Pokazywanie postów oznaczonych etykietą morderca. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą morderca. Pokaż wszystkie posty

piątek, 13 lutego 2015

"Chemia śmierci" wbija w fotel i trzyma...

Grafika: Kobicina Miejska

„Już po trzydziestu sekundach przechodzi cię dreszcz. Po minucie masz serce w gardle. A kiedy kończysz czytać, dziękujesz Bogu, że to tylko powieść.” Takie słowa widnieją na okładce książki, która spowodowała, że powieści Simona Becketta zagościły w moim domu na dobre.
Zostałam wciągnięta w świat thrillerów, który stworzył Beckett. Moja przygoda z książkami tego pana zaczęła się od przeczytania niepozornie wyglądającej pozycji w miękkiej okładce pt. „Chemia śmierci”. Dostałam ją od znajomej i zabrałam na wakacyjne wojaże po mazurskiej ziemi. Wielki talent Becketta rozbudził we mnie chęć pożarcia tej książki, nie potrafiłam się oderwać od niej, dopóki nie dotarłam do ostatniej strony. Świat zatrzymał się, a ja nie spałam, nie jadłam, tylko w napięciu, otulona potężnym płaszczem emocji, dzielnie towarzyszyłam głównemu bohaterowi. Z rozbudzonym apetytem sięgnęłam po kolejne thrillery z doktorem Davidem Hunterem w roli głównej: „Zapisane w kościach”, „Szepty zmarłych” i „Wołanie grobu”. Każda skutecznie więziła mnie na swoich stronach dopóki nie poznałam zakończenia. Dla wielbicieli gatunku powieści Simona Becketta będą czekoladowym torcikiem z wisienką na szczycie. Każdy kto dotknął tych thrillerów popadał w uzależnienie i chciał więcej, więcej i więcej...

Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że dla ludzi o słabszym systemie nerwowym może to być dość ciężkostrawne, ale... nie można się poddawać na starcie. Nie są to thrillery wypełnione krwią, która zalewa każdą stronę i powstaje w wyniku działalności rzeźnika szaleńca polującego na wszystko co się rusza i choć kroplę krwi uroni. Fabuła jest tak skonstruowana, że z powodzeniem zassie bladolice dziewczę, które do tej pory na myśl o thrillerach oblewało się solidną dawką zimnego potu.

Poniżej, ku dodatkowej zachęcie, zamieszczam notkę od wydawnictwa dotyczącą tomu 1 – „Chemia śmierci”: 

„Chwytający za gardło literacki thriller sprzedany w Polsce w prawie 100 000 egzemplarzy. Pozornie beznamiętne studium obyczajów i wszechogarniającego strachu porusza najgłębsze emocje 9 milionów czytelników w 29 krajach.

Manham. Małe spokojne miasteczko. "Krajobraz pozbawiony zarówno życia, jak i konkretnych kształtów. Płaskie wrzosowiska i upstrzone kępami drzew mokradła". To tu doktor David Hunter szuka schronienia przed okrutną przeszłością. Sądzi, że przeżył już wszystko to, co najgorszego może przeżyć człowiek, sądzi, że wie o śmierci wszystko. Ale śmierć, "ów proces alchemii na wspak, w którym złoto życia ulega rozbiciu na cuchnące składniki wyjściowe", wdziera się do Manham. I to w niewyobrażalnie wynaturzonych formach. Jeszcze nie wiemy, dlaczego Hunter – wybitny antropolog sądowy – zaszył się tu jako zwykły lekarz. Dlaczego odmawia pomocy policji, skoro potrafi określić czas i sposób dokonania każdej zbrodni. Wiemy tylko, że się boimy. Razem z mieszkańcami Manham czujemy odór wszechobecnej śmierci. Giną młode kobiety, dzieci znajdują makabrycznie okaleczone zwłoki, ktoś podrzuca pod drzwi martwe zwierzęta, ktoś zastawia sidła na ludzi. Spokojne miasteczko rozsadza strach i nienawiść. Każdy może być ofiarą... I każdy może być zwyrodniałym mordercą...”