Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przedświąteczna gorączka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przedświąteczna gorączka. Pokaż wszystkie posty

piątek, 12 grudnia 2014

Przedświąteczny szał ciał, czyli opętani przez Merry Christmas...

Grafika: www.facebook.com

Zaczęło się… Wystartowali… Przedświąteczny szał ciał, szał macicy i nie tylko na ulicy, w sklepie, w domu… Raj dla zakupoholików, wszystkich perfekcyjnych pań domu, wyprzedażowiczek, okazjowiczek przedświątecznych i innych napalonych na Christmas time osobników. Patrząc na to, co się ostatnio dzieje na ulicach, w sklepach, w domach stwierdzam, że większość została zainfekowana wirusem świątecznego wariactwa. Dwa dni temu byłam przypadkiem w markecie w godzinach przedpołudniowych, myślę sobie – zrobię zakupy jak biały człowiek, ludzi nie będzie, spokojnie przetoczę się przez alejki sklepowe, ale gdzie tam… Już na parkingu zauważyłam, że ludzi jak mrówek… Niby wszyscy tyle pracują, zamęczeni, orają do późnej nocy w tych korporacjach, firmach, nauczycielom-nierobom zazdroszczą, że nic nie robią, a tu takie tłumy, o takiej porze – dziwne… 

Ruch na ulicach jest również mocno wzmożony, okazuje się, że polskie społeczeństwo ukrywa na co dzień swoje samochody… No właśnie gdzie? Zawsze mnie to zastanawia, gdzie oni wszyscy przechowują te swoje wehikuły? Z racji na to, że każdego dnia pokonuje do pracy około 15 km w auciku, zauważam to niesamowite poruszenie. I za każdym razem się zastanawiam, po co samochód komuś, kto go wyciąga kilka razy w roku, zapewne z garażu. 

Na atrakcje typu wyprzedaż czy coś w tym stylu to nawet nie idę, bo to nie na moje starcze nerwy – nie będę się przepychać, dociskać, przeciskać, ocierać w celu zdobycia gadżetu, którego zakup, po pewnym czasie, wyda mi się pozbawiony sensu. Ostatnio staram się myśleć, przez duże M, jak coś kupuję. Człowiek ma niesamowite zdolności do zaopatrywania się w produkty, z których, śmiem twierdzić, połowa jest mu niepotrzebna. Nie wspomnę tutaj o ciuchach, kosmetykach i innych dupinach. Dziś byłam w Lidlu, bo koszule dla kobiet, nie wymagające prasowania miały być… Jak się okazało wczoraj je wyłożyli na pastwę tłumu, a dziś to mogłam sobie po koszulach tylko miejscówki na półkach powąchać.

Sprzątanie przedświąteczne to osobna bajka, sąsiadki już od dwóch tygodni z wypiekami na twarzy szorują okna, piorą na potęgę i nie wiem, co tam jeszcze robią. Ja miałam ambitny plan wymycia, wyczyszczenia, odświeżenia szafek kuchennych, ale póki co, na planach się skończyło. Jak patrzę na te sterty nagromadzonych tam talerzy, talerzyków, szklanek, kubełków, kielichów, misek, miseczek, pokrywek, garnków itd. to mnie słabowitość ogarnia na myśl, że mam to wszystko przerzucać, myć, wycierać, polerować i układać od nowa. Nie cierpię tego!!! Muszę jakąś autohipnozę sobie zapodać mobilizującą w kierunku wypucowania szafek.

I tak to przedświąteczna atmosfera się zagęszcza, do świąt jeszcze trochę czasu, więc napięcie i ciśnienie na pewno jeszcze wzrośnie u niejednego. Cała magia tych świąt, gdzieś znika w produktach spożywczych, potrawach, prezentach, odświętnych kieckach i garniturach. Tylko dekoracje atakujące nas z każdego kąta natrętnie nie pozwalają nam zapomnieć o tym, że mamy być Merry Christmas! Dla mnie te święta, z roku na rok, stają się coraz bardziej pospolite, szare, nie ma już w nich tej prawdziwej gwiazdki migoczącej na nocnym niebie… Pamiętam Boże Narodzenie z dzieciństwa, kiedy człowiek czekał jak sęp na cudem zdobyte pomarańcze czy mandarynki, ślina ciekła do pasa na myśl o potrawach wigilijnych, a już na prezenty to się doczekać nie mógł i był w stanie przeszukać całe mieszkanie, przy każdej nadarzającej się okazji. I nie były to prezenty za niewiadomo jaką kasę – człowiek się cieszył z byle czego, bo w czasach PRL-u właściwie nic nie było i cokolwiek znalazło się pod choinką to stawało się najcudowniejszym świątecznym prezentem. Potem pośpiewał kolędy, pobuszował z dzieciarnią osiedlową w śniegu i cieszył się jak głupi, że do szkoły iść nie musi. Brzmię jak babulina opowiadająca o czasach drugiej wojny światowej – często się na tym przyłapuję… Jak byłam młodsza to słuchałam dziadkowych opowieści z zaciekawieniem, ale zawsze wydawało mi się to jakieś takie nierealne, a dziś sama tak mówię: za moich czasów… jak ja byłam w szkole… Brutalnie dociera do mnie wtedy fakt przemijania i upływu czasu…