Grafika: www.eelanmedia.com
Jestem kobietą. I nic co kobiece nie jest mi obce. Ten wywód będzie o kobietach niewolnicach - niewolnicach makijażu. Trochę już ścieżek wydeptałam chodząc po tym świecie i spotkałam kilka ciekawych przypadków zainfekowanych makijażowym niewolnictwem. Za każdym razem usiłowałam dociec, co kieruje tymi istotami? Czy to należy leczyć czy nie, a może to ja mam wypaczone spojrzenie na świat takich bab? By słowa pisane golizną nie stały pozwolę sobie przytoczyć kilka przykładów, które życie rzuciło mi pod stopy…
Plaża, żar leje się z nieba, pot spływa obficie z każdego kto ośmielił się rozłożyć leżak, kocyk czy cokolwiek innego na czym można rozkoszować się powietrzem o temperaturze mocno przekraczającej trzydzieści stopni Celsjusza. Obok mnie spoczywa jedna z moich towarzyszek wyprawy – dziewczę inteligentne, oczytane, mającego w głowie coś więcej niż przysłowiowy sznurek zapobiegający odpadaniu narządów słuchu. I cóż widzę? Dziewczę wyciąga z torby plażowej puderek, tusz, lustereczko i poprawia się tu i ówdzie. Patrzę z takim chyba mało inteligentnym wyrazem twarzy i pytam: Zwariowałaś? Natychmiast słyszę: O co ci chodzi? Poprawiam się tylko… Szczerze mówiąc to było mi jej żal – prażyła się bidula w tej pudrowo – fluidowo – korektorowej skorupce z wytuszowanymi rzęsami zamiast w pełni rozkoszować się urokami wakacyjnego lenistwa. O takim szaleństwie jak kąpiel w morzu nawet nie pomyślała w obawie o ten swój bezcenny makijaż.
Plaża, żar leje się z nieba, pot spływa obficie z każdego kto ośmielił się rozłożyć leżak, kocyk czy cokolwiek innego na czym można rozkoszować się powietrzem o temperaturze mocno przekraczającej trzydzieści stopni Celsjusza. Obok mnie spoczywa jedna z moich towarzyszek wyprawy – dziewczę inteligentne, oczytane, mającego w głowie coś więcej niż przysłowiowy sznurek zapobiegający odpadaniu narządów słuchu. I cóż widzę? Dziewczę wyciąga z torby plażowej puderek, tusz, lustereczko i poprawia się tu i ówdzie. Patrzę z takim chyba mało inteligentnym wyrazem twarzy i pytam: Zwariowałaś? Natychmiast słyszę: O co ci chodzi? Poprawiam się tylko… Szczerze mówiąc to było mi jej żal – prażyła się bidula w tej pudrowo – fluidowo – korektorowej skorupce z wytuszowanymi rzęsami zamiast w pełni rozkoszować się urokami wakacyjnego lenistwa. O takim szaleństwie jak kąpiel w morzu nawet nie pomyślała w obawie o ten swój bezcenny makijaż.
Kolejny przykład… Wątek zasypiania w makijażu i budzenia się przed wszystkim współlokatorkami, by makijaż nocny zmyć i nanieść nowy, świeżutki też przerobiłam. I zawsze to samo kołatało się w moim łbie: Jestem w stanie zrozumieć, że musi mieć makijaż jak jest z facetem, ale ze stadem bab?!? Nie rozumiem… Zrozumiałam razu pewnego, gdy owe dziewczę zmyło tak zwaną tapetę i nieopatrznie pokazało mi się w formie sauté. Nie wyglądała źle, ale do tej piękności, którą widywałam na co dzień było bardzo, bardzo daleko.
Następny przykład to typ, który „nie zrobiony” z domu się nie rusza – zawsze trzeba na takie czekać, bo jeszcze tusz, bo róż, bo cienie nie takie, bo korektor i tak dalej. Przyjaciel makijaż jest z nimi wszędzie, nawet na porodówce.
Niewolnice makijażu są dla mnie, jak już wspomniałam, zjawiskiem, które od wielu lat mnie zastanawia. Sama oczywiście makijaż stosuję, ale nigdy mi nie przyszło do głowy, żeby w tym spać (no chyba, że byłam bardzo zmęczona życiem ;)) czy też leżeć na plaży lub zdobywać ośmiotysięczniki w takim rynsztunku.
Życie z twarzą, która nie do końca jest prawdziwa to chyba ciężki kawałek chleba. Gdzie luz? Wiatr we włosach? Zapomnienie? Spontaniczność? Wyzbycie się maski?
Dziś Dzień Wędkarza :)
Z tej okazji polecam post: PRZYPON, NIE PRZYPAŁ, czyli o moczeniu kija...
Grafika: Kobicina Miejska