Grafika: Eve Daff
Petarda to nowe, nie nowe, słowo, które ostatnio natarczywie atakuje mnie z każdego, mam wrażenie, kąta.
Spoglądam na jakiś tam program w telewizji i słyszę: Ale petarda! Niezła petarda! Petarda! Petarda! No, petarda! Chłopie, prawdziwa petarda!
W sklepie stoją dwie młode niewiasty przy szminkach i też: Petarda! Kolor petarda! Ale się błyszczy – petarda!
Otwieram lodówkę i boję się, że mnie petarda zaatakuje.
Rozumiem, że tego typu skrótem myślowo-słownym, może się posługiwać gimbaza (to też chyba nowe słowo, bynajmniej dla mnie), ale kobieta na poziomie, petardująca wszystko dookoła czy wyglądający na inteligentnego facet, który też jedynie petardą potrafi się posłużyć to jakaś żenada… Nie komentuję ludzi z telewizji, prowadzących różne programy, którzy jakiś tam poziom powinni sobą, chyba reprezentować, a może nie powinni?
Czy nasz język jest, aż tak ubogi, że jedyne, na co stać niektóre osoby to użycie słowa: petarda?
Dla niewtajemniczonych wyjaśniam, jakie znaczenie ma słowo petarda:
a) Petarda to niezła laska, ładna kobieta, super babka. (Osobiście nie chciałabym być nazwana petardą, kojarzy mi się to z produkcją nadmiernej ilości gazów lub z niewiastą uprawiającą duże ilości seksu z byle kim i byle gdzie…)
b) Petarda to przywalenie komuś w twarz, uderzenie, zdzielenie, zaserwowanie, tak zwanego, liścia soczystego i inne zachowania mające na celu znokautowanie przeciwnika.
c) Petarda to rodzaj samopoczucia, jeżeli czujemy się cudownie, bosko, niesamowicie np. po wypiciu piwka czy drinka, to mówimy, że petarda była. Jak się dobrze bawimy na dyskotece to też petarda była. Jak seks był nieziemski to też petarda itd.
d) Petarda to coś zachwycającego, nie ważne co: przedmiot, wydarzenie, zachowanie itd.
Takich kwiatków językowych mamy pewnie sporo. Kolejny, który mnie rozłożył na łopatki to: „must have”. Oglądałam program o higienie jamy ustnej, zębach i całym tym bajzlu gębowym; na ekran wtoczyła się pani ekspert w tej materii: stomatolog z tytułami - doktor „Bułkę przez bibułkę”, po czym słyszę, iż w celu zachowania uzębienia w doskonałym stanie przez długie lata konieczne jest następujące mast hew... I tu nasza pani doktorowa wymienia różne mast hewy zębowo-dziąsłowe. Inny babiszon w programie o urodzie też mi serwuje mast hewy, na zmarchy.
Nie wiem, może ja z innej planety jestem, albo system nerwowy mi siada lub jesienna deprecha mi jakoś szczególnie uwrażliwiła komórki nerwowe, ale te wszystkie petardy i mast hewy wywołują u mnie podniesiony poziom agresji. Mamy taki piękny, bogaty język, a takich śmieci używamy i jeszcze katujemy tym innych.
Podpisuję się obiema rękami pod Twoim obrzydzeniem do tych "modnych" i nadużywanych określeń. Ich żywotność z reguły nie jest długa, ale niesmak (przynajmniej we mnie) pozostaje. To takie słowa-wytrychy dla osób, które nie grzeszą zbyt bogatym słownictwem i muszą się posiłkować "petardami"... Ja mam np. odrzut od nadużywanego określenia "epicki". Czasem używam go dla żartów lub w odniesieniu do literatury. Ale jego powszechne nadużywanie w setkach wymyślonych znaczeń przyprawia mnie o mdłości.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Jedyne, co nam pozostaje to możliwość wyrzucenia niesmaku, np. na blogu :) A te "modne" określenia pewnie będą mnożyły się wciąż.
UsuńPozdrawiam :)