na długi czas. Wtedy samiec może mieć pewność, że to właśnie jego potomstwo.
Dodatkowym czynnikiem jest jeszcze czas i energia włożona w poszukiwanie partnerki oraz przekonanie jej do zapłodnienia. U ludzi nie jest to zazwyczaj łatwe, dlatego mężczyźni raczej angażują się w wychowanie dzieci, zamiast w poszukiwanie kolejnej kandydatki na matkę ich potomstwa.
Jak wynika z badań CBOS z 2010 roku, 26% polskich rodzin żyje w tak zwanym tradycyjnym modelu, gdzie żona zajmuje się domem i wychowaniem dzieci, a mąż jedynie pracuje. Mimo oczywistych przesłanek ewolucyjnych, mężczyźni ciągle bronią się przed zmienianiem pieluch, układaniem do snu, czy innymi formami pielęgnowania potomstwa. Może to wynikać z faktu, że ich mózgi wolniej reagują na rodzicielstwo.
Neuroobrazowanie pokazało, że przyjście na świat potomstwa aktywuje w mózgu kobiet i mężczyzn te same obszary, jednak u tych drugich zmiany następują stopniowo. Do panów po prostu wolniej dociera, że właśnie zostali ojcami.
Kiedy rodzi się dziecko, spada poziom testosteronu u świeżo upieczonego taty. Okazuje się, że ojcowie mają we krwi znacznie mniej tego hormonu niż ich bezdzietni koledzy. To również pozostałość ewolucyjna.
U większości ssaków poziom testosteronu wzrasta szczególnie w okresach rozrodczych, kiedy samce musza bronić swojego terytorium. W czasie kiedy młode przyszły już na świat i samice zajmują się opieką nad noworodkami, poziom tego hormonu w żyłach samców spada.
Generalnie tłumaczy się to negatywnym wpływem utrzymywania się testosteronu na wysokim poziomie przez cały czas, co może skutkować występowaniem immunosupresji lub podwyższonej agresji. W przypadku ludzi, ten drugi element może mieć szczególne znaczenie, ponieważ agresywny ojciec mógłby zrobić dziecku krzywdę.
Jak pokazały badania opublikowane w czerwcu 2012 roku w czasopiśmie Personality and Social Psychology Review, bliskość ojca w dzieciństwie ma ogromny wpływ na rozwój naszej osobowości. Zespół naukowców z Uniwersytetu w Connecticut przeprowadził metaanalizę 36 badań, które łącznie dały próbę ponad 10 000 badanych. Wyniki są jednoznaczne, osoby, którym z różnych powodów brakowało ojcowskich uczuć w dzieciństwie częściej stają się niepewne, niespokojne, a nawet wrogie i agresywne w stosunku do otoczenia. Efekty takiego stanu rzeczy utrzymują się przez całe życie. Osoby z niedoborem ojcowskiej bliskości mogą mieć problemy ze stworzeniem szczerych i pełnych zaufania relacji ze swoimi partnerami.
Inne badania pokazały, że dzieci często postrzegają ojców jako osoby bardziej władcze, a to z kolei prowadzi do ich większego wpływu na potomstwo. Na przykład córka, która widzi tatę jako wpływowego, silnego i towarzyskiego, podczas gdy ten nie daje jej wystarczająco ciepła i uczuć, będzie znacznie bardziej narażona na efekty takiego stanu rzeczy w przyszłości, niż gdyby brakowało jej bliskości mamy.
Należy zaznaczyć, że opisywane badania nie opierały się na analizie rodzin, w których dziecko wychowywane jest tylko przez jednego z rodziców, a na porównaniu relacji w tak zwanych pełnych rodzinach. Wyniki pokazują jednoznacznie, że rola ojca w rozwoju dziecka jest ogromna, a budowanie relacji pełnych ciepła, poczucia bezpieczeństwa i zaufania powinno być priorytetem, dla każdego świeżo upieczonego taty. (www.odkrywcy.pl)

niedziela, 15 czerwca 2014

PRZYPON, NIE PRZYPAŁ, czyli o moczeniu kija...


Jak na porządną kobietę przystało nadeszły czasy, kiedy to postanowiłam zmierzyć się z wędkarstwem. Tu bez bicia się przyznaję, że nie była to moja inicjatywa. Wędkarstwo kojarzyło mi się z bezsensownym staniem na pomoście i bezmyślnym gapieniem się na kolorowy patyczek bujający się w toni wodnej.

W roku ubiegłym, po wielu debatach, na wypoczynek wakacyjny udaliśmy się do mazurskiej wioski. Oczywiście z punktu widzenia faceta Mazury równa się wędkowanie. W związku z tym faktem męska część gospodarstwa domowego zadbała o zaopatrzenie naszej wyprawy w tony sprzętu wędkarskiego, pożyczonego od sąsiada oraz zakupionego na tę okoliczność w sklepie. Miałam wątpliwą przyjemność uczestniczyć w tych zakupach… wędka jak wędka, nie ma się czym podniecać, jedynie kolor miała ładny, bo groszkowy. Wszelakie inne dodatki do wędki stanowiły dla mnie równie tajemniczy świat jak konstrukcja najnowszego modelu sprężarki pneumatycznej, cokolwiek to jest…

Nadszedł w końcu ten, długo wyczekiwany przeze mnie, dzień kiedy to stanęłam i ja na pomoście z kijem w ręce… Poza tym, że stanęłam to nic więcej konstruktywnego, póki co, nie udało mi się uczynić. Po krótkim instruktarzu, wykonanym przez Lubego: co jest co, wykonałam ruch przypominający, mniej więcej, zarzucanie wędki. Posiadanie osobistego instruktora wędkowego jest raczej niezbędne dla kobiet, same nie ogarniemy tematu - taka moja mała sugestia. 

Po trzydziestej ósmej próbie trafienia w taflę wodną, a nie w przybrzeżne zielsko, które skutecznie mordowało spławiki i połykało haczyki, w końcu udało mi się doprowadzić do stanu, w którym koniec mojej żyłki z haczykiem i spławikiem lądował tam, gdzie ja chciałam, a nie siły bliżej nie zdiagnozowane. 

I tu się zaczęła moja przygoda… 

Pierwsze branie… Spławik rytmicznie podskakuje… Napięcie rośnie… Teraz czy nie teraz… Spodziewam się złowić 20 kg szczupaka… Teraz... Zacinam (czyli szarpię wędką, aby haczyk wbił się w japę rybią)… Niestety wyciągam małą płotkę… Co tam... nie ważny rozmiar, ważne, że jest, się nabiło i nie uciekło... Radość i duma napędzają moją wędkarską pazerność... Zarzucam znowu i znowu branie… Dziwię się, że to tak wciąga i te ryby jakieś takie naiwne i łapią się na tą moją wędkę. 
Nabieram wprawy w nakładaniu przynęty (robakami z racji na skończone studia się nie brzydzę). Kombinuję… może kukurydza z robakiem… może robak z ciastem o zapachu waniliowym... może robak w cieście i kukurydza na okrasę... No dobra... Przesadzam ;) 
Pewnie w moich oczach widać obłęd charakterystyczny dla zboczenia zwanego wędkarstwem. Nawet się nie orientuję, że stoję na pomoście od piątej rano… Jest trzynasta, gorąco jak cholera, a ja w grubych skarpetach deptając po kaczych kupskach przyklejonych do desek pomostu, mam na sobie obleśne gacie wymazane rybim śluzem, grubą bluzę polarową, na głowie bardzo gustowny fioletowy kapelusz, pod którym prawdopodobnie mój mózg za chwilę się zagotuje. I absolutnie nic mi nie przeszkadza, bo jest branie… W mojej siatkowej torebce na rybki połyskują w słońcu miliony, samodzielnie złowionych, egzemplarzy… I tak zostaję RASOWYM WĘDKARZEM! 

Jaki morał z tej opowiastki moje drogie panie… Wędkowanie to jeden z bardziej ekscytujących sportów wakacyjnych; najlepsze jest to, że osoby nie mające o tym większego pojęcia mają niewytłumaczalne powodzenie w połowach, ku zazdrości pozostałych bytujących na pomoście wytrawnych wędkarzy. Znajomość fachowej terminologii wędkarskiej nie jest konieczna do satysfakcjonujących połowów – wiedza fachowa przychodzi z czasem i tak jakoś samoistnie wtłacza się do naszej głowy. W tym roku zamierzam powtórzyć swój sukces – mam zamiar zasadzić się na większego zwierza :) Tony sprzętu już przygotowane... 

A zatem... Kobitki łapcie za kije! 

A przypon to: cienka żyłka lub plecionka używana w wędkarstwie służąca do połączenia haczyka, kotwiczki, sztucznej przynęty, ciężarka albo kombinacji tych elementów z żyłką główną. Przypon stosuje się w celu zmniejszenia średnicy i sztywności (a zatem i wykrywalności) tej części zestawu wędkarskiego, który ryba może ujrzeć lub wyczuć dotykiem. Miękki i cienki przypon pozwala również na podanie przynęty w sposób bardziej zbliżony do jej naturalnego zachowania się. Ponieważ przypon jest zwykle najsłabszym elementem zestawu wędkarskiego, stosowany jest również po to, by uniknąć utraty żyłki głównej w następstwie zaczepu. (według wikipedia.pl)