Pokazywanie postów oznaczonych etykietą marudzenie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą marudzenie. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 29 grudnia 2020

O staniu jak Wiesiek w odmętach firan i natchnieniu godnym Mickiewiczowskiej mózgoczaszki ;)


Tak sobie dziś usiadłam na kanapie, patrzyłam bezmyślnie w stronę uchylonego okna i gdzieś z oddali zaczęły docierać do mnie pojedyncze słowa babskiej rozmowy. Ostatnio niewiele ekscytujących rzeczy dzieje się w moim życiu (jak to zazwyczaj na zwolnieniu lekarskim), więc postanowiłam pobawić się w osiedlową kulę szpiegulę i podsłuchiwać co gadają :) 
W związku z czym cichaczem zabunkrowałam się w firance i pozwoliłam, by głodny zmysł słuchu wchłaniał newsy. W końcu też jestem kobietą i osiedlowe ploty mi się należą, nie? No i tak zapuszczałam tego żurawia i wypuszczałam uszy w nadziei, że to nie wiadomo czego się dowiem, a tu wielka kupa nowinkowa. Kobiety tylko i wyłącznie narzekały - chyba na wszystko na co można narzekać. No tak - typowa tematyka rozmów poświątecznych i przednoworocznych w wykonaniu statystycznych kobiet matkujących i mężujących (choć nie piętnujmy wszystkich).
Po kilku minutach znudziło mnie stanie w odmętach firan niczym przysłowiowy Wiesiek na weselu, który podpiera ściany, bo jego kontrowersyjna aparycja niestety nie zanęciła żadnej panny do wzięcia. To moje wieśkowanie jednak na poszło na marne, ale zainspirowało mnie do napisania Noworocznej Ody do Kobiet, a kuloszpiegowanie przeistoczyło się w natchnienie godne Mickiewiczowskiej mózgoczaszki ;) Efekty poniżej :)


Noworoczna Oda do Kobiet:

Postanowienia noworoczne dziś rozpocznę!

W Nowy Rok wkroczę śmiało z listą niemałą:

Pięć kilogramów zrzuć kobieto zapuszczona!

Zacznij się uśmiechać, bo wiecznieś skwaszona!

Przestań narzekać na wszystko co cię otacza!

Zrób coś z tym, bo wszystkich to przytłacza!

Pokochaj siebie jak nikogo na świecie!

Bądź czasem jak beztrosko biegające dziecię!

Zmień pracę, gdy stara ością w gardle stoi!

Wiem, wiem, każdy rewolucji się boi!

Uwikłana w kajdany ciągniesz nudne życie,

po kątach o cudach na kiju marząc skrycie!

Nie lękaj się zmian jak własnego cienia!

Wszak to najlepsza droga do spełnienia!

Grafika: evedaff

środa, 11 marca 2015

Otłuszczone narządy i kosmici, czyli wyznania malkontenta...

Grafika: www.printerest.com

Życie tymczasowego „inwalidy” skłania do wielu refleksji i jest dramatycznie męczące… Człowiek docenia takie błahe rzeczy jak umiejętność związania sobie włosów gumką, kiedy najzwyczajniej w świecie nie potrafi tego zrobić – bo jak jedną ręką związać włosy? Egzystencja staje się głęboko upierdliwa, gdy tylko jedna ręka chce z tobą współpracować. Śpisz w dziwnej pozycji z kończyną uwieszoną na temblaku i jakimś kocykiem wciśniętym pod pachę, żeby zniwelować tępy ból. Bo ileż można zjeść ketonalu? By atrakcji nie brakowało w życiu rekonwalescenta codziennie robisz sobie zastrzyk w brzuch z magiczną miksturą przeciwzakrzepową. Dobrze, że jedna ręka umożliwia pisanie na komputerze – inaczej wizja zwariowania staje się niepokojąco bliska, a szpital rejonowy dla obłąkanych szeroko rozwiera swoje wrota. Z nudów robisz pseudo porządki w szafce używając tylko zdrowej ręki. Cieszysz się jak dziecko, że cokolwiek potrafisz sensownego uczynić. Na szczęście, po wielu próbach, jako tako, opanowałeś umiejętność umycia się za pomocą jednej kończyny.
Siedzenie w domu, kiedy nie jesteś w pełni sobą to prawdziwe przekleństwo. Mózg toczą robaki krzyczące: Chcemy coś robić! Chcemy coś robić! Wyprowadź nas na spacer! Chcemy biegać! Nawet sprzątać możemy! Czytać też nie bardzo się da – ciężko wysiedzieć w jednej pozycji z powodu bólu w operowanym barku. Włożyli tam jakieś śrubki… Chłop domowy, chcąc poprawić ci humor, sili się na niewybredny żart: A nie mogli ci tych śrubek do głowy też wsadzić? Mogłaś poprosić ;) 
W nocy pętasz się jak bąk w słoiku, budzisz się co godzinę lub dwie, a jak już zaśniesz to budzą cię kosmici ;) 
Po wspomnianym wcześniej ketonalu pewnie czerep nie do końca działa jak trzeba: Ubiegłej nocy obudziłam się około godziny trzeciej. Leżę i widzę na ścianie rytmicznie pulsujące dziwne światło. Myślę: Kosmici po mnie przylecieli… Boże! Jacy kosmici! Kobieto! Nie! To ktoś nadaje alfabetem Morse’a! Może coś ważnego przekazuje! Cholera! Trzeba było się w harcerstwie tego porządnie nauczyć! Mija chwil parę zanim podnoszę się z wyra wyrwawszy wszystkie neurony z krainy snów i podchodzę do okna - no bo jak kosmici czy alfabet Morse’a na osiedlu w dużym mieście? Do tego w nocy! Okazuje się, że to żarówka, w sąsiednim, blisko stojącym bloku, znajdująca się naprzeciwko mojego okna, uległa awarii. Chwała ci opatrzności! 

Pomijam tutaj aspekt żeru lodówkowego… Co robi łasuch jak siedzi w domu? Spożywa, je, żre, pochłania, wpycha, konsumuje, chrupie, kąsa, wciąga pożywienie. Oczywiście na ile jedna sprawna ręka na to pozwala. Ruskich pierogów raczej sobie nie wytworzy. Łasuch wykazuje się tutaj dużą skutecznością w wyszukiwaniu tych „najzdrowszych” kalorii. Po tygodniu wypasu, godnego rasowej mlecznej mućki szwajcarskiego pochodzenia, dochodzi do wniosku, że czas zastosować jakąś dietę. Zwłaszcza po tym jak mądrzy ludzie wybadali, że organizm zaopatrzył się w zbędne 12 kg tłuszczu!!! Łasuch do tej pory przeciera oczy ze zdumienia. Podobno ma otłuszczone narządy wewnętrzne – spryciarz tłuszcz chce go wykończyć cichaczem. Łasuch jest niczym jajko niespodzianka: z wierchu ładniusie, a w środku nie wiadomo co siedzi, chociaż w tym przypadku wiadomo – tłuszczus pospolitus. Tym z Was, którzy dokonali wizualizacji i wyobrazili sobie opasłą babę zalegającą na kanapie, która plastycznie rozlewa się po jej powierzchni jak rozgrzane masło klarowane po patelni, donoszę, iż wcale nie wyglądam na grubasa, ale te 12 kg łoju ukryte w moim wnętrzu nie daje mi spokoju.
I cóż mi pozostało… Będę jeść pięć zdrowych posiłków dziennie, ograbionych z ciastek, ciasteczek, ciastuniek, ale za to wypchanych warzywami w kolorach tęczy. Wszystko będzie wzbogacone wszelakiej maści paszami dla ptactwa, czyli płatkami, otrębami, kaszami, ryżami i innymi „przepysznymi” dodatkami. Zagryzę to hurtową ilością mięsa z drobiu gotowanego na parze – potem zapewne będę miała koszmary o zabarwieniu drobiowym, a nagie kurczaki i indyki będą wyzierały z każdej szafy. Na otarcie łez dostanę chlebek ryżowy muśnięty dżemem niskosłodzonym lub kawałeczek chałki z miodem.

I jak tu żyć i nie zwariować?!? ;)