Moja miłość do salcesonu trwa odkąd pamiętam: uwielbiam ten podrobowy wyrób, w którym rozkosznie tkwi głowizna świńska w kawałkach, elementy świńskiego podgardla, skrawki mięsa wieprzowego, skórek i przyprawy zanurzone w wywarze pochodzącym z gotowania tych dobroci. Wszystko zamknięte w żołądku lub pęcherzu wieprzowym.
Najlepsze salcesony jadałam na wsi u dziadków i w domu rodzinnym. Ten produkt wymagał odpowiedniej obróbki i serca, a wiejska sielanka dodawała mu tego niespotykanego gdzie indziej smaczku. Sklepowe salcesony opakowane w folię nie mają tej magii, a właśnie to opakowanie było obiektem mojego największego pożądania. Generalnie ludzie na wsi dają to opakowanie psom lub kotom, bo kto przy zdrowych zmysłach żre skórę z salcesonu?!? Ja żrę. Pozostaje odwieczne pytanie czy posiadam zdrowe zmysły…? Ostatnio się okazało, że nie bardzo, ponieważ borelioza i kumple bez skrępowania żerowali na moich komórkach nerwowych w najlepsze, więc wiecie – mogłam sobie pozwalać na stany niepoczytalności ;)
Wróćmy do tematu… Byłam gotowa bić się z tymi wszystkim Burkami i Mruczkami o te skórki. Rozkoszne chrzęszczenie podczas ich rozgryzania wprawiało mnie w rodzaj kulinarnego orgazmu ;) Oczywiście zawartość świńskiego żołądka w postaci salcesonu też była smaczna i mogłam się takiej przekrojonej salcesonowej bani przyglądać godzinami: bogactwo kolorów i kształtów mięsnych zatopionych w sprężystej galaretce :)
Obrońcy praw zwierząt zapewne po tych wyznaniach wbili we mnie wirtualne maczety i wyobrazili sobie mą postać w charakterze krwiożerczej bestii pochłaniającej małe prosiaczki w całości, której z japy wystają jeszcze malutkie raciczki ;) Cóż… tak mnie stworzyła natura, a skłonności do zjadania dziwnych rzeczy nie kończą się na salcesonie. Uwielbiam też świńskie gotowane uszy, ozory i ogony. Wzmożony ślinotok występuje przy smażonej cielęcej, drobiowej i wieprzowej wątróbce podanej w towarzystwie cebulki, rodzynek i jabłka. Rozkosznie mruczę przy gulaszach z żołądków gęsich, kaczych i kurzych. A jak dacie mi słój smalcu z borowikami lub dobrą kaszankę, koniecznie z wieprzową hemoglobiną, to oddam Wam całe królestwo, którego nie posiadam ;)
Ostatnio dowiedziałam się od Mariana (chłop domowy), że po spożyciu salcesonu robię się agresywna i że to zapewne związane jest z dużą ilością szczeciny zawartej w środku... Marian uważa, że salceson jest obrzydliwy i pakują tam wszystko: szczecinę, racice, oczy, świńskie worki mosznowe i inne takie ;) Nawet jeśli pakują to jaki jest związek spożycia szczeciny z agresją? Hmm… Może ta szczecina łaskocze mnie po jelicie grubym, to irytuje moje jelito grube, a ono cichaczem wysyła impulsy w stronę mózgu, robię się wstępnie mało agresywna, a jak Marian drąży temat to coraz bardziej agresywna ;) No w każdym razie neuroanatomia agresji wywoływanej świńskim włosiem jest dla mnie tematyką zupełnie dziewiczą ;)
Dodatek dla zainteresowanych (wikipedia), gdybyście po przeczytaniu tego postu zrobili się głodni i zapragnęli stworzyć domowy salceson:
Mięso na salceson poddaje się peklowaniu, obgotowuje i odpowiednio przyprawia. Tak przygotowaną masą wypełnia się żołądki wieprzowe lub pęcherze wołowe, gotuje i prasuje.
Rodzaje salcesonów:
• Włoski (głowizna i skórki wieprzowe, rosół, przyprawy – czosnek, pieprz i kminek)
• Czarny (tłuszcz pokrojony w kostkę, głowy, serca, mózgi, nerki, skóry i krew wieprzowa, kasza manna, bułka tarta, rosół, przyprawy)
• Brunszwicki (podroby, skórki wieprzowe, krew, rosół, przyprawy)
• Saksoński (głowizna i skórki wieprzowe, rosół, krew, podroby, czosnek, kminek, przyprawy)
• Ozorkowy (peklowane ozorki wieprzowe, skórki wieprzowe, krew, rosół, przyprawy)
• Wiejski (głowy, nogi, mózgi i krew wieprzowa, pieprz, ziele angielskie)
Grafika: evedaff