Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ministerstwo edukacji. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ministerstwo edukacji. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 17 września 2015

Zostałam przemytnikiem, bo zupa była niesłona…

Grafika: www.kuchnia.wp.pl

Ja, prawa obywatelka przyznaję się bez bicia, iż zostałam przemytnikiem - przemytnikiem przypraw, które to przemycam w zakupionym, specjalnie do tego celu, dozowniku, który ukrywam w tylnej kieszeni spodni. Przemycam, bo uprawiam ten znienawidzony przez społeczeństwo zawód charakteryzujący się ogólnym nicnierobieniem, posiadaniem wiecznych wakacji, a jak już przypadkiem trafię do roboty to pracuję 18 godzin w tygodniu i dostaję na rękę cztery tysiące polskich złotych, a nawet pięć tysięcy, podobnież. Tak, tak, jestem nauczycielką. I dawno temu przestałam reagować na to błoto, którym jest obrzucana ta profesja, choć zawsze mnie zastanawiał fakt takiej dogłębnej znajomości specyfiki tego zawodu przez polskie społeczeństwo; nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek mądrzyła się na temat tajników pracy farmaceuty, kierowcy, pielęgniarki czy jakiejkolwiek innej. 
A przemytem się zajęłam, ponieważ na stołówkach szkolnych od 1 września 2015 roku dostajemy dania, które smakują jak trawa, nie obrażając trawy, bo jej w sumie nigdy nie jadłam. Nasze kochane ministerstwo wpadło na kolejny genialny pomysł, bo nasze ministerstwo tylko na takie pomysły wpada i w ten wyszukany sposób postanowiło odchudzić grube, przepraszam, puszyste dzieci. 
Ja, szary obywatel wnioskuję, by pani minister oświaty sama spożyła niesłone kartofle, niesłoną zupę i inne tam takie i z uśmiechem na ustach orzekła, że jest to pyszne. A więc, nie jest to pyszne. Chciałam też donieść, iż dzieci jedzące na stołówce też przemycają sól i inne przyprawy, a ja jako buntownik z wyboru wcale im tego nie zabraniam, bo wychodzę z prostego założenia, że lepiej jak zjedzą trochę posolone niż nie zjedzą wcale. Na temat cukru w napojach się nie wypowiadam, bo nie słodzę ich od dziecka, ale racuchy, naleśniki czy knedle bez cukru też nie smakują dobrze. Porady pani minister pod tytułem: kompot można słodzić miodem czy też doprawiać dania wyszukanymi przyprawami może sobie pani minister w buty wsadzić – będzie wyższa. Miód kosztuje, przyprawy też, a szkoła nie chce podnosić cen obiadów, więc nie ma kompociku słodzonego miodkiem, jest woda niegazowana – bez miodku. 
I tak to uprawiamy ten przemyt zbiorowy. Obawiam się również, że niebawem pojawią się dealerzy zajmujący się dystrybucją słodkości i innych oblechów spożywczych, gdyż jak wiecie pani minister zabroniła sprzedaży w sklepikach szkolnych wszelakiego zła tego świata. Nie wiem czy pani minister tego nie wie, ale poza terenem szkoły w każdej wsi i mieście są sklepy, w których to uczeń może nabyć owe zabronione produkty podczas drogi do szkoły jak i ze szkoły, a ja nie jestem w stanie śledzić każdego swojego ucznia, by go na tym czynie karygodnym przyłapać. Także nie tędy droga moja pani! Tu pracy u podstaw trza i namolnego edukowania rodzicieli, żeby własnym przykładem wpłynęli na postawę swych pociech, żeby te nie jadły świństw i nie tuczyły się na potęgę. Poza tym rodzicieli edukować trzeba w kierunku takim, żeby pociechy dupska ruszyły i zamiast siedzieć przed komputerami to np. pograły w to czy tamto na podwórku. Ja w dzieciństwie spędzałam większość czasu na dworze i ciężko mnie było z tego dworu wołami ściągnąć. Biegałam, grałam w gumę, podchody, chowanego i nawet jak się nażarłam (mówiąc brzydko) za dużo to te kalorie spożyte wymordowałam w terenie.
Szkoła to moje życie zawodowe od kilkunastu dobrych lat. Przeżyłam wiele: powstanie gimnazjów, wysłanie sześciolatków do szkół i mnóstwo innych zwalających z nóg fantastycznych pomysłów ministerstwa. Zawsze wiedziałam, że to się nie uda, że to są reformy zazwyczaj pozbawione sensu, ale ktoś mądrzejszy, kto nie ma pojęcia o szkolnej rzeczywistości, oczywiście wiedział lepiej. Ale nie będę się tutaj rozwodzić na temat, bo i tak moje nędzne jestestwo niewiele zmieni w tej materii, a ministrem i tak nie mam zamiaru zostać.
To "mówiłam" ja – przemytniczka soli ;)

Aaa… I nie jestem odosobnionym przypadkiem trudniącym się przemytem, jest nas więcej, patrz tutaj: http://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/1,34862,18746519,szkolne-stolowki-bez-soli-jedzenie-uczniom-nie-smakuje.html

Miłego dnia i pamiętaj: 
Jest coś takiego jak "złoty środek" i zawsze warto go poszukać, a nie popadać w skrajności :)