poniedziałek, 8 grudnia 2025

Marian i sprawa klamki, która żyje własnym życiem...

W naszym domu rzeczy psują się same. Kto w to nie wierzy, niech przyjdzie i zobaczy: klamka odpada w akcie nagłego zwątpienia, ściana brudzi się z nudów, a podłoga rysuje się od samego patrzenia. To moja wersja wydarzeń, natomiast według Mariana  mego osobistego chłopa domowego, za wszystkie te nieudokumentowane żadnymi dowodami szkody  ja jestem odpowiedzialna. 

— Ty to znowu zrobiłaś — mówi tonem prokuratora z telewizyjnego serialu, wskazując palcem na klamkę, która właśnie zrezygnowała z dalszego pełnienia obowiązków.

— Ja? — pytam niewinnie, choć już wiem, że proces został rozpoczęty. — Ja jej nawet nie dotykałam.

— Oczywiście — Marian wzdycha. — Klamki same odpadają i odchodzą szykować legowisko na zimę.

Patrzę na niego z tym spokojem, którego kobieta nabywa z czasem, jak odporności na przeciągi. Widzę w jego oczach błysk. Ten sam, który widziałam, gdy „przypadkiem” rozlał kawę na jasny dywan, a potem znalazł kubek po kawie w moich rękach. To jest metoda. Klasyczna. Stara jak podział na: samozwańczego właściciela pilota do telewizora i „resztę świata”.

— Dlaczego ta ściana jest brudna? — pyta przy innej okazji, jakby prowadził długofalowe śledztwo.

— Nie wiem. Się pobrudziła?

— Znowu ironizujesz?

Zapada cisza. Taka z gatunku tych gęstych, w których można zawiesić obraz albo przynajmniej pół taczki wyrzutów sumienia. Marian spogląda na smugę na ścianie z miną detektywa, który już wie, kto zabił, ale brakuje mu „twardych dowodów”. Ja patrzę na niego jak na człowieka, który zbyt często zostaje sam na sam z odkurzaczem, a potem dziwi się, że podłoga ma traumę i rysy.

— Spójrz, porysowane — mówi kiedy indziej z ponurą satysfakcją. — To od odkurzacza.

— Ciekawe — odpowiadam. — Bo ja odkurzałam ostatnio w zeszłym stuleciu.

— No właśnie! — triumfuje. — Czyli musiało się to stać, kiedy ty jednak odkurzałaś.

Logika Mariana jest jak mebel z paczki: teoretycznie wszystko pasuje, ale w praktyce zawsze zostaje jedna śrubka i poczucie zagrożenia. I wtedy przypominamy sobie te wszystkie archeologiczne dialogi, wydobyte z najgłębszych pokładów relacji damsko-męskich...

I tak od wieków. Jaskinia, ognisko, pilot do telewizora, zmywarka. Zawsze ktoś czegoś „źle dotknął”.

Wróćmy do Mariana i klamki...

— Marian — mówię spokojnie, biorąc klamkę do ręki. — Spójrzmy prawdzie w oczy. Ona była luźna od miesięcy.

— Nieprawda. Popsułaś.

— Nie chciała współpracować. No dziad i tyle! 

Przez chwilę widzę, jak w jego głowie rodzi się teoria, według której klamka była istotą samoświadomą, a ja tylko przypadkowym świadkiem jej emancypacji.

— Dobrze — mówię wreszcie. — Załóżmy, że to ja. Co teraz?

Marian bierze klamkę, ogląda ją z każdej strony, jakby liczył, że sama się zreperuje. I wtedy następuje moment kulminacyjny: sprężynka wyskakuje, śrubka robi zgrabny sus w nieznane, a całość z hukiem ląduje na podłodze w stanie ostatecznego rozkładu.

Od tamtej pory, gdy coś się psuje, a właściwie to głównie psuje się klamka, Marian istotnie przez krótką chwilę wygląda, jakby się zastanawiał. Marszczy czoło, wzdycha, kręci klamką z namysłem godnym zegarmistrza. Przez ułamek sekundy rodzi się nadzieja. Taka mała, domowa, naiwna.

Po czym Marian podnosi wzrok.

— Nooo… to twoja wina — oznajmia spokojnie.

— Oczywiście — mówię z ulgą. — Już się bałam, że nastąpił przełom.

— Ty nie umiesz używać klamek — wyjaśnia rzeczowo. — Szarpiesz je jak zwierz. Jak… no, jak rozjuszony orangutan.

— Jak istota chaosu i co najmniej dwa rozjuszone orangutany — poprawiam.

— Właśnie — kiwa głową. — Chaos. W czystej postaci. Plus stado orangutanów.

I w tej jednej chwili cała intryga przedmiotów, cała ich emancypacja, cała filozofia rzeczy martwych, które mają własne zdanie — wszystko to zostaje zdmuchnięte jednym, spokojnym oskarżeniem. System wraca do równowagi. Świat znów jest prosty. Winna — jedna. Stała. Niezmienna.

A ja? Ja żyję dalej w tym domu jako główna podejrzana, recydywistka od klamek, postrach ścian i seryjna niszczycielka podłóg. I tylko czasem, kiedy klamka odpada sama w środku nocy, myślę sobie z czułością: spokojnie, dziecko. Rano i tak wszystko będzie na ciebie ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

KTO POSTY KOMENTUJE TEN POMNIKI, DLA POTOMNYCH, ZE SŁÓW BUDUJE :)