Książka „Szepty dzieciństwa” jest inna niż wcześniejsze
pozycje Anny Sakowicz. Pozostawia miejsce, między innymi, na refleksje i
spojrzenie na swoje poczynania w roli rodzica. Uświadamia jak niewiele
potrzeba, by zepsuć własne dziecko i takie okaleczone puścić w świat.
Nawet jeżeli odnajdzie szczęście w dorosłym życiu to nie uwolni się od szeptów
dzieciństwa, które nie tak łatwo odpuszczają i milkną. Zalęgają się w mózgu i
drążą tam swoje korytarze wypełzając, od czasu do czasu, na światło dzienne. Baśka,
główna bohaterka powieści, to kobieta, której los rzuca pod nogi „niespodzianki”
dnia codziennego; o większość z nich się potyka i dostaje bolesne lekcje. Zwyczajna babka z
mężem, którego trzeba kopać w dupsko na życiowy rozpęd, dwójką dzieciaków
niczym nie wyróżniających się z tłumu i ojcem pijakiem, który wlecze za sobą
ducha zmarłej żony to mieszanka, po której możemy się spodziewać wielu
życiowych „atrakcji”. Całość to opowieść o życiu trzydziestokilkulatki, które zostało napiętnowane nieszczęśliwym dzieciństwem, zimną matką i ojcem, który nigdy nie
tupnął, nie potrząsnął sobą i kobietą, którą wybrał na żonę i matkę swoich
dzieci, by ta wreszcie zrozumiała, że jest złym człowiekiem. Bo jak nazwać
kogoś kto określa swoje nienarodzone dziecko „larwą” i bardziej przejmuje się wyglądem niż losem dziecka. W książce znajdziemy cały ogrom emocji i
przeżyjemy z główną bohaterką sporo życiowych zakrętów. Polecam na jesienne
wieczory towarzystwo „Szeptów dzieciństwa”.
Z okładki książki "Szepty dzieciństwa" |