Dawno mnie nie było, więc się wizualizuję, żeby nie zebrać nadmiernej ilości ciosów skierowanych na mój czerep :) Może prościej będzie jak nie będę tu snuć obietnic, nie wiadomo jakiego kalibru, że pisać będę - się pożyje, się zobaczy. Generalnie to mam problem z tym, że wydaje mi się, iż pisanie o rzeczach przyziemnych jest mało atrakcyjne i kto to będzie chciał czytać :) Postanowiłam to zmienić i odziać szatę przyziemności straszliwej. Wobec czego dziś będzie o mące kokosowej...
Ostatnimi czasy jestem zmuszona, z powodów zdrowotnych, zaprzyjaźniać się z różnymi rodzajami żywności, które to rodzaje do tej pory były mi mało znane. Na ten przykład nie mogę jeść mąki pszennej, więc wstępnie padło na mąkę gryczaną i kokosową. Mąka gryczana to dość przyjazne stworzenie - chętnie współpracuje z człowiekiem i daje się ładnie oswajać. Gorzej z tym drugim dziadem.
Piekłam ostatnio ciasto marchewkowe; wszystko zrobiłam według przepisu, który zamieściłam w zamierzchłych czasach na tym blogu (spontaniczne ciasto marchewkowe); zamieniłam tylko mąkę pszenną na gryczaną i kokosową, a zamiast cukru użyłam ksylitolu. Smakowo wyszło pięknie tylko to ciasto jakieś podejrzanie suche było; tak jakby ktoś całe soki z niego wychlipał, zabrał życie i wyrzucił jak starego kapcia w kąt przedpokoju. No tak to bywa jak jełop nie przeczyta nic wcześniej o właściwościach takich nieznanych, dotąd, mąk i działa spontanicznie. Wkrótce ustaliłam, że sprawcą wyduszania soków jest mąka kokosowa.
Skoro taka mąka wysysa wilgoć to postanowiłam użyć jej do panierki, żeby filet z morszczuka nie pocił się wodnie (skutki mrożenia), by się na złocisto i chrupiąco usmażył, a jeszcze do tego roztaczał kokosowe aromaty :) Zatem na patelni wylądował olej rzepakowy i pierwszy kawałek ryby otulony kołderką z mąki kokosowej. Podstępna mąka w pierwszej kolejności wychlała cały olej i nie w głowie jej było zasysanie nadmiernej ilości soków morszczukowych, co zmusiło mnie do przemyśleń typu: jeśli tak dalej pójdzie to na usmażenie trzech kawałków ryby pójdzie z litr oleju - moja kuchenna logika kazała się puknąć i ratować rybny posiłek. Wrzuciłyśmy, więc, razem z logiką resztę ryby w tej panierce na patelnię, nie dodając więcej tłuszczu. Niestety wszystko zaczęło się przypiekać w tempie ekspresowym. No to podziabałam to łychą na drobne elementy, mieszałam z zaangażowaniem godnym mistrza patelni teflonowej i tak powstało coś w rodzaju jajecznicowo - kaszankowej papy w kolorze ecru; ewentualnie można pobiec wyobraźnią w kierunku stratowanego przez stado osłów kalafiora wymieszanego z żółtym serem - przy założeniu, że stado pędzących osłów gubi po drodze żółty ser ;) Żeby podnieść punktację za walory estetyczne posypałam to świeżą, posiekaną natką pietruszki i dorzuciłam kaszę gryczaną. Smakowało o dziwo nieźle, ale wygląd nie pozostawiał złudzeń.
Chłop domowy (nazwijmy go roboczo Marianem na cześć pewnego misia) nawet się skusił i pogmerał sztućcem, ale zachwytów i łez wzruszenia nie było ;) Dodam też, że nikt nie cierpiał, po spożyciu, na wzmożone kontakty z porcelanową misą łazienkową ;) W każdym razie zostałam stwórcą nowej potrawy, której z wiadomych powodów nie polecam ;)
Samą mąkę kokosową polecam, bo to kopalnia zdrowotności:
- zawiera 10 razy więcej błonnika niż mąka pszenna - oczyszcza układ pokarmowy i wspomaga trawienie, reguluje poziom cukru i insuliny we krwi;
- zawiera więcej białka niż mąka pszenna - główny budulec organizmu człowieka;
- nie zawiera glutenu - jest alternatywą dla osób na diecie bezglutenowej;
- zawiera 8,7 gramów tłuszczów na 100 gramów produktu, z czego 8 gramów to tłuszcze nasycone - działają przeciwwirusowo, przeciwgrzybiczo i wspomagają metabolizm, dlatego poleca się stosowanie mąki kokosowej podczas diet odchudzających. (źródło: https://beszamel.se.pl/maka/maka-kokosowa-wlasciwosci-i-zastosowanie-w-kuchni,17101/)