Pokazywanie postów oznaczonych etykietą schudnij. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą schudnij. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 4 stycznia 2015

W szponach odchudzania, czyli tonący brzytwy się chwyta...?

 

Każdej kobicinie zdarza się sporadycznie stanąć w obliczu życiowego dramatu… Myśląc o życiowym dramacie kotłują mi się w głowie sytuacje następujące: wyeksportowanie się do ciepłego kraju w celach wakacyjnych (trza się rozdziać na plaży lub przy basenie), wesele kuzynki z Kozibródek Wielkich (trza się pokazać przed familiją dawno nie widzianą), spotkanie towarzyskie – 20 lat po maturze (wiadomo – trza najbardziej zabłysnąć). Kobieta to takie dziwne stworzenie boże, które reaguje lekko z opóźnieniem na niektóre kwestie związane z wyżej wspomnianymi dramatami. No bo i owszem, garderoba przetrzepana, następnie uzupełniona, nie tylko o strój właściwy dramatowy… Makijażowanie i stan włosia na głowie też zostały rozpisane na punkty i podpunkty. No, ale… pozostaje jedna ważna kwestia związana ze zrzuceniem tego, co skutecznie niszczy nasz nieskazitelny wizerunek. Patrz: tkanka tłuszczowa. Do tego należałoby dorzucić wyrzeźbienie tych elementów ciała, które być może rzeźbione nigdy nie były.

I tutaj spada, jak z nieba, porada z Kobietoskopu!?! Przetestowana na autorce, w chwili dramatu, który był wyjazdem do ciepłych krajów, ale zadziałało, chociaż wymagało sporych poświęceń - bolący zadek był jednym z nich.


Metoda jest dość drastyczna i przeznaczona dla kobiet mocno zdesperowanych.

Potrzebne będą: rower stacjonarny, gumowy dres, resztę każda z Was powinna mieć w przepastnych zakamarkach mieszkania lub domu. 

A więc, do rzeczy:

1. Każdego dnia ubieramy się w gumowy dres, zwany też dresem odchudzającym; pod gumowy dres wkładamy spodnie z materiału dresowego i koszulkę (najlepiej z tych przeznaczonych do użytku domowego); na stopy i nogawki gumowych spodni naciągamy skarpety... Po co? Aby pot wyciekający nogawicami wsiąkał w owe skarpety, a nie lał się na podłogę. Dres prezentuję poniżej:


2. Przygotowujemy sobie stanowisko: znajdujemy jakiś film na kompie, program w telewizji; ustawiamy rower stacjonarny tak, aby móc oglądać to, co wcześniej sobie wynalazłyśmy.

3. Wsiadamy na rowerek i pedałujemy, najlepiej tyle czasu ile trwa film, czyli 1,5h lub 2h.

4. Pamiętamy o uzupełnianiu płynów.

5. Po upływie wskazanego czasu udajemy się do łazienki i bierzemy prysznic; dres płuczemy i zawieszamy celem osuszenia.

6. Czynności zawarte w punktach od 1 do 5 powtarzamy przez dowolną ilość dni, im dłużej tym lepiej. 

Dla tych z Was, które nie mają rowerka stacjonarnego, niestety, nie mam dobrych wieści: jeżeli jesteście zafascynowane tą metodą to musicie wyjść z domu na rower niestacjonarny lub pobiegać po osiedlu w naszym fantastycznym dresiku. Tutaj nasza metoda staje się jeszcze bardziej przeznaczona dla kobiet wybitnie zdesperowanych, ponieważ jesteśmy zmuszone podjąć również walkę z dużym zainteresowaniem społeczeństwa, które będziemy mijać po drodze (społeczeństwo i zainteresowanie). Dres to odzienie mało wyjściowe, do tego przyciąga uwagę swoim blaskiem; można zakupić w kolorze białym, ale stopień przyciągania uwagi jest niewiele mniejszy niż w dresie koloru srebrnego.

Metoda jak najbardziej działa – w 7 dni można się wyrzeźbić i schudnąć; jak ktoś ma niedosyt można podjąć również nocne działania dresowe ;) Metoda szczególnie się sprawdza, gdy za oknem jest powyżej 25 stopni Celsjusza. 

Powodzenia ;)

Czy odchudzone i wyrzeźbione ciało, zwłaszcza wytworzone w bezmyślny sposób, jest rzeczywiście niezbędnym warunkiem szczęśliwego życia? 
Pytanie pozostawiam bez odpowiedzi :)

wtorek, 20 maja 2014

Po co kobietom bielizna wyszczuplająca?


Chcąc zaspokoić swoją próżność, ciekawość i licząc na natychmiastowy efekt: Wow!, postanowiłam zakupić super-body wyszczuplające. Łudząc się, że rozmiar S zrobi ze mnie kobietę ideał, zamówiłam na allegro.pl model typu gorset, od podbiuścia do kolan - ukazany poniżej:


Przesyłka dotarła ekspresowo. Napalona jak pedofil w Disneylandzie (przepraszam za mało przyzwoite porównanie) rzuciłam się do rozpakowania mojego bodziaka. Po wyjęciu go z pudełka jedna myśl przemknęła mi przez głowę: Jak ja się w to wcisnę? Posłużyłam się instrukcją obsługi, która znajduje się poniżej (wersja słowna i rysunkowo - słowna):

1. Upewnij się, że rozmiar jest zgodny z zamawianym.
2. Zroluj jedną nogawkę w dłoniach.
3. Siedząc wciągnij nogawki na obie nogi.
4. Zaciągnij na kolana.
5. Wstań i podciągnij gorset do góry, aż do krocza.
6. Upewnij się, że gorset dokładnie przylega do pośladków i do krocza.
7. Rozwiń nogawki.
8. Podciągnij gorset pod stanik i upewnij się, że przylega on dokładnie do ciała.
9. Upewnij się, że całość gorsetu ułożona jest równomiernie.



Po pół godzinie zmagań, spocona jak mysz, dotarłam do punktu nr 4 mojej instrukcji. Cholera! Ewidentnie za małe! Matka natura ma jednak swoje ograniczenia. Bodziak utknął w okolicy kolan i ani rusz! Resztkami sił zdarłam go z siebie i postanowiłam wymienić na większy rozmiar. Nie jestem z tych co się łatwo poddają! 
Po kilku dniach po raz kolejny stanęłam oko w oko z moim wyzwaniem. Tym razem poszło sprawnie - sprytnie upchnęłam wszystko co się dało upchnąć w gumowym wdzianku, postępując zgodnie z instruktażem (patrz punkty od 1 do 9 instrukcji obsługi bodziaka). Pełen sukces, ale... do dystrybucji publicznej, bez odzienia wierzchniego, się nie nadawałam. 
Następnego dnia zamontowałam nowy nabytek na swoim pełnym wdzięku ciele i poszłam do pracy. Lekko przyciasnawe, wcześniej, jeansy wkomponowały się na moją postać bez zająknięcia. Koleżanki w pracy zauważyły, że jakaś taka inna, zgrabna jestem... Tak jakbym na co dzień nie była :)
Radość nie trwała długo... Jak każdy normalny przedstawiciel świata organizmów żywych musiałam wydalić nadmiar nagromadzonego moczu. No i tu zaczęła się jazda bez trzymanki: bodziak stawiał duży opór - prawdopodobnie jakaś jego warstwa mocno zespoliła się ze mną, do tego dołączył podniesiony poziom desperacji, pot zalewał czoło, ale... udało się!

Po przyjściu do domu nasunęły mi się następujące wnioski dotyczące bielizny wyszczuplającej:
- modeluje i "odchudza" - przy zakładaniu i zdejmowaniu - na pewno - ilość wydalonej wody z organizmu przez pory w skórze jest znacząca,
- jest to odzież zimowa - szacunek dla tych kobiet, które są w stanie nosić to w temperaturze powyżej 15 stopni Celsjusza,
- facet jest zainteresowany naszymi wdziękami do momentu odkrycia naszej słodkiej tajemnicy, chyba, że jest to przedstawiciel erotomanów fascynujących się zapachem potu, gumy i lubiący niespodzianki, 
- po zdjęciu bielizny z siebie zakamuflowane fałdy, zwały i inne elementy wklęsło-wypukłe wracają na swoją wyjściową pozycję i zdecydowanie pogarsza nam się humor,
- może być przyczyną katastrofy w przypadku pojawienia się nagłej potrzeby jelitowej lub przepełnienia pęcherza moczowego.

Cóż... wybór należy do każdej z nas :) Ja, z pewnością, nie zainwestuję ani grosza w kolejny model.

Post scriptum: Dlaczego wybrałam taki model bielizny wyszczuplającej?
Z mojego punktu widzenia, bodziak, wydawał się najbardziej opływowy. Na przykład majty wyszczuplające brutalnie tną brzuch, co powoduje wylew materii tłuszczowej powyżej poziomu, silnie zaznaczonej, tali osy. Dodatkowo powstaje, tak zwany, bałwan pośladkowy. No, ale może się mylę...