Grafika: Kobicina Miejska
Jeżeli ktoś mi powie, że rośliny to bezmyślne istoty to zostanie prawdopodobnie zabity dawką solidnego, perlistego rechotu w wykonaniu Kobiciny. Kocham storczyki – mogę się na nie gapić godzinami. Po prostu rura mi mięknie jak widzę obsypane kwieciem te cuda matki natury. Z uporem maniaka kupowałam tych szlachetnych przedstawicieli świata flory łudząc się, że w końcu w moim domostwie zagości prawdziwa storczykowa dżungla. Z zazdrością, łypiąc pazernym okiem, spoglądałam na okazy prężące się kpiąco w oknach sąsiedzkich domostw.
Po jakimś czasie dokonałam druzgocącej obserwacji, która dobiła moją niemłodą już psychikę: Storczyki mnie nie lubią! Zrobiłam dla nich wszystko: dbałam średnio, bardzo, nie dbałam, olewałam, podlewałam, nie podlewałam, robiłam kąpiele wodne, stosowałam nawozy w płynie, pałeczkach, mgiełki nawozowe, trzymałam je na parapecie, obok parapetu, w półcieniu, dostały przeźroczyste doniczki, nieprzezroczyste doniczki, przesadzałam, nie przesadzałam, zmieniałam podłoże, przesuszałam, itd. Śmiało mogę rzec, że na temat storczyków wiem prawie wszystko ;)
I co? I dupa! Wielka, włochata dupa! Storczyki padały jak żołnierze na pierwszej linii frontu. Dodam tylko, że wszystkie inne rośliny rosną jak ta lala w moim domostwie.
W trosce o budżet domowy porzuciłam kupowanie tych roślin i od pół roku jestem na odwyku – mogę się pogapić na fotografie i oblizać się mając z tyłu głowy wyskrobany napis: Nie dla psa kiełbasa! Ewentualnie mogę uronić kilka łez! Na pocieszenie został mi sztuczny okaz stojący w łazience, który przypomina mi bezlitośnie o mojej porażce. W przypływie rozpaczy pozostaje mi przytulanie się do bezdusznego plastiku tworzącego różowe płatki kwiecia.
Rodzina ochrzciła mnie mianem Mordercy Storczyków…
Prawdopodobnie mój organizm emituje jakieś feromony antystorczykowe, które cichaczem dokonują zbrodni w zaciszu domowego ogniska ;)
Grafika: Kobicina Miejska