Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zamążpójście. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zamążpójście. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 1 kwietnia 2021

Bikini na twarz, małe stopy i kaczy chód - oto recepta na dobre zamążpójście...

  Grafika: www.wiz.pl

Każda kobieta chce wyglądać dobrze, a jak mówi, że nie chce wyglądać – znaczy się kłamie. Ostatnio przypomniał mi się wątek chiński w moim życiorysie i pewien artykuł czytany w "Wiedzy i Życiu" o tym, ile jesteśmy w stanie znieść w imię piękna. 

Wracając do moich „ulubionych” Chin to pozwolę sobie zacytować stosowny fragment tegoż artykułu: 

„Spacerując po plaży w nadmorskiej miejscowości Cingtao w Chinach, można oniemieć z wrażenia na widok tamtejszych plażowiczek. Wiele z nich nosi bowiem na twarzy nylonową kominiarkę, nazywaną popularnie face-kini (bikini na twarz). Rzesze kobiet z chińskiej klasy średniej, a także te, które do niej aspirują, traktują ochronę przed słońcem niemal jak fetysz, podobnie jak przeznaczony do tego celu sprzęt. Opalenizna na twarzy kojarzy się w Chinach z prowincjonalnym pochodzeniem i pracą w polu.”

Fetyszystek wyżej opisywanych na żywo w Chinach nie widziałam, ale obsesja dotycząca białej jak mąka karnacji jak najbardziej rzuciła mi się w oczy i na oczy. Chińczycy, gdy tylko słońce wyjrzało zza chmur, wydobywali parasolki – szczególnie kobietki. Nie mam nic przeciwko parasolkom, ale z racji na to, że jest to naród wzrostu siedzącego psa to druty tych parasolek, często i gęsto, dziubały w głowę i poniżej, co soczyście komentowałam używając wyszukanej łaciny poetyckiej – przynajmniej tak sobie mogłam ulżyć w cierpieniach. W związku z tym, że mieliśmy opalone twarze (ja i inni uczestnicy wyprawy na chińską ziemię), mogłam przypuszczać, że takie ewenementy przyrodnicze rodem z kraju Chopina kojarzyły się autochtonom z robolami polowymi pierwszej kategorii, co to bez pługa nawet do toalety nie chodzą.

Ale wróćmy do wątku głównego… Niestety, face-kini to akurat jeden z łagodniejszych przykładów poświęceń składanych na ołtarzu mody:

Kilka lat temu „świat obiegła wiadomość o Jian Fengu, Chińczyku, który pozwał swoją żonę (niezwykle urodziwą) za to, że ta urodziła mu brzydkie dziecko. Przyparta do muru kobieta przyznała, że wydała krocie na kilkanaście operacji plastycznych, które odmieniły ją nie do poznania. Feng postanowił ją ukarać i złożył pozew o odszkodowanie, które w dodatku wygrał. Ta niesamowita historia to chwyt marketingowy jednej z chińskich klinik specjalizujących się w zabiegach chirurgii estetycznej. „Jedyne, czego musisz się obawiać, to fakt, że kiedyś na świecie pojawią się twoje dzieci!” – głosi jej hasło reklamowe. Sama historia nie jest jednak nieprawdopodobna. Chińscy celnicy wielokrotnie spotykali się z sytuacjami, kiedy w czasie odprawy paszportowej nie mogli poznać powracających do kraju obywateli, którzy po zagranicznych operacjach wyglądali zupełnie inaczej niż przed opuszczeniem kraju.”

Tutaj też moja złośliwa natura, która czasami wyłazi na wierch i kwiczy jak zarzynane prosie, uczepi się tym razem naszego kraju. Ileż to razy spotkałam się z przypadkiem kobiety, która bez makijażu do ludzi nie wychodzi, a co za tym idzie - bidula przyszłego kandydata na męża poznaje w makijażu, randkuje w makijażu, bierze ślub w makijażu, współżyje w makijażu, rodzi dzieci w makijażu i cóż się potem okazuje… Że dzidzia jakaś takaś nie podobnaś do ślicznej mamuni… O przypadkach pozwania w Polsce, z tego tytułu, nie słyszałam ;)

Po raz kolejny powróćmy do wątku:

„Bardzo popularnym zabiegiem, nie tylko w Chinach, jest sztuczne wydłużanie nóg. Wysoki wzrost to po bladej cerze kolejny najbardziej pożądany atut. Pacjenci godzą się więc na łamanie kości, by dodać sobie kilka centymetrów. Zabieg jest niezwykle bolesny i skomplikowany: lekarz dłutem chirurgicznym łamie obie nogi i zakłada na nie specjalny ortopedyczny stelaż, rozciągający kończyny przez kolejnych dziewięć miesięcy. W tym czasie w powstałej między kośćmi przerwie formuje się nowa tkanka. Zwolennicy tej metody – wśród nich coraz więcej jest Rosjan – zapewniają, że dzięki zabiegowi można dodać sobie nawet 10 cm. Okaleczanie nóg dla urody nie jest w Chinach niczym nowym. Od setek lat (ostatnie przypadki zdarzały się jeszcze w latach 50. ub. wieku) panował tam zwyczaj krępowania kobiecych stóp. Dziewczynkom we wczesnym dzieciństwie matki owijały stopy bandażami, zaginając przy tym ich palce i łamiąc kości śródstopia. Wszystko przez to, że mała stopa i ­ kaczkowaty chód pobudzały erotycznie tamtejszych mężczyzn, gwarantując dobre zamążpójście. Dowodem na to, że operacje estetyczne są w Państwie Środka powszechnie akceptowane, są m.in. wybory „Miss Plastic Surgery”. Nowy konkurs piękności zorganizowano po tym, gdy 18-letniej kandydatce Yang Yuan zabroniono udziału w wyborach miss Chin, ponieważ odkryto, że ma ona za sobą 13 operacji plastycznych.”

Jak to dobrze, że ja się w tych Chinach nie narodziłam, bo wizja wdrażania w życie tych zjawiskowych metod na upiększanie kojarzy mi się tylko i wyłącznie ze scenariuszem kiepskiego horroru.

sobota, 26 grudnia 2020

Migawki z życia kobiety… Epizod 2: Imieniny mamuni i wielka księga siusiaków


- Klarcia przyszła! Iśka posuń się trochę to ją wciśniemy obok Ciebie! – mamunia w fazie pełnej ekscytacji wydawała ochoczo komendy.

- Siadaj, siadaj dziecko, miejmy nadzieję, że się wciśniesz, bo ostatnio to chyba się nie odchudzałaś? – ciocia Isia subtelnym zapytaniem dała do zrozumienia, że daleko mi do obiektu westchnień męskiego gatunku.

- Oj tam! Oj tam! Takie okrąglejsze to widać, że zdrowe. Siadaj dziecko i nie słuchaj starych ciotek – odzew ze strony babci Anieli był miłym gestem w stronę wszystkich zaokrąglonych. 

Starych… Hmm… - no ja też młoda nie jestem: prawie czterdziesta wiosna mija, a ja niczyja…

- Janinko naleweczki wyborne! No pigwóweczka mistrzostwo świata! A malinówka – brak słów! – babcia jako wytrawny znawca naleweczek nie szczędziła pochwał najstarszej córce. 

Mamunia słynie z produkcji nalewek, zawsze tego ma nachomikowane po wszystkich kątach i jak tylko jest okazja to złota kolekcja smaków wypełza na stoły ku uciesze zgromadzonego przy stole tłumu.

- Już nalewamy naszej Klarci! Której chcesz na początek? – zapytała solenizantka. Nie pozostawało mi nic innego jak zamoczyć usta w trunkach w obliczu znoszenia tej jakże górnolotnej dyskusji imieninowej…

- Aroniowej poproszę, mamuniu – na początek coś kwaśniejszego, żeby w tym cukrze nie zatonąć. Stół jak myślałam – suto zastawiony, aż mało nogi nie popękają.

- A wiecie, że ja to ostatnio widziałam w księgarni takie dzieła, chyba dla młodzieży: „Wielka księga siusiaków” i „Wielka księga cipek”, że to niby tematy trudne dla dojrzewających dziewcząt, ich rodziców i nauczycieli - od anatomii poprzez miesiączkę na masturbacji skończywszy! – Werka, kumpela mamy z czasów pracy, ogłosiła wszem i wobec nowinę dnia. 

- No popatrz, popatrz! Za moich czasów to nikt nawet po cichu o tym nie mówił. Każdy w swojej chałupie zrobił co trza było i tyle, a nie jakieś publiczne pranie brudów – babcia Aniela podjęła wątek.

- No jakie pranie brudów mamo – tu moja rodzicielka postanowiła wziąć w obronę "Wielką księgę siusiaków" – Przecież seks to normalna rzecz i dla ludzi. 

Odkąd mamunia zaprzyjaźniła się z panem Antkiem poznanym w sieci to jej spojrzenie na różne sprawy nabrało jakby bardziej rewolucyjnego rozpędu. W końcu wdowie też się należało małe co nieco.

- O! A ja to oglądam taki serial „Masters of sex”; wiecie, no o takim lekarzu, on ginekologiem jest czy seksuologiem i ma taką asystentkę i razem ten seks badają, ale nie, że to porno jakieś czy erotyczny, taki obyczajowy, bo tam się akcja taka telenowelowa toczy też, są inni ludzie, o taki doktor jeden mi się tam spodobał – ciocia Anka jak zwykle w sposób „sprecyzowany” zaczęła snuć opowieść.

- No i co z tym serialem ciociu? – wtrącam…

- A! No właśnie i oni tam w jednym odcinku to pojechali ratować takiego goryla, bo miał problemy z erekcją i był oziębły… 

Boże, co ta kobieta ogląda, zaczynam się bać końca tej historii... - pomyślałam i sporą porcją nalewki aroniowej połaskotałam gardło.

- I oni go obserwowali i dotarli do jego opiekunki co to ileś lat go oporządzała, no bo teraz to go facet oporządzał… 

Cokolwiek się kryje pod hasłem oporządzał chyba nie chciałam wiedzieć co oni temu gorylowi robili… 

- I ona im powiedziała, że trzeba być dla niego miłym, rozmawiać, ale widać było, że coś jeszcze ukrywała! Ja to od razu pomyślałam, że ona z tym gorylem to spółkowała! – ekscytowała się ciotka Anka.

- Nie no kobieto, w serialu takie bezeceństwa! – mamunia aż podskoczyła z talerzykiem pełnym sernika.

- Ale czekaj, tylko czekaj, powiem jak go uleczyli: no i oni tam pojechali do tego goryla, ta asystentka zaczęła do niego mówić tak jak dobra ciocia, a on podszedł w tej klatce do niej bliżej, wystawił łapę przez kraty i pokazał na jej cycki, no i ona się zorientowała, razem z tym doktorkiem, że ten goryl to musi biust oglądać, żeby się podniecić. To ona rozpięła bluzkę i mu pokazała co miała.

- No i co? Był seks? – ciotka Kaśka wyraźnie podjarała się historyjką ciotki Anki. 

- Eeee… No nie, on tylko chciał tego biustu i potem się zajął gorylicą.

- I całe szczęście, że zajął się gorylicą! W naturze wszystko musi mieć swoje odpowiednie miejsce! - mamunia stanęła na straży porządku wszechświata.

- To teraz ja wam coś opowiem – Kaśka wyraźnie chciała zabłysnąć wśród towarzystwa zwłaszcza, że chyba najwięcej wypiła… - A u mnie w klasie jak byłam w liceum to podsłuchałyśmy z dziewczynami jak chłopaki w szatni przed wuefem opowiadali jak sobie robią dobrze…

Babcia Aniela rzuciła minę numer pięć słysząc początek tej fascynującej historii: Dziecko a to aby przyzwoita na te imieniny ta opowieść?

- Ciociu! No jak Anka z gorylem wyjechała to co tam moja męska szatnia zmieni! Się czegoś nowego dowie ciocia na stare lata! 

Nie wiem czy babcia Aniela akurat takich nowości po osiemdziesiątce oczekiwała… - pomyślałam z trwogą, a z drugiej strony było mi to na rękę, bo nie gdakały nade mną.

- No więc taki jeden to powiedział, że super uczucie jest jak się złapie muchę, uwięzi w prezerwatywie, naciągnie na wiadomo co i jak ona się tam kotłuje to podniecenie gwarantowane! – Kaśka aż rumieńców dostała wygłaszając te nikomu nieznane procedury robienia sobie dobrze.

- Następna co za dużo wypiła! Do jakiej ty szkoły łaziłaś?!? Dewiantów?!? – Kryśka aż się nalewką z malin zadusiła. To kolejna koleżanka mamy z czasów pracy w urzędzie miejskim.

- Dziewczyny dajcie spokój już z tym seksem! – mamunia wyraźnie się poirytowała. 

- Janka jeszcze ja opowiem! Jeszcze ja! – Iśka się napaliła jak szczerbaty na suchary i wiadomo było, że nikt jej nie zatrzyma. Mnie się przypomniała, jak już o tym seksie tak mówimy, taka opowieść znajomej, która ma dwójeczkę ślicznych dzieciątek. Pewnej nocy, jak już ululali z mężem pociechy, postanowili sobie urządzić erotyczny małżeński show: zapalili świece, erotyczna bielizna, winko, zapach kobiety i pożądania unosi się w powietrzu. Następuje dziki, wyuzdany seks i do pokoju wchodzi ich córka – 4-ro latka, zaspana, z tekstem, że miała okrutny sen i potrzebuje utulania. Znajomi oczywiście przerwali romantyczne uniesienia i poszli z córcią do jej pokoju. Dziecię zasnęło, a oni odetchnęli z ulgą, że nie musieli nic tłumaczyć. Następnego dnia o poranku z pokoju wyłania się córcia i od progu pyta: Mamusiu... A pamiętasz jak w nocy tak strasznie oddychałaś??? Co Ci było??? Mamusia zbladła, ale uruchomiła wszystkie szare komórki i rzecze: Wiesz, tyle świec się paliło, a one tlen zabierają i mamusia się dusiła z braku tlenu. Biedne dziecko od tamtej pory ma traumę i gasi wszystkie świeczki. I co powiecie kobitki?

- Ja się za te wszystkie opowiastki napiję cytrynóweczki! – babcia Aniela zarządziła, a wszystkie zgodnie rzuciły się w stronę butelki z cytrynóweczką, którą to buteleczkę trzymałam w dłoni.

- A ty Klarcia co nam opowiesz o seksie? – ciotka Anka w końcu na mnie wlazła.

- Ja to nic nie opowiem, bo nie wiem co to jest seks, ponieważ nie mam i nie miałam męża; w związku z czym nie godnam się wypowiadać… – czekałam czy moja prowokacyjna odpowiedź spotka się z życzliwym przyjęciem…

- Ty to już więcej dziecko nie pij! – mama z politowaniem wydała na mnie wyrok – Spróbuj kurczaka, nowy przepis od Antka mam, niebo w gębie!

Z kurczakiem na talerzu, a konkretnie to z jego prawą piersią, chociaż zależy od której strony patrzeć, bo może to lewa była, siedziałam kolejne dwie godziny i uczestniczyłam w tym babskim jazgocie z dużą ilością domowej roboty alkoholu i górą przysmaków powstałych z przerobienia połowy Lidla i Biedronki. 

Na szczęście jestem z tych co mają łeb jak sklep – moje myśli odbiegły od imieninowego jazgotu… Genetyka zrobiła swoje – mam to po tatusiu. W związku z tym ciężko mnie spić, no ale mam na swoim koncie wyczyny godne Oskarowej gali... Kiedyś na wakacjach w Grecji urządziliśmy sobie z ówczesnym chłopakiem tournée po miejscowych dyskotekach; chyba wypiłam sporo jak na mnie, ponieważ następnego dnia dowiedziałam się, iż: zdobyłam złoty medal za taniec na barze, a miejscowe dyskoteki zapraszały nas ponownie – takie odstawiliśmy show. Dobrze, że to na obcej ziemi było, bo w ojczyźnie to ze wstydu bym umarła. Poza tym upojona tymi procentami doprowadziłam do tego, że ten mój chłopak prawie zszedł na zawał, ponieważ wsadziłam głowę pomiędzy barierki balkonowe i ni cholery nie dało się jej wyjąć. Biedak ten mój czerep jakoś wyciągnął, ale już był bliski wzywania pomocy technicznej. Może dlatego ja taka jakaś inna jestem…


Ciąg dalszy nastąpi… a wszelakie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe…


Klara serdecznie zaprasza na pozostałe epizody, które znajdują się tutaj.

niedziela, 20 grudnia 2020

Migawki z życia kobiety… Epizod 1: Klątwa

O cholera!!! – zapomniałam o imieninach mamuni. Impreza o 17.00. Bez paniki, jest 16.00, zdążysz, chyba… W obliczu niestawienia się na uroczystość pewnikiem mamunia zawiesiłaby na mnie całe stado skundlonych, wiejskich Azorów w akcie rzucania klątw wszelakich. Tematyka klątw nie była mi obca, gdyż mamunia nieraz złowieszczyła, iż moje staropanieństwo jest wynikiem klątwy rzuconej na zlocie czarownic, który to zlot odbył się w czasach głęboko zamierzchłych. Owe czarownice, w towarzystwie demonów, oddając się orgiastycznym zabawom, naradom i ucztowaniu w ramach znudzenia wynikającego z mało urozmaiconej formy biesiadowania wymyśliły moją postać, osadziły w przyszłości i nadały piętno starej panny, która spełnia wszelakie wymogi tego gatunku. Swoją drogą to nie bardzo rozumiem, jak wyglądały te ich orgiastyczne uciechy skoro towarzystwo musiało uciekać się do tworzenia kogoś tak statystycznie nieciekawego jak moja postać. 

Koniec pierdulania, czas ruszyć zadek! Gustowny bukiet kwiecia sam się nie nabędzie! A i posypać łeb popiołem trzeba w drodze na imieninowe powinności, o kajaniu się w progu i przepraszaniu za spóźnienie nie wspominając… Tylko co ja, kurde, na siebie założę…? W okolicznościach sypania łba popiołem i kajania się w progu zasadne byłoby nadzianie pokutnej szaty w postaci wora po kartoflach. Może jednak ta czarna kiecka z ozdobnym łańcuchem u szyi wystarczy i zdołam ją założyć bez nadmiernego pomstowania na nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu…? Nie… Czarny kolor nie zwiastuje nic dobrego; dziś nie mam ochoty na wysłuchiwanie pojękiwań dotyczących bezguścia, z którym funkcjonuję od czasów dojrzewania. Kiecka przysporzy mi tylko dodatkowych problemów. 

Kudły! Jezu! Kudły! Leć i kręć wałki rzepowe! Walcząc z sianem na łbie kontynuuję rozważania: Może ta jasnoróżowa koszula i czarna spódnica…? O! I to jest myśl! Koszula będzie wyglądała profesjonalnie – taka niezobowiązująca biurowa kreacja imieninowa! Dobra, koszula jest, spódnica jest. Teraz pozostaje tylko to wszystko na siebie założyć. 

O dzięki ci patronko wszystkich z tłuszczowymi wałkami na plecach! Dopięliśmy się w biuście i nie ma straszących międzyguzicznych szpar, z których jeść woła prawy i lewy cycek, a właściwie to kawałek prawego i lewego cycka. Natomiast spódnica niepokojąco utknęła w okolicach bioder opinając wydatny zad. Jeśli łudziliście się, że stara panna ma niewydatny zad to przykro mi, ale nie stanowi to wyjątku w tym konkretnym przypadku. Niestety nie mogę z nią uczynić tego co bohaterka pewnego filmiku i zacząć się turlać w obłędzie po dywanie czy też nasmarować ud masłem, by kiecę naciągnąć na dupę, ponieważ postanowiłam walczyć ze stereotypem głupiej blond Klarci z dzióbdziającymi usteczkami i wiem, że te mało przemyślane zachowania nie zaowocują pozytywnym rozwiązaniem problemu. 

Majtki obciskające! I to jest myśl! Ja tu gdzieś w szufladzie takie cudo miałam! I to nie same majtki! Cały pancernik majtkowy! Od kolan po podcycki! Kochana! Nie ekscytuj się! – nadziewanie pancernika zawsze kończyło się tym, żeś spocona jak mysz z zadyszką lądowała na łożu. Szukaj dalej… Może czarne spodnie…? Elastyczne włókna, które producent zdecydowanie w zbyt małych ilościach w nich zamieścił, powinny uratować sprawę. 

No i spodnie jak ta lala przypasowały! Zero wielbłądziego kopyta czy też soczystej babówy wyzierającej z okolic łona! Jeszcze podkolanóweczki antygwałty i można wychodzić. Zaraz, zaraz… Jakie wychodzić? Majtki, jak przystało na porządną kobietę, załóż. I przyzwoity, aseksualny biustonosz załóż. Z tym ”porządną” to bym polemizowała, ale na ten czas porzućmy rozważania na ten temat. 

Niestety znalezienie podkolanóweczek zajęło mi kolejne bezcenne minuty. Jedna z dziurą, druga bez pary, trzecia wymiśkowana – znaczy się zakulkowana na piętach. No wiecie o co chodzi. Wstyd to prezentować społeczeństwu. Z biustonoszem aseksualnym poszło łatwiej – cudo w kolorze cielistym zgrabnie otuliło moje radośnie dyndające piersi. Bo w samej bluzce, z piersiami na wolności, iść nie wypadało.

Na poprawę pewności siebie i ogólnego samopoczucia wrzucę trochę delicji na ząb i można wychodzić. Zgłupiałaś!?! Delicje na poprawę?!? To że gacie morderczo nie wrzynają się w bebech i w krocze nie znaczy, że można żreć słodkie! Wyżresz po powrocie! O ile będzie miejsce w żołądku, bo znając mamunię to pewnie przerobiła na biesiadę pół Lidla i Biedronki. Na omastę, do efektów przerobu połowy Lidla i Biedronki, trzeba będzie z godnością jeszcze znieść najazd barbarzyńskich pytań stada bab w postaci: ciotek, babci Anieli i koleżanek mamuniowych. A za ciasne spodnie mogą tylko sprowokować towarzystwo do pastwienia się nad efektami bezrozumnego obżarstwa w obliczu osobistej tragedii życiowej jaką jest brak męża i przychówku w stosownej ilości.

No nic. Idźmy na ten imieninowy zlot czarownic osadzony w realiach XXI wieku. Ciekawe czy klątwy też będą rzucać…? 


Ciąg dalszy nastąpi… a wszelakie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe… 


Klara serdecznie zaprasza na pozostałe epizody, które znajdują się tutaj.

poniedziałek, 7 marca 2016

Z kotem wczepionym w garbate plecy uciekam przed staropanieństwem ;)

www.papilot.pl

Tak się czasami w życiu składa, że kobieta buja się samopas. W związku z czym dla otoczenia staje się singielką lub starą panną. Złowieszcze tłumy kraczą nad jej głową, że życie marnuje, że na starość szklanki wody nikt nie poda, że koty w ilości hurtowej pożrą jej zwłoki. Przyszło i mnie polizać ten temat, w związku z czym zatopiłam jęzor w czeluściach sieci, żeby być na topie i temat kobiet samotnych przytulić do piersi. Otóż ostatnio bliski to dla mnie temat, gdyż wróciłam na łono życia starej panny. Już robię dalekosiężne plany dotyczące zakupu zestawu startowego dla niezamężnej melepety czyhającej za każdym rogiem na wolnych chłopów; na początek wystarczy mi jedna sztuka kota lub psa, ale być może mój zmacerowany umysł staropanieński pogna mnie ku większej ilości kociego towarzystwa, żeby być w zgodzie z wytycznymi ;)


Idźmy dalej zgodnie z powiewem sieciowych newsów...


Nie do końca ogarniam, ale ja tam golę dwie sztuki kończyn lub wcale; a poza tym jak chłop kocha to i zafutrzone nogi kobiety nie powinny mu przeszkadzać. No, ale poszukująca stara panna nie może sobie pozwolić na luksus sierści nożnej, gdyż jak wiadomo zawsze powinna być zwarta i gotowa na ewentualne okoliczności poznania księcia, który wyzwoli ją z kieratu kociego. Zatem moje kochane stare panny włosie trzebimy nie tylko od święta, ale każdego dnia, bo nie znamy dnia ani godziny ;)

Poza tym dowiedziałam się, iż:
"Stara panna – kobieta w średnim wieku, najczęściej feministka, która w dupie miała matczyne ostrzeżenia i mimo to siedziała w rogu stołu, w wyniku czego spadła na nią straszliwa klątwa sprawiająca, że żaden facet nie chce się do niej nawet zbliżyć. Jeśli już przypadkiem jakiś się nawinie, musi być dużo młodszy, aby stał się w jej rękach marionetką. Na szczęście w większości przypadków mężczyzna uwalnia się w miarę szybko. We wczesnej fazie rozwoju jest to najczęściej nauczycielka, często języka polskiego lub nauczania początkowego, której wydaje się, że pozytywnie wpłynie na młode umysły; w ostatnim etapie może stać się członkinią Ruchu Moherowych Beretów." 
Niewątpliwie jest to bardzo optymistyczna charakterystyka, zaczynam gromadzić berety, żeby się wpisać w trendy; by wyróżnić się z tłumu moherów będę celować w krzykliwe kolory lub gigantyczne rozmiary, żeby moje członkostwo stało się takim pełną gębą ;) Nauczycielką już jestem, wprawdzie nie języka polskiego ani nauczania początkowego, ale piętno belferskiego żywota zostawiło na mojej mózgownicy stosowne ślady, więc wystarczy tam odświeżyć odpowiednie tory ;)


"Stara panna posiada lekką nadwagę, aczkolwiek nie zawsze. Ogólnie, kobietę tę poznać można po starannie wykonanym koczku przy długich włosach bądź fryzurce, w której wygląda, jakby ją piorun strzelił przy włosach krótkich. Jeśli nosi okulary, obowiązkowe są szkła o grubości denka od butelki, a matowe oprawki wykonane są z plastiku. Nie maluje się, gdyż uważa to za głupie, dobre dla osób pokroju blondynek. Ubiór cechuje to, iż był modny co najmniej pół wieku temu, a sama stara panna wygrzebała jego elementy w jakimś lumpeksie."
Wobec powyższego zainteresuję się awangardowym odzieniem wykonanym z wora po kartoflach, żeby ukryć sierść bytującą na nogach, gdybym nie zdążyła jej ogolić i nadwagę; poza tym swoje gustowne koki dodatkowo uliżę niewielką ilością tłuszczu spożywczego w typie masła wiejskiego, który oprócz zjawiskowego połysku będzie wytwórcą specyficznego smrodku zjełczałego masełka, gdyż włosy zamierzam myć raz w tygodniu w niedzielę rano przed pójściem do kościoła ;) Okulary póki co mi nie potrzebne, ale nabędę na najbliższym odpuście parafialnym takie plastikowe z czarnymi oprawami rodem z horroru o krwiożerczej Krysi z jednym zębem ;)


Na tym chyba poprzestanę, ale dalszy ciąg zapewne nastąpi. Wizja mojego żywota staropanieńskiego w zgrzebnym worze, kotem wczepionym w garbate plecy, które częściowo zakrywa ogromniasty moherowy berecior przyklejony do gustownego koka przeraziła nawet mnie ;) W związku z czym udaję się do półki z trunkami, by jak na starą pannę przystało umoczyć uwiędłe usta w procentach; następnie narzucę na grzbiet szary, sfilcowany pled i zjem pięć bułek pszennych z marmoladą śliwkową o dużej zawartości cukru, żeby moją nadwagę połechtać ;)

Miłego wieczoru :)