Grafika: www.gazetapraca.pl
W każdej branży są takie osoby, które z radością, pełnym zaangażowaniem i oddaniem pełnią swoją życiową misję, tak zwanego, mówiąc brzydko, lizodupa władzy. Lizodup charakteryzuje się pozornie miłym usposobieniem, które to usposobienie swoje apogeum osiąga w obecności szefa bądź jego zastępców. Słodziakowania nigdy dość: lizodup zawsze śmieje się z dowcipów opowiadanych przez szefa, zachwyca się nowym płaszczykiem i otrzepuje z niego, przy każdej nadarzającej się okazji, niewidoczny pyłek, przyklaskuje wszystkim pomysłom, które zrodzą się w łepetynie szefa, jest zawsze zwarty i gotowy, by wazeliny użyć. Lizus specjalizuje się w prawieniu wyszukanych komplemencików łechcących podniebienie tegoż szefa: ma przygotowany cały wachlarzyk odpowiednich słów uwielbienia, które obficie wylewają się z jego gęby jak tylko szef pojawi się na horyzoncie. Oczywiście donosicielstwo na współpracowników jest jak najbardziej pożądaną cechą lizodupa; obowiązkowo wychwytuje on wszelakie niusy zasłyszane tu i ówdzie i donosi do szefa niczym polski rolnik wieniec na dożynkach pod stopy proboszcza. Przecież nie zaszkodzi, a może pomoże jak niechcący z ust lizodupa wyrwie się coś na temat spóźnienia pani Zosi czy też rzekomej choroby pani Stasi, która niby na l-4, a po sklepie osiedlowym buszowała. Swoje osiągnięcia, choćby maleńkie, lizodup z namaszczeniem przedstawia władzy w odpowiednim blasku, tak by najdrobniejszy szczegół mocno rzucił się na wzrok owej władzy i tego wzroku nie opuścił przez długi czas. Lizodup podziela zainteresowania szefa i "przypadkowo" spędza w jego towarzystwie wolny czas: a to do klubiku fitness się umówią, a to na zakupy wyskoczą, a to pograją w squasha. Każda okazja jest dobra, by się ogrzać w blasku władzy i podkarmić szefa nową porcją wazeliny.
Nigdy nie byłam, nie jestem i nie będę lizodupem! Wazelina wywołuje u mnie mdłości. Brzydzę się tym i nawet dla korzyści materialnych np. w postaci premii, nie zniżę się do takiego poziomu. Nie będę lukrować swojej gadki z szefem lukrem, którym się potem sama pewnie udławię. Aczkolwiek mam świadomość tego, że tracę. Jestem tym pracownikiem, który jest beee, rzucam się w oczy szefa w nieodpowiedni sposób, no i nie wchodzę w wiadomo co, nieważne czy z użyciem wazeliny czy bez użycia. A już uchowaj cię opatrzności od wygłoszenia prawdy w obecności szefa! Za to się dostaje po dupsku i tylko patrzą czy równo puchnie. Bo jak śmiałeś wywalić na światło dzienne taką prawdę, którą przecież dostrzegał każdy, ale dla świętego spokoju nikt nie mówił. Nawet lizodup. I tu rodzi się pytanie… Jakim idiotą musi być taki szef, który łakomi się na lukier tak podrzędnej jakości? Gdzie się podziewa jego inteligencja i zdolności szefowania skoro hołubi lizodupa i jego fałszywą gębę, a nie potrafi samodzielnie dostrzec wartości swoich pracowników? Gówno w złocisty, błyszczący papierek jak najbardziej można zapakować - świeci się i ładnie wygląda? Świeci się! Dopóki się nie rozpakuje tego cukiereczka i smród się nie rozniesie. Ale szef chyba nie ma węchu... Ważne, że papierek jest błyszczący! A wazeliniarstwo to świetna forma manipulacji, którą można uprawiać na ludziach - szefach, którzy są zakompleksieni, niepewni czy też sami wspinali się po szczebelkach kariery rozsiewając lizusostwo niczym wirusa grypy w szczycie sezonu zachorowań.