poniedziałek, 8 lutego 2021

Dzieci w kuchni i grzyb atomowy gotowy!

Grafika: www.cafeleniwiec.pl

W dzieciństwie urządzaliśmy sobie z bratem, tak zwane, kuchenne niespodzianki. Zabawa polegała na tym, że wytypowany zamykał się w kuchni i przyrządzał „danie” dla drugiej osoby. Oczywiście wszystko się odbywało pod nieobecność rodziców. Z racji na to, że w tamtych czasach (lata 80-te) niewiele było w lodówce specjałów to nasze kuchenne szaleństwo ograniczało się do kruchych ciastek z dziurką posypanych cukrem i dżemu domowej roboty o smaku truskawkowym, podanych na milion sposobów. Były więc:
- kanapka z kruchych ciastek z dżemem w środku,
- kruszone kruche ciastka z kleksem z dżemu,
- torcik z kruchych ciastek z kremem dżemowym,
- gniecione kruche ciastka wymieszane z dżemem,
- dżem z posypką z kruchych ciastek.
Na zmianę zamykaliśmy się w tej kuchni i przygotowywaliśmy te mistrzowskie „dania” z dużym namaszczeniem. Oczekujący na degustację koczował w przedpokoju i najczęściej bawił się papierem toaletowym hurtowo nagromadzonym w mieszkaniu; budowało się z tego wieżę, na którą należało siąść i zrobić pierdut! Cała radocha była w tym upadku i masakrowaniu rolek cennego surowca. Niestety nie spotykało się to ze zrozumieniem ze strony rodzicieli. Wróćmy do ciastek… Niespodziankę przygotowaną przez „kucharza” należało spożyć z uśmiechem na ustach. Po kilku kolejkach takich eksperymentów kończyło się to tak, jak skończyć się powinno, czyli w otchłaniach porcelanowej muszli klozetowej ;)

Inny wyczyn kulinarny stworzony w duecie z braciszkiem to produkcja krówek domowej roboty: schajcowaliśmy wtedy część półki wiszącej nad zlewem ratując palącą się patelnię. Od tego czasu wiem, że palącej się patelni zawierającej tłuszcz nie zalewa się wodą, ponieważ uzyskujemy efekt grzyba atomowego. 

Do napisania powyższych wspomnień zainspirowała mnie opowieść znaleziona na www.forum.gazeta.pl, autorstwa - teresa104:
„Kiedyś jako dzieci wróciliśmy z bratem z kolonii, były wakacje, rodzice w pracy. I zapragnęliśmy odtworzyć wspaniały kolonijny przysmak, nieznany nam z domu, czyli pampuchy (drożdżowe kluski na parze). Wzięliśmy "Kuchnię polską" i tam z przepisu próbowaliśmy wyrobić te kluski i jakoś wciąż nie mogliśmy utrafić z konsystencją. Wreszcie wyszła cała mąka, jaka była w domu, brat poszedł zatem z moimi pieniędzmi zaoszczędzonymi na koloniach kupić surowca. Mojego majątku wystarczyło jeszcze na 3 kg mąki i drożdże. Kiedy ojciec wrócił z pracy, ujrzał na kuchennym blacie wielką górę suchych kłaków, których już nie byliśmy w stanie z bratem wyrobić naszymi siłami (ja ledwo nad ten blat wystawałam). Trudna rada, stary zdjął koszulę i wyrobił olbrzymią gulę ciasta, wciąż zresztą powiększającą się od drożdży. Resztę dnia wycinaliśmy szklankami kluski, które leżały na ściereczkach w całym domu, na balkonie, na szafkach, na stołach i partiami parowaliśmy je w garnkach na wszystkich palnikach. Powiem Wam... wreszcie najadłam się pampuchów. Na słodko, na słono, z masłem, z cukrem, z zupą, z kiełbasą, odgrzewane, na zimno, smażone, dopiekane, ojciec do pracy codziennie zabierał, matka też się starała, chociaż klusek nie lubi.”

Opis bardzo zadziałał na moją wyobraźnię i suszyłam zęby opluwając monitor. Najbardziej wzruszył mnie fragment dotyczący poświęcenia oszczędności, by surowiec zakupić potrzebny na pampuchy.

Pozostając w klimatach słodkości i zbliżającego się, wielgachnymi, pączkowymi krokami, tłustego czwartku zapraszam w wolnej chwili na post wspominkowy z wytryskiem w roli głównej - Gdy pączek atakuje cnotliwą kobietę... 😁

36 komentarzy:

  1. A to mi przypomniało pierwszy w życiu sos, który po dodaniu mąki nie chciał gęstnieć. Do czasu zagotowania... potem brakowało wody do sosu dla całego pułku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ha, każdy, chyba, ma na koncie jakieś wyczyny kulinarne 😁

      Usuń
  2. :) błachachacha... nie znosiłam nic robić w kuchni poza sprzątaniem, dlatego moje rodzeństwo umarłoby z głodu licząc wówczas na kęs stworzony przeze mnie :) ale mam niejedno na sumieniu tyle, że w terminie późniejszym

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to dobrze, że nie robiłaś rodzeństwu jedzenia, bo jakby dostało takie specjały jak u mnie to ...😁

      Usuń
  3. Nie ma to jak rodzeństwo! mój brat nauczył się robić bułki drożdżowe z parówką w środku, więc pełen wypas, ale pamiętam tez wafle smarowane dżemem lub jakimś maminym kremem i układane warstwami. Ja tam do kuchni nie lgnęłam, zostało mi do dziś ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że bułki z parówką to wypas 🙂 Wyższa szkoła wtajemniczenia 😀

      Usuń
  4. Haha genialne historie i Twoja i ta znaleziona. Mnie jakoś specjalnie nigdy do kuchni za dzieciaka nie ciągnęło. Pewnie dlatego i teraz mistrzynią kuchni nie jestem :P. W końcu trzeba eksperymentować, żeby się nauczyć :D. Jedyne z kuzynek robiliśmy drinkowe eksperymenty mieszając różne napoje. Niektóre nawet nawet były smaczne typu kilka rodzajów soku, o innych lepiej nie wspominać :D.
    Za to moja mama często wspomina, że jak już wyprowadziła się z rodzinnego domu i zaczęła gotować dla siebie i taty to też duże ilości klusek jedli. Wcześniej napatrzyła się na swoją mamę która dla 8 osobowej rodziny gotowała i jakoś tak ciągle wydawało jej się, że za mało robi :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tendencje do produkcji nadmiernej ilości posiłków ma wiele osób; czasami jakoś tak fantazja poniesie i cała góra pierogów czy klusek powstanie 🙂

      Usuń
  5. Ja raz chciałam się wykazać i ugotowałam zupę ogórkową, gdy wróciłam ze szkoły. Ale pieprzu mi się wsypało odrobinę za dużo. Miny przy obiedzie były bezcenne :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajnie tak powspominać:D I mnie się wzieło na kuchenne wspomnienia :D A o dziwo z kuchnią jest ich wiele :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami warto sobie wspominki powołać do życia, zwłaszcza te mniej lub bardziej zabawne 🙂

      Usuń
  7. Ale fajne wspomnienia!!!
    :-))

    OdpowiedzUsuń
  8. nigdy mnie do kuchni nie ciągnęło (w sensie gotowania, bo jedzenie, to inna inszość),więc nie mam takich opowieści...
    właściwie jedna, która mi się kojarzy i z bratem, i z konsumpcją to taka, że kiedyś siedziałam z chłopakiem (ja miałam może 16 lat, on już był pełnoletni)i piliśmy piwko (tak, wiem, to złe było... :D ), i mój brat (6 lat młodszy) ciągle nam przeszkadzał (a rodziców nie było), to mu w końcu dałam piwa, żeby poszedł spać ... trochę go potem w nocy "męczyło", a matka się zastanawiała, czym się zatruł biedaczek... wygadał się gnój jeden... :D :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezła historyjka, a z brachola podła szuja, ale wiem coś na temat braci - mój jest 5 lat młodszy ;)

      Usuń
  9. Podobny pomysł miałam ja i mój brat, niestety nasze diabelskie natury sprawiały, że dania, które wytwarzaliśmy bywały niejadalne. Dzięki Bogu nieszkodliwe, choć dżem z czosnkiem pyszny nie był, a zasada była taka, że trzeba było zjeść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dżem z czosnkiem to nawet mnie zniechęca, choć ja wszystkożerna jestem podobnież 😉

      Usuń
  10. Jako najstarsza z rodzeństwa, dużo starsza od reszty kiedy tylko trzeba było matkowałam. Wiele wspomnień kulinarnych mam z tych czasów, na szczęście żadne nie skończyło się nieszczęściem :D z tamtych czasów zostało mi jedno - danie przygotuje z wszystkiego co wpadnie mi w ręce - nawet tzw. zupę na gwoździu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie dania z "niczego" najczęściej najlepiej smakują 🙂

      Usuń
  11. Super wspomnienia! Ja z bratem wyjedliśmy kiedyś garnek marchewki do obiadu, takiej w kostce. Nie jadłam potem tej marchewki lata...Albo po słoiku grzybów w marynacie. Wspominam też przypalone pyzy z mięsem, gotowane w minimalnej ilości wody...
    Piękne czasy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyjadanie z garów też pamiętam, co niekoniecznie spotykało się ze zrozumieniem ze strony kucharza 😁

      Usuń
  12. Są dobre strony tych pampuchów :D Rodzina najedzona a i jakie doświadczenie przy tym kulinarne nabyte :D Co do eksperymentów w kuchni, to byłam oporna i odporna na kuchnię :D Dopiero mając 17 lat wkroczyłam niczym kowboy do saloonu :D I tak sięzaczęło moje pieprzenie w późniejszym czasie :D A o wytrysku chętnie poczytam :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też nawiedziło w późniejszym czasie, bo za dzieciaka to nie byłam dopuszczana do kuchni; może w obawie, żebym nie wysadziła bloku w powietrze 😉

      Usuń
  13. Najwięcej spodnie i bierze się właśnie z kuchni. Pamiętam jak moja córka chciała mi pomóc i powiedziała że zrobi kopytka mój Boże, kopytkami można było wbijać gwoździe do ściany ale nic żułam dzielnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jak zrobiła specjalnie dla mamy to nie pozostało nic innego jak żucie 😁

      Usuń
  14. A podobno od przybytku głowa nie boli, No może brzuch 😂

    OdpowiedzUsuń
  15. Jest zabawa i jest armagedon, ale druga strona tego medalu to wspomnienia, których nikt nie odbierze :) Miło się wspomina po latach...

    OdpowiedzUsuń
  16. Fajne są takie wspomnienia.
    Mam ich wiele. Z siostrą cuda wyczyniałyśmy w kuchni.
    Raz zakończyło się to szpitalem. Byłam sprzedawczynią i kazałam siostrze jeść suszone grzyby, ja też podkradałam.
    Mam do dzisiaj grzybowstręt.
    Irena-Hooltaye w podróży

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że grzyby Wam nie wyszły na zdrowie; no niezłe też pomysły; dobrze, że się gorzej nie skończyło 🙂

      Usuń
  17. Jaki fantastyczny opus wspomnień. I mi tez powróciły dzieki tobie migawki z dzieciństwa. Dziękuje

    OdpowiedzUsuń
  18. Ale sie usmialam. Nie.ma to jak dzieci same w kuchni. Calkiem bez cenzury 😂😂😂😂 Moje corki uwielbiaja pampuchy z jogurtem malinowym. Az mnie sama wzielo na te pampuchy. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to też bym pampuchy zjadła i chętnie z jogurtem :)

      Usuń

KTO POSTY KOMENTUJE TEN POMNIKI, DLA POTOMNYCH, ZE SŁÓW BUDUJE :)