Po czasie świątecznym, który jak wiadomo, wielu z nas spędza w pozycji siedząco - leżącej, doprowadzając swój biedny układ pokarmowy do rozpaczy, z każdej strony bombardują nas dietami, które mają z nas zrobić wychudzone stworzenie, które zmieści się w wymarzoną kreację sylwestrową.
Ja jestem z tych, co stety lub niestety, kochają jedzenie. Często słyszę, że lepiej mnie ubierać niż żywić ;) Podobnież jem dużo... Niektórzy znajomi twierdzą, że gdyby tyle jedli to ważyliby 200 kg ;) Mam na koncie akcje powstańczo-żywieniowe typu: spożycie zacnej ilości słodyczy i zagryzienie tego śledziami lub innymi rybopodobnymi obiektami - nie jest to oczywiście wynik stanu błogosławionego - taka moja uroda. Generalnie połączenia kulinarne w moim wykonaniu, zwłaszcza na głodzie, wywołują dziwne spojrzenia u obserwujących ;)
I cóż począć, jak ktoś lubi jeść? Jak odnaleźć się w tych wszystkich dietach? Takim przypadkom jak ja pozostaje jedynie aktywność fizyczna, w formie dowolnej - najlepiej takiej, która nie wzbudza w nas odruchu wymiotnego :)
Poniżej, aby nie być gołosłownym zamieszczam kilka fotografii z poświątecznego spalania kalorii w Międzygórzu (bardzo malownicza miejscowość, warto odwiedzić); kalorie spalają: nasza psina, ja i męska część stada (twarze człekokształtnych nie są ukazane, a konie nie są członkami naszego stada ;)
Poza tym piękna zima się nam ostatnio zrobiła, a wędrówka górskim szlakiem jest jedną z przyjemniejszych form spalania tego i owego :)
Grafika: Eve Daff