Bywają takie dni w życiu, gdy człowiek zapragnie wsiąść do tramwaju byle jakiego i pojechać na spotkanie z dawno niewidzianą znajomą. Jako że na co dzień podróżuję osobistym samochodem to wyprawa komunikacją miejską jawi mi się zawsze jako rodzaj przygody. Pamiętawszy z dalekiej przeszłości jak uroczym doznaniem może być taka podróż profilaktycznie odziewam strój nie prowokujący bywalców tychże wehikułów do jakichkolwiek zaczepek ;) Udaję się w radosnych podskokach na przystanek. Nadjeżdża mój mechaniczny potwór, więc korzystam z szeroko otwartych dźwierzy i od progu zostaję otulona mało subtelnym zapaszkiem, którego nuta głowy to na bank dawno nie myta pacha męska, a nuta serca wyraźnie nawiązuje do letnich powiewów z szaletu miejskiego. Rozglądam się i koduję siedziska wyścielone jakimś rodzajem pluszaka. Moja wyobraźnia zaczyna pracować... Ło matki i córko, ja nawet nie chcę wiedzieć co się w te pluszaki wycierało i ocierało. Biedne pluszaki... Trzymam się metalowej rurki dość wysoko umieszczonej, a w mojej głowie przetaczają się obrazy, których głównymi bohaterami są ręce, które dotykały owych rurek, a wcześniej być może wędrowały po męskich i damskich narządach wszelakich, klamkach w wucetach, penetrowały naturalne otwory ludzkiego ciała i ... Stop. Postanawiam się skupić na widokach za oknem... No, ale nie da się - tramwaj niemiłosiernie trzepie tocząc się po torach, od czasu do czasu szarpie tak, że z trudem utrzymuję równowagę. Dodatkową atrakcją jest rozmowa dwóch pań ubranych w stylu: Bierz mnie tu i teraz! na temat najnowszych trendów w modzie pań typu: Bierz mnie tu i teraz! I jak tu nie rzec, że podróże kształcą ;) Chociaż opcja brania mnie tu i teraz średnio mi się uśmiecha w zaistniałych okolicznościach przyrody ;)
W końcu docieram na miejsce, gdzie umówiłam się ze znajomą. Pierwsze co kierujemy do siebie to wywód na temat podróży. Biedaczka miała jeszcze mniej szczęścia niż ja: miejscowe kwiecie męskiego świata podziemnego usiłowało ją podrywać w mało wybredny sposób, podróż umilał również osobnik o wysokiej kulturze osobistej rozmawiający przez telefon z wybranką swojego życia, którą czule obdarzał słownictwem powszechnie nazywanym łaciną, a na deser wywiązała się nawet mała bójka w szeregach elity tramwajowej.
Cóż... Wiem, że nieprędko zapakuję swoje zacne cztery litery w tramwaj. Mieszkam w mieście, które oazą spokoju i siedliskiem inteligencji znającej podstawowe zasady kultury osobistej niestety nie jest, ale łudziłam się, że na przestrzeni tych lat, kiedy nie korzystałam z komunikacji miejskiej coś się zmieniło. Może miałyśmy pecha... Aaaa, nie jesteśmy księżniczkami co to muszą po czerwonych dywanach zapiermandalać, bo w przeciwnym razie doznają poważnego uszczerbku na zdrowiu psychicznym i nie potrafią się odnaleźć w miejskiej dżungli ;)
W każdym razie jestem niezmiernie wdzięczna opatrzności, iż posiadam samochód i nie muszę doznawać wątpliwej przyjemności zapoznawania się wszystkimi zmysłami z anatomią miasta i jego ciemną stroną ;)
A ja jestem wdzięczna losowi, że mieszkam w tak małym mieście, że w godzinę dotrę z krańca na kraniec na piechotę, co czynie codziennie, także do pracy i z powrotem. Nie mam niestety patentu na kolejki w sklepach, kiedyś nie zakupiłam sera żółtego na wagę, bo pani przede mną rozsiewała taki zapach, że jeść mi sie odechciało...
OdpowiedzUsuńNie wiem czy u nas w komunikacji coś się zmieniło, bo nie korzystam od lat, ale jechałam w ub.roku pociągiem i byłam mile zaskoczona, ale to było Inter City, wiem, że u innych przewoźników bywa gorzej...
O pociągach też słyszałam sporo dobrego, ale póki co nie miałam okazji, by to sprawdzić na własnej skórze :) Taka pani roztaczająca wonie w kolejce skutecznie może zniwelować apetyt, niestety.
UsuńJotko, a może to nie był zapach pani tylko sera? Ode mnie kiedyś ludzie w metrze uciekali. Pojęła dlaczego dopiero jak rozpakowałam na drugie śniadanie kanapkę z pysznym francuskim serem ;)
UsuńZnam sery, których zapachy zwalają z nóg, ale chyba ciężko pomylić zapachy serów z innymi, może, seropodobnymi ;)
UsuńEwo, zapachy serów śmierdzieli lubię, a tego, który wygnał mnie ze sklepu nie pomylę z niczym....
UsuńO żesz...to ja dziękuję, jak Twoje myśli krążą po tych wszystkich tematach w komunikacji publicznej, strach się bać, co Ci jeszcze w tej głowie siedzi ;)
OdpowiedzUsuńWiesz, ja się sama boję tego co siedzi w mojej głowie ;)
UsuńU siebie w ogóle nie korzystam z komunikacji miejskiej, w Warszawie głównie z metra, które nawet lubię. Pociągi Intercity są ok, co do reszty to nie wiem. A O TRAMWAJACH SŁYSZAŁAM KIEDYŚ TAKI TEKST: W PRAWDZIWIE NOWOCZESNYCH MIASTACH JUŻ NIE JEŻDŻĄ...
OdpowiedzUsuńTekstu o tramwajach nie znam; moim zdaniem przydatny środek transportu, o ile nie wlecze za sobą takich "atrakcji".
UsuńNie takie rzeczy w Azji mamy! Na okropne zapachy polecam maseczkę albo olejek miętowo-cytrusowy, na odkażenie rąk chusteczki/żel antybakteryjne.
OdpowiedzUsuńWiem, że są środki zaradcze :) Łudziłam się, że coś się na przestrzeni lat zmieniło ;) Następnym razem zaopatrzę się w stosowne wynalazki ;)
Usuńja nie zapomnę jak kiedyś w tramwaju jechał sobie pan żul. cały wagon był jego, bo wszyscy inni poprzesuwali się na sam początek... masakra...
OdpowiedzUsuńPana żula - władcę tramwaju też znam z doświadczeń własnych, pozostawia spory niesmak ;)
UsuńMnie od podróży publicznymi środkami transportu odstręcza zapach - nie znoszę przepoconego niedomytka, cuchnącego jegomościa w kilkutygodniowej koszuli roztaczającej zapachy spod pachy nota bene nie mytej dłużej niż norma przewiduje. Zawsze mam ochotę zapytać - QRWA CZŁOWIEKU NOSA NIE MASZ .... jak masz to go wyciąg z d.... i powąchaj się. Więc mimo TIRów na drogach wybieram swój pojazd.
OdpowiedzUsuńTeż mnie takie pytania nurtują; podobno do zapachu/smrodu się przyzwyczajasz i potem już nie czujesz ;)
UsuńNie przekonałaś mnie - do smrodliwego zacapu nie można się przyzwyczaić - nos by mi odpadł jak bym tak śmierdziała. Może jak se kupię bezludną wyspę to w ramach eksperymentu wyjadę tam i nie dotknę wody tydzień...no może dwa :)) i zobaczę (a raczej powącham ) czym to pachnie
UsuńNa takiej bezludnej wyspie to będziesz pachniała egzotyką i oceanicznym powiewem ;)
UsuńTaaaaaaaaa... jasne - wietrzyć się zamiast myć ?? To idąc tym tokiem rozumowania miejsko-komunikacyjne śmierdziele powinny wonieć miejskim zgiełkiem kurzem spalinami i rozgrzanym asfaltem :)
UsuńOj tam, Jaga czepiasz się szczegółów technicznych ;)
UsuńDla mnie też podróże komunikacją miejską to zawsze przygoda. :) Szczególnie gdy wybieram się do dużego miasta. Ale to skarbnica pomysłów i galeria oryginałów w najróżniejszych wersjach!. :)
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, miałam okazję czytać na Twoim blogu opowieści komunikacją miejską natchnione ;)
UsuńHm, taki widok jest rzadki, ale można w większych miastach spotkać. Prowokujące akcje z noszeniem masek antysmogowych mogłyby być społecznie nawet dobre - ludzie bardziej patrzyliby na kwestie ochrony środowiska. A tak swoją drogą to to nieprowokowanie w tramwajach to chyba tylko w jakichś najgorszych dzielnicach, ja nie widziałem jeszcze czegoś takiego, a dużo jeżdżę (po Poznaniu). ;-)
OdpowiedzUsuńNie wszystkie tramwaje dostarczają takich atrakcji :) Ten "mój i znajomej" faktycznie przemierzają nieciekawe dzielnice.
UsuńZnaczy się, że nie był to tramwaj zwany pożądaniem?
OdpowiedzUsuńNiestety nie ;)
Usuń