Czarny kwadrat na białym tle - Kazimierz Malewicz
Grafika: www.wikipedia.pl
Natknęłam się w sieci na informację, która wielce mnie ucieszyła… A mianowicie: alkohol wcale nie jest taki zły i posiada całą gamę pozytywów, m.in. w małych dawkach podnosi poziom kreatywności. Szanowni czytający, informuję, że nie mam problemu z nadmiernym moczeniem ust w procentach i pragnę tutaj dodatkowo podkreślić znaczenie słów „w małych dawkach”.
Natchniona myślą o podniesieniu kreatywności udałam się do kuchni w celu znalezienia odpowiedniego wyzwalacza twórczej natury Kobiciny. Gmeram więc pod stołem kuchennym, gdzie są zgromadzone na półeczce drewnianej różne rodzaje trunków, znajduję ulubione wino wytrawne w kolorze gęstej byczej krwi żylnej i wypełzając spod stołu uderzam się o jego kant w dość wrażliwą na ból część mózgoczaszki… Ot i mnie natchnęło!
W ramach ćwiczenia niedzielnej kreatywności proponuję pochylenie się nad dziełem sztuki formatu światowego pt. „Czarny kwadrat na białym tle” autorstwa Kazimierza Malewicza. Zanim niektórzy posądzą mnie, o więcej niż spore, skutki uboczne związane z uderzeniem w głowę śpieszę wyjaśnić, iż zdarzyło mi się w życiu zaliczyć epizod związany ze studiowaniem sztuk szeroko pojętych. Na pewnych zajęciach wylosowałam do zinterpretowania wyżej wspomniane dzieło, a właściwie jego ksero. Nie mając za bardzo pojęcia z czym to zjeść (brak pojęcia był związany z moją nieobecnością na wcześniejszych zajęciach ćwiczeniowych) taka dziewicza wdepnęłam na obraz pana Malewicza. W pierwszej chwili uznałam to za niezły dowcip: Dzieło?!? To jest dzieło?!? Mój ojciec, beztalencie rysunkowe, stworzyłby lepsze używając do stworzenia małego palca lewej stopy! Ochłonąwszy z pierwszego szoku i dowiedziawszy się, że to nie jest dowcip przygotowany przez złośliwe współstudiujące zasiadłam nad białą kartką papieru i myślę, myślę, myślę… Wznoszę modły do wszelakich znanych mi bóstw o natchnienie, co by mnie oświeciło i jakoś tak górnolotnie ten kwadrat poopisywać… Kartka pusta… Czas mija… Zaraz każą odczytać wypociny na temat…
Pozbywszy się wstydu i resztek godności studenckiej wygłosiłam taką oto, mniej więcej, interpretację „dzieła”:
Biorąc pod uwagę wielkość kwadratu w stosunku do całej powierzchni obrazu uważam, że niesie on ogromny potencjał i ładunek emocjonalny. Czarny kolor kieruje moje tory myślowe w stronę Wszechświata – muszę tutaj wspomnieć o kosmicznej Czarnej dziurze, która jest dla mnie czymś tak abstrakcyjnym jak to „dzieło”. Ze względu na skrzywienie w kierunku nauk medycznych nie mogę nie nawiązać do naturalnych otworów znajdujących się w organizmie ludzkim – mam tutaj na myśli wlot i wylot układu pokarmowego – jedyne co mnie zbija z tropu to kształt… Jak wiadomo otwory te są mniej lub bardziej owalne, więc może kwadrat w tym przypadku symbolizuje mękę ludzkiego żywota, a kąty ostre nawiązują do głodu czy też hemoroidów i niedogodności z tym związanych… Możliwe też, że autor przeżył śmierć kliniczną i symbolicznie nakreślił tunel łączący dwa światy – brakuje mi tylko światełka w tunelu… Na tym zakończę mój wywód; prawdopodobnie jestem w stanie uszyć kolejne zdania przeładowane herezją wszelakiej maści, ale proszę wziąć pod uwagę moją bezsilność wobec rozszyfrowania faktu: co autor „dzieła” pt. „Czarny kwadrat na białym tle” miał na myśli ;)
Miny słuchających były... trudne do opisania ;) Oczywiście dowiedziałam się, że na zajęcia przybyłam nieprzygotowana i gdybym liznęła choć w stopniu minimalnym życiorys pana Malewicza to być może, aż tak bardzo nie musiałabym wysilać swoich komórek mózgowych ;) Doceniono kreatywność. Aaa… Byłam trzeźwa jak, dopiero co, wyciśnięty z macicy noworodek ;)
Także nie wiem czy alkohol jest potrzebny do wyzwolenia kreatywności - boję się co mogłabym stworzyć pod wpływem, a tak udało mi się te studia podyplomowe szczęśliwie zaliczyć ;)