Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rozmowy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rozmowy. Pokaż wszystkie posty

piątek, 21 sierpnia 2015

Placek rósł jak wściekły z błogosławieństwem Audio-blog ;)

Ciasto jogurtowe z borówkami

To nie będzie kolejny post o deserach, chociaż na zdjęciu powyżej uśmiecha się, prosto z piekarnika, ciasto jogurtowe z borówkami. Ja już tak mam - gdzie nie pójdę, nie pojadę to te ciasta, placki i desery mnie prześladują. Cóż, widać ta niby martwa materia wykazuje jakieś nadprzyrodzone zdolności i wywąchuje swojaków ;) A więc skąd ten placek?
W tym tygodniu poleciałam na swojej mechanicznej miotle na Poziomkowe Wzgórze rzucić się na głęboką wodę. Spokojnie, nic mi się nie stało, zawartość mózgoczaszki też bez zmian - spędziłam pracowicie czas oddając się rozkosznym chwilom przed mikrofonem (efekty niebawem, kto ciekaw proszę zajrzeć do Audio-blog, a najlepiej zainstalować aplikację na swoim telefonie lub tablecie - szczegóły tutaj). Sprawczynią mojego lotu na mechanicznej miotle była Jola - nietuzinkowa kobieta, z głową pełną szalonych pomysłów, która wymyśliła Audio-blog, a przy okazji zamieszkuje Poziomkowe Wzgórze usytuowane niedaleko Krakowa i ma tam nie tylko poziomki ;) To już wiecie skąd te borówki :) Zostałam obdarowana solidną dawką tych pysznych owoców, no to co było robić - musowo ciasto piec. Widać borówki od serca podarowane były, bo placek rósł jak wściekły. Ale zmieniając wątek... Przed tym mikrofonem oczywiście nie śpiewałam, bo w dzieciństwie moimi uszami to całe stado słoni afrykańskich się bawiło i poza tym, że deptały to jeszcze rozciągały, naciągały i usiłowały zrobić se z nich galoty, a że zadki te ssaki mają nieliche to wiecie ;) Udzieliłam pierwszego w życiu wywiadu i pobawiłam się w lektora czytając swoje wybrane posty z tego bloga. Nie będę pisać ile mnie to nerw kosztowało, bo braknie terabajtów w Internecie ;) W każdym razie ciekawe to doświadczenie pracować z takim profesjonalnym sprzętem :) 
A sama Jola zachęca do współpracy tych, którzy chcą spróbować zaprzyjaźnić się z Audio-blogiem: 
"Aplikacja Audio-blog chce służyć autorom i wszelkim blogo-maniakom jako źródło informacji o wydarzeniach w ogólnopolskiej blogosferze. Będziemy też publikować wywiady z ciekawymi blogerami "wysokozasięgowymi" i niszowymi. Codziennie powstają nowe audycje z blogów autorów, którzy zaufali nam rok temu, jak i autorów debiutujących. Dzięki wszystkim blogerom, którzy dzielą się z nami swoim talentem ten projekt może być coraz lepszy. Zapraszamy nowych, ambitnych, którzy prowadzą bloga od minimum roku, myślą o blogowaniu na poważnie i zdołali już zgromadzić swoich pierwszych fanów. Zapraszamy Polaków rozsianych po świecie." 
Także jak ktoś chętny to śmiało walić drzwiami i oknami do bram aplikacji :)

Nie byłabym sobą, gdybym krótkiej fotorelacji z Poziomkowego Wzgórza nie zamieściła - oczywiście z wiodącym wątkiem przyrodniczym :)








Grafika: Eve Daff

niedziela, 26 lipca 2015

Wiedza o krasnoludkach leży i kwiczy, a kiełbaski kuszą niepokojąco...

Grafika: www.zdjęcia.polskieszlaki.pl

Upały mają swój niewątpliwy urok. Jeżeli dysponujemy klimatyzowanymi pomieszczeniami i możemy się tam ukryć to urok upałów staje się o niebo piękniejszy. Na mnie upały działają różnie – pojawia się cała gama uczuć skierowanych ku matce naturze i spora dawka epitetów również przeznaczonych dla uszu wspomnianej matki. Poza tym dysponuję samochodem starym, ale jarym, choć pozbawionym klimatyzacji, w związku z czym każda wyprawa tym wehikułem, gdy temperatura powietrza niepokojąco przekracza 30 stopni Celsjusza, wzbogaca mój słownik o kolejne kwieciste słowa – niekoniecznie przeznaczone do publicznej dystrybucji. W trakcie tychże upałów pochyliłam się na dłuższą chwilę nad krzyżówkami. Nie powiem – czasami lubię pogimnastykować umysł. Niestety mam taką zgubną przypadłość mocno związaną z cechą charakteru utożsamianą z osłami, która nosi miano – upartość przez duże U. Jak się przyssam do krzyżówki to dopóki nie rozwiążę wszystkiego atom nie jest w stanie mnie oderwać. Szkoda, że ta cecha nie ujawnia się podczas sprzątania ;) Siedzę więc nad jedną taką krzyżóweczką, rozpykuję kolejne hasełka, aż tu nagle zgrzyt! I to poważny! Utknęłam na haśle „dom dla krasnali”. Brzmi banalnie, ale w banałach tkwi największa moc sprawcza popychająca nas do zbrodni w afekcie ;) Mijają kolejne minuty, a ja ulokowałam krasnale już wszędzie: w grzybkach, muchomorkach, dziuplach, budkach, norkach, dziurkach, torebkach, szufladach, skarpetach, strychach… Inwencja twórcza powoli zamienia się w irytację z dużym napięciem zlokalizowanym w najaktywniejszym obszarze mózgu odpowiedzialnym za wulgaryzmy – tak to poetycko nazwijmy... Wszystkie pozostałe hasła wokół mi pasują, tylko tych cholernych krasnali nie można nigdzie upchnąć. Szukam w Internecie, gdzie te krasnale stacjonują, ale nic odkrywczego nie znajduję. Poddaję się… Krasnoludki powaliły mnie na glebę, a ja leżę i kwiczę jak różowiutkie prosięcie. Ta krzyżówka zmiażdżyła mnie jak nieświadomy popełnianego czynu przechodzień miażdży niewinne dżdżownice, które hurtowo zalegają na chodnikach po deszczu. Siedzę i gapię się po raz sto pięćdziesiąty ósmy na pole z hasłem: „dom dla krasnali”… Chwila, chwila! Jaki „dom dla krasnali”!?! Przecie jak wół stoi: „dom dla krasuli”! O ja durna, ciemnotą i upałem zamroczona! No to wiadomo, że „obora”! I wszystko pasi! Morda mi się cieszy, tylko lekki niepokój nawiedził mój umysł w związku z tą ślepotą czy zaćmieniem jakie mnie dorwało… Czas na specjalistę…? E tam! Wszystko przez te afrykańskie klimaty na śląskiej ziemi co to mi znacząco poziom bystrości umysłu upośledzają ;)

Z cyklu rozmowy domowe... tym razem upałem nasączone:
- Widziałam w Lidlu takie nowe kiełbaski grillowe; wyglądały interesująco – małe, białe, z dużą ilością przypraw. Może kupię? – te oto słowa kieruję do osobistego chłopa domowego.
- Jakie nowe? Przecież je już jedliśmy! – pada odpowiedź, a wzrok karcąco przypomina mi, że tu już nie pierwszy raz jak wynajduję nowość nie do końca nową ;)
- Oj tam… Dla mnie nowe były. Dzięki takiej „umiejętności” każdego dnia odkrywam wiele nowych rzeczy!
- Taaa… Jasne… To się skleroza albo początki Alzheimera nazywa!
A mogło być tak pięknie ;)

Miłego dnia :)

środa, 6 maja 2015

Igraszki w kremie śmietankowym w towarzystwie oswojonego ssaka...

Grafika: www.growingnaturals.com

Z osobistym, domowym osobnikiem płci męskiej czasami toczymy spontaniczne rozmowy mailowe, które jak to w takich przypadkach bywa nie zawsze są świadectwem potencjału intelektualnego toczących rozmowę. A zatem...

W jego słowach można się doszukać troski:
- Nie chcesz sobie wyjść z Pyśkiem do ogródka, jest fajna pogoda? Ty napijesz się kawy, zjesz jakieś dobre ciacho…
(Pysiek to nasz pies)

Hmm... Bierze mnie pod włos, kierowanie torów rozmowy w stronę ciastek nie oznacza nic dobrego, ale kontynuuję wątek podbarwiając go lekko syndromem ofiary:
- Do ogródka możemy iść, tylko ciastek nie mam, więc co mi tu smaka robisz?

Po chwili dowiaduję się, że jestem podejrzewana o mało chlubne czyny:
- Nie wierzę, że Ty nie masz gdzieś pochowanych jakiś czekoladek i ciastek... Przyznaj się!

Nie pozwalam zbić się z tropu i dalej brnę w syndrom ofiary ograbionej z odpowiednich ciastek:
- Ciastka i czekoladki są w szafce, ale nie są w kręgu moich zainteresowań - nie mają kremu w dużych ilościach :)

Jego logika po raz kolejny mnie zadziwia:
- To zjedz ich dużo, będzie dużo kremu!

Postanawiam wyjaśnić, że jego logika jest pozbawiona logiki; dorzucam jeszcze wątek chleba powszedniego w akcie chwilowej utraty mózgu zakupionego:
- Taa… Jak te ciastka są suche i kremu nie mają to ciekawe jak ich zwiększona ilość ma krem wyprodukować? Właśnie jem drugie śniadanie z tym nowoczesnym chlebem za 25 zł – dziadostwo jakich mało: nie słone, słodkawe, a konsystencja jakby ktoś kupę przykleił do kupy i upiekł.
(chleb, o którym mowa to chleb esseński bio)

Odpowiedź wyraźnie sugeruje, że widzi we mnie spory potencjał, aczkolwiek nie omieszka wytknąć mi chybionego zakupu:
- Ale dobry krem możesz sama sobie wyprodukować, co pewnikiem czynisz jak mnie nie ma. A co do chlebka - no cóż zachciało się wynalazków to teraz trzeba cierpieć ;)

Postanawiam zerwać z siebie szatę osobnika działającego w konspiracji, którą napastliwie usiłuje mi założyć rozmówca:
- Jasne... jak Ciebie nie ma to produkujemy z Pyśkiem całe galony kremu śmietankowego, ładujemy go do wanny i przez pół dnia tarzamy się w nim, a przez kolejne pół dnia robimy zawody - kto więcej i szybciej zje i nie zwróci ;)

Usilne starania zmierzające do zerwania szaty łasucha działającego w konspiracji są daremne… W końcu na swoje imię pracujemy całe życie, a do mnie wieki temu przylgnęło określenie ciasteczkowy potwór, więc rozmowa zostaje podsumowana tak jak się mogę tego spodziewać:
- I w końcu wyszła prawda na jaw i Ty ją wygłosiłaś! ;-)

Tutaj powinna się pojawić oprawa muzyczna - coś w stylu: 
Dadam! Tamtam! 
Dorzućmy jeszcze ze dwa bimbnięcia ze stuletniego dzwonu.

Miłego dnia ;)