Pokazywanie postów oznaczonych etykietą reklama. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą reklama. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 15 stycznia 2015

Wzdęcie, płonące konary i mikroby na śniadanie...?!?

Mini pościk mi się urodził właśnie... Otwieram sobie swoją pocztę interiową, a tu atakuje mnie reklamisko o treści:


No przecudnej urody to zjawisko jest: "Gastrolodzy nienawidzą jej!" - bo się bidula pozbyła gazów za pomocą jednego prostego posunięcia... I aż pięć dni się nieszczęsna tego pozbywała... Obawiam się, że mnie też nienawidzą... Pospolite pierdnięcie, jak widać, wymaga takiej oprawy ;) Oczywiście nie chodzi o to: musimy zakupić suplemencik diety na wydęte brzuszysko - w promocyjnej cenie ;) Mój obszar mózgowy odpowiedzialny za wizualizację zaczął intensywnie pracować: oczami wyobraźni widzę, jak się nadymam przez 5 dni, słychać marsze wojskowe, zastępy anielskie i mój zadek opuszcza soczysty kilkudniowy, niewinny prytek :) 

Zjawisko reklam jest czymś, co doprowadza mnie momentami do... no właśnie czego? Jem śniadanie i słyszę: grzybica taka i owaka, a może infekcja bakteryjna, grzybicza lub mieszana - do wyboru, do koloru - mniam, mniam, tylko łychę w to wsadzić... Albo ten, pożal się Boże, tekst o płonącym konarze w reklamie środka na potencję - nie wiem, ale moje skojarzenia są dość masochistyczne - nie chciałabym być drenowana seksualnie przez płonące gałęzie. 

Czy jest granica dobrego smaku i gdzie jej szukać?