Postanowiłam leciutko się przejechać po zagadnieniu, nieco
kontrowersyjnym, po męskiej logice, która jawi się jako, bardzo dziwaczny, twór
myślowy. Moje rozważania pozwolę sobie podeprzeć przykładami z życia zaczerpniętymi:
Przykład nr 1: Od przybytku głowa nie boli…
Kilka dni temu nie udało mi się zakupić prażonych i solonych
pestek z dyni, a obiecałam Lubemu, że kupię. Owe pestki były dostępne w Lidlu, no, ale
akurat, wtedy ich nie było. Wczoraj
wróciłam z pracy i słyszę w progu: Byłem na zakupach! Były pestki! Kupiłem 15
paczek! Stanęłam, lekko oszołomiona tą wiadomością i pytam: Otwieramy jakiś
bufet dla ptactwa osiedlowego? Moja ironia, niestety, nie spotkała się z
życzliwym przyjęciem. Rozumiem, że prażone pestki z dyni, może i są towarem
unikatowym, ale żeby od razu tyle kupować?!? Nie rozumiem… Moja znajoma
odnotowała podobne zachowanie: sama nie lubi kaszy, więc okłamała męża, że nie
było w żadnym sklepie tej nieszczęsnej kaszy, dlatego na obiad będą ziemniaki.
Na drugi dzień mąż przybył z radosnym wyrazem twarzy oznajmiając w progu, iż
jemu się udało dostać kaszę: Kupiłem, na zapas, 5 opakowań! Może oni nie
otrząsnęli się z piętna PRL-u, dzieciństwo spędzone w tych czasach mogło
zostawić głębokie urazy w psychice lub mają wrodzoną potrzebę posiadania, tego
co posiadają, w dużych ilościach, oczywiście na miarę swych możliwości
finansowych. Tutaj możemy leciutko zboczyć w kierunku poligamii ;)
Przykład nr 2: Ser to nie sernik…
Dawno, dawno temu upiekłam wieczorem sernik na kruchym cieście; zostawiłam go na
stole w kuchni, aby ostygł. Rano patrzę i oczom nie wierzę - ser wyżarty,
ciasto zostawione… W pierwszej chwili podejrzenie pada na psa, ale nasza Pyśka
ma zdecydowanie większy rozstaw szczęki, niż to coś, co zrobiło spustoszenie na
serniku. Przychodzi Luby z łazienki, więc go dopadam:
- Zjadłeś ser?!? – pytam pokazując na blachę ze
zmasakrowanym sernikiem.
- Nie! No co Ty! – pada odpowiedź okraszona durnowatym
uśmiechem.
- A kto zjadł? Pies? Ja? Znudziło mu się życie i podłożył
pod siebie bombę?!?
- Nie wiem… Ja sera nie zjadłem, tylko sernik… z mleczkiem…
w nocy… byłem głodny… Aaa… następnym razem - nie dodawaj ciasta, nie pasuje, a
nie chciałem sobie popsuć smaku, to zostawiłem…
Bez komentarza…
Od tego czasu serniki, które wypiekam są pozbawione ciasta.
Przykład nr 3: Pułapka na sikorkę…
Myłam okno balkonowe i niestety, pewne lotne stworzenie,
zwane sikorką, postanowiło nawiedzić nasze mieszkanie, wleciało i obija się o
ściany; oczywiście pies wyczaił, że jakaś nowa, interaktywna zabawka lata po
mieszkaniu i rozbudził w sobie instynkt dzikiego łowcy. Następuje scenka niczym
z czeskiej komedii: ja ze ścierą w ręce, biegam za ptakiem; drę się, żeby
wypłoszyć dziada z lokalu; pies biega za mną, za ścierą i za ptactwem -
rozbawiony i rozochocony do granic możliwości. Przypomnę, iż waga psiny waha sie pomiędzy: 50, a 60 kg. Cudem nie dewastujemy
wszystkiego na trasie tej gonitwy. W końcu sikorka wlatuje za lodówkę i cisza… Lodówka
zabudowana meblami, szans na wydostanie stwora nie ma; już roztaczam wizję
rozkładających się zwłok ptasich i tego smrodu, który towarzyszy tej
procedurze. Pies i ja opuszczamy pole bitwy; postanawiam w ciszy poczekać na rozwój
sytuacji - może sikorka uzna, że tego stada wariatów już nie ma i wyjdzie.
Faktycznie - wyfrunęła, zagoniłam ją w stronę okna, oczywiście wyglądało to
podobnie jak wcześniej, miałam tylko większą szmatę, ptak odleciał. Ale do rzeczy… Mój osobisty Konkubent wrócił z
pracy, więc od progu opowiadam o przygodzie z sikorką. A on, wysłuchawszy, mówi: A nie mogłaś
zawiesić słoniny na sznurku? Albo widziałem na Discovery, jak takie pułapki na
ptaki robili… Nie no… opadło mi wszystko, co mogło opaść… Nie wiem jak Wy, ale
ja mam ukończony kurs dla zaawansowanych: Budowa pułapek na sikorki, a słoninę,
to chyba, sobie miałam z grzbietu wykroić i wieszać na sznurze, oczywiście
wcześniej podwędziwszy w kieszonkowej wędzarni, żeby aromat był kuszący ;)
Także, jak sikorki lub inne ptaki, wlecą Wam do domów - to wiecie co robić ;)
Przykład nr 4: Każdy ma swoje dziury…
Opowieść zasłyszana od znajomych: Jedzie para samochodem: ona,
on i dziecko… Ona prowadzi, wjeżdża w dziurę - oczywiście niechcący… Pada
komentarz: No, nie możesz, jakoś tych dziur omijać? Dzieciak się poobija! Podobna
sytuacja: tym razem prowadzi facet; wjeżdżają w dziurę i co słychać: Noż, ku….!
Za co my te wszystkie podatki płacimy, same dziury w tych drogach…
Bez komentarza…
Wniosek z tego taki:
Po raz kolejny potwierdza się,
naukowo udowodniona, teoria o zdecydowanie odmiennych drogach ewoluowania logiki
damskiej i męskiej ;)
Mąż robi jajecznicę. Nagle żona wpada do kuchni i krzyczy:
- Ostrożnie!!! UWAŻAJ!!! Więcej masła!!! Cholera, smażysz za dużo jajek na raz!!! ZA DUŻO!!! Mieszaj! MIESZAJ SZYBCIEJ!!! Dodaj jeszcze masło!!! GDZIE JEST MASŁO??? Jajka się przykleją!!! UWAŻAJ!!! Powiedziałam – UWAŻAJ!!! NIGDY mnie nie słuchasz, jak robisz jajecznicę!!! NIGDY!!! Odwróć jajka!!! SZYBKO!!! Nienormalny jesteś??? Całkiem Cię pogięło??? SÓL!!! UŻYJ SOLI!!! SÓÓÓÓÓÓL!!!
Mąż w zdumieniu patrzy na żonę:
- Odbiło Ci??? Myślisz, że nie potrafię zrobić jajecznicy?
- Chciałam Ci tylko uświadomić, co przeżywam, kiedy prowadzę samochód... :)
Grafika: Eve Daff
- Odbiło Ci??? Myślisz, że nie potrafię zrobić jajecznicy?
- Chciałam Ci tylko uświadomić, co przeżywam, kiedy prowadzę samochód... :)
Grafika: Eve Daff