Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ZUS. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ZUS. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 4 lutego 2021

Emeryt-dziad, czyli świetlana przyszłość żwawej babuni tirówki...


Dziś me tory myślowe tragikomicznie wybiegły w daleką, daleką przyszłość… Emerytura… Zainspirowała mnie do tego rozmowa ze znajomą, która po 35 latach pracy dostaje na rękę 1380 zł emerytury; nie wiem czy śmiać się czy płakać...
Spojrzałam dość brutalnie, realistycznym okiem, na tenże czas: zapewniono mi zajęcie, póki co, do sześćdziesiątego roku życia, ale jestem optymistką i cichaczem liczę na to, że ten lub kolejny fantastyczny rząd wydłuży mój wiek emerytalny o minimum 20 lat. Oszczędzi mi tym samym żałosnego żywota emeryta dziada, który trzęsącą się dłonią, na początku każdego miesiąca, będzie skrupulatnie rozdzielał na co tym razem wydać dzierżoną w łapie bajońską sumę. 

Emeryci przyszłości będą ludźmi bardzo kreatywnymi; pomimo starczego mózgu wykazującymi się ogromną inwencją twórczą, aby dotrwać do następnej wypłaty. ZUS i państwo zastawią na nich pułapki, więc przetrwają tylko najsilniejsze jednostki - o ile przetrwanie będzie miało jakikolwiek sens…

A zatem puśćmy wodze fantazji… 

1. Czynsz i inne opłaty domowe… Emeryt może zamieszkać w ziemiance lub jaskini – tutaj ukłon w kierunku żywota człowieka pierwotnego; wykopanie ziemianki lub znalezienie odpowiedniej jaskini i wywalczenie sobie do niej dostępu powinno skutecznie osłabić emeryta, więc jest szansa na dość szybkie pozbycie się go z grona ziemskich istot żywych.

2. Odzienie wierzchnie… Zmienia się klimat, emeryci mogą zasilić rzesze nudystów, oporni mogą się okrywać roślinnością lub innymi nadającymi się do tego niepotrzebnymi przedmiotami; gdyby jednak klimat się drastycznie nie zmienił to coroczna fala mrozów powinna wspomóc nasze państwo w pozbywaniu się emeryciego balastu.

3. Emeryt może sobie dorobić… No nikt mu nie zabrania! Więc:

a. Co żwawsze babunie mogą roztaczać swoje wdzięki przy leśnych drogach jako tirówki, kategoria trzecia w promocji; gratis do usługi seksualnej - koszyczek świeżo uzbieranych jagód lub grzybów.

b. Fascynaci surowców wtórnych z pewnością zrealizują swoje skrywane od dzieciństwa pragnienia i bez skrępowania będą mogli przegrzebywać osiedlowe śmietniki. 

c. W szalonym, zapracowanym świecie, gdzie rodzice nie mają czasu dla dzieci, emeryt będzie mógł się oddać do komisu i zostać sprzedany lub wynajęty jako babunia-zabawka lub dziadunio-zabawka; oczywiście tutaj też rząd liczy na dość szybki zgon w wyniku wyeksploatowania przez odpowiednio w tym celu szkolone dzieciątka.

d. Drastycznie wzrośnie liczba emerytów przestępców i żebraków – to profesje dla odważnych i zdeterminowanych; emeryci złapani na gorącym uczynku będą publicznie pozbawiani emerytury i skazywani na prace społeczne w charakterze układacza towarów na półkach w marketach.

4. Leczenie emerytów będzie bezpłatne!!! Oczywiście czas oczekiwania na wizyty u specjalistów zostanie celowo wydłużony, aby emeryta skutecznie zniechęcić do luksusu darmowej służby zdrowia; będzie natomiast kierowany na darmowe kursy rozpoznawania, zbierania i przyrządzania mikstur z roślin trujących, aby miał szansę skrócić swoje cierpienia w zgodzie z naturą.

5. Rodzina emeryta nie będzie się nim interesować; będzie pochłonięta zarobkowaniem; poza tym Ministerstwo Edukacji i Nauki od przedszkola wprowadzi program edukacyjny: Znieczulica. 

A tak poważnie rzecz biorąc to chyba najlepiej nie myśleć o tym aspekcie życia… Człeka pusty śmiech ogarnia ;)


wtorek, 23 czerwca 2015

Miss Bikini Fitness w zasięgu ręki... O tym jak ZUS zaraził mnie bakcylem :)

Grafika: www.willybmum.com

Obiecałam się podzielić wrażeniami z rehabilitacji leczniczej w trybie ambulatoryjnym w ramach prewencji rentowej. Więc się dzielę :) Niektórzy dopytywali o relację fotograficzną - no nie pokusiłam się niestety o taką ekstrawagancję. Moja rehabilitacja trwa już trzy tygodnie, został mi tydzień, by szczęśliwie zakończyć przygodę z ZUS-em. O innych przygodach z tą instytucją pisałam tutaj i tutaj.
W ramach wspomnianej prewencji rentowej obiecywano sporo atrakcji. I wiecie co? Jestem zmuszona ten ZUS pochwalić - nie wszystko wygląda oczywiście tak jak obiecywano, ale i tak jestem pozytywnie zaskoczona. Codziennie rano przychodzę do wyznaczonej na skierowaniu niepaństwowej placówki zlokalizowanej w mieście, w którym na co dzień bytuję. 
Udaję się do szatni i rozpoczynam swój rytuał rehabilitacyjny, który obejmuje w moim przypadku:
- basen - zajęcia w wodzie oparte na aerobiku, gdzie gromada ludzi w wieku średnim radośnie szarżuje w toni wodnej dzierżąc w dłoniach na przykład piankowe makarony. Zabawa jest przednia i człowiek w każdym wieku potrafi odnaleźć w sobie dziecko. Sama słodycz obserwować panie z siwym włosiem na głowie jak usiłują zaparkować sobie tego makarona między nogami :) Po czym radośnie pląsają niczym koniki morskie w oceanie. Poza tym takie tyranie w basenie sześć razy w tygodniu ma zbawienne skutki dla naszego ciała - widać, że to moje osobiste wyrobiło się znacząco: cellulit je prawie opuścił, jędrność też poprawiona, brzuch też się postanowił ogarnąć. Jak tak dalej pójdzie to ZUS zrobi ze mnie kandydatkę na Miss Bikini Fitness ;) Zatem stara, dobra zasada mówiąca o tym, że ruch to zdrowie sprawdza się jak mało co. Gdyby taki zwyczaj basenowania wprowadzić w swoje życie to ciało powalające rzeźbą i smukłością gwarantowane. W związku z czym po opuszczeniu turnusu zapisuję się dla zdrowotności na zajęcia typu: aqua aerobik.
- zabiegi z wykorzystaniem specjalistycznych urządzeń również są: leczenie polem elektromagnetycznym i terapię światłem bioptron też zaliczam sześć razy w tygodniu,
- ćwiczenia z rehabilitantem i potem indywidualnie puszczona samopas odbywam, a jakże, sześć razy w tygodniu,
- rehabilitację psychologiczną, w tym między innymi psychoedukację i treningi relaksacyjne; treningi relaksacyjne to zbyt wielkie słowa ;) - polega to na odbywaniu dwa razy w tygodniu posiadówek na wygodnych fotelikach i słuchaniu muzyki w połączeniu z głosem lektora, który wysyła nas na przykład od ogrodu i nakazuje spożywać tęczę :) Raz w tygodniu odbywają się spotkania z psychologiem, który wygłasza pogadanki - ostatnio było o stresie,
- edukacja zdrowotna odbywa się również raz w tygodniu i mądrzy ludzie starają się przekonać nas do zdrowego odżywiania, zdrowego stylu życia i tych tam innych atrakcji, które mają z nas zrobić młodych bogów i boginie.
Grupa, w której jestem obejmuje około 30 osób w różnym wieku i różnej płci. Moja sprawność zdecydowanie uległa poprawie. Nie mam tu na myśli tylko operowanych barków, ale całościowo się ogarnęłam. Wobec czego jestem wdzięczna naszemu kochanemu ZUS-owi i składam oficjalne podziękowania :)

czwartek, 28 maja 2015

Starsi panowie trzej, wystrzał na orbitę i gigantyczny wytrzeszcz...

Grafika: www.neomedia.info

Chciałam się pochwalić i ogłosić, wszem i wobec, że zdałam egzamin na kartę wędkarską i teraz wyposażona w stosowną dokumentację ruszam na podbój łowisk dzikich i niedostępnych. Do tej pory wędkowałam tylko na komercyjnych, czyli takich, gdzie nie jest wymagany stosowny papier. Egzaminowało mnie trzech panów w kwiecie wieku – czyli dobrze po 60-tce. Z natury jestem stworzenie ambitne to się wyuczyłam tych paragrafów z Regulaminu Amatorskiego Połowu Ryb na blachę, żeby wstydu nie było. Bo w takim wieku to już obciach iść coś zdawać i udawać, że wiem, że coś wiem ;) Gdyby, któraś błąkająca się po tym blogu dusza chciała zasięgnąć języka w sprawach wędkarskich to służę pomocą :)

A teraz płynnie przejdę do spraw bardziej przyziemnych...

Mój ukochany ZUS (o wzajemnej miłości pisałam tutaj) zaskoczył mnie tak, że wyrwało mnie z butów i gdyby nie mocne sznurówki to prawdopodobnie zostałabym kolejnym naturalnym satelitą ziemskim ;) Nie wspomnę tutaj o gigantycznym wytrzeszczu moich gałek ocznych. Po ostatniej komisji ZUS wydelegował mnie, na cały czerwiec, na rehabilitację leczniczą w trybie ambulatoryjnym w ramach prewencji rentowej :) Szczególnie przypadło mi do gustu hasło o prewencji rentowej. Cała akcja nastąpiła po tym jak to się dowiedziałam, iż robię słabe postępy i za rzadko chodzę na rehabilitację – taki pani ZUS-owa wydała wyrok. Dodam tylko, iż rehabilitację finansuję z własnej kiesy, bo na NFZ liczyć za bardzo nie można w tej kwestii, więc częstotliwość spotkań z rehabilitacją jest wyznaczana przez zasobność mojego portfela. Ale wróćmy do rzeczy: rehabilitacja fundowana przez ZUS będzie odbywała się w moim mieście, w niepaństwowej placówce, z basenem, saunami, siłownią i gabinetami przeznaczonym do specjalistycznych zabiegów. Poza tym dostałam kartkę z informacją jakie to atrakcje mnie tam czekają, a więc (radzę mocniej zawiązać sznurówki):
„Kompleksowa rehabilitacja lecznicza prowadzona jest na podstawie indywidualnie ustalonego programu ukierunkowanego na leczenie schorzenia będącego przyczyną skierowania na rehabilitację oraz na schorzenia współistniejące. Program uwzględnia w szczególności:
· różne formy rehabilitacji fizycznej, tj. kinezyterapię indywidualną, zbiorową i ćwiczenia w wodzie oraz zabiegi fizykoterapeutyczne z zakresu ciepłolecznictwa, krioterapii, hydroterapii, leczenia polem elektromagnetycznym wielkiej i niskiej częstotliwości, leczenia ultradźwiękami, laseroterapii, masażu klasycznego i wibracyjnego,
· rehabilitację psychologiczną, w tym między innymi psychoedukację i treningi relaksacyjne,
· edukację zdrowotną ukierunkowaną na przekazanie informacji w zakresie: 
- nauki zasad prawidłowego żywienia,
- znajomości czynników ryzyka w chorobach cywilizacyjnych, 
- podstawowej wiedzy o procesie chorobowym uwzględniającej profil schorzenia,
- znajomości czynników zagrożenia dla zdrowia w miejscu pracy,
- podstawowych informacji o prawach i obowiązkach pracodawcy oraz pracownika,
- udzielania instruktażu odnośnie kontynuacji rehabilitacji w warunkach domowych po zakończeniu turnusu rehabilitacyjnego.”

Kto się dziwił dlaczegóż to mnie z obuwia wytargało to myślę, że wyjaśniłam sprawę jak trzeba ;) A może ZUS czyta moje wypociny na tym blogu i postanowił ocieplić swój wizerunek i mnie, szarą obywatelkę, obdarować swoimi dobrami wszelakimi ;) Oczywiście nie omieszkam podzielić się wrażeniami z prewencji rentowej :)

Miłego dnia :)

piątek, 10 kwietnia 2015

Padam do nóżek i całuję stópki naszemu kochanemu ZUS-owi...

Grafika: www.nowiny24.pl

Wszyscy narzekają na instytucje działające w naszym zacnym kraju, a ja wręcz przeciwnie: pochwalę, pogłaskam po główce i do piersi przytulę. Na szczególne pochwały zasługuje tutaj ZUS. Chciałam wyróżnić Zakład Ubezpieczeń Społecznych za ekspresowe działania, skrupulatne kontrole i niesamowicie sympatycznych pracowników. Po niespełna trzech tygodniach od operacji mojego barku już skierował mnie na badanie kontrolne, które przeprowadzał lekarz orzecznik Zakładu. No chwała im za to – przecież mogłam zwolnienie lekarskie kupić na osiedlowym targu, a że fantazję mam nielichą to kazałam wpisać, że operacje miałam i w szpitalu siedziałam. Lekko skołowana, z ręką zaopatrzoną w ortezę, zostałam dowieziona przez członka rodziny, który musiał się z pracy zwalniać, do siedziby ZUS-u i tam oczekiwałam na przyjęcie. Po pół godzinie zawezwała mnie chuda zołza z wyrazem twarzy, pod tytułem: Bez kija nie podchodź! Szanowna pani orzekająca postukała sobie po klawiaturce, skserowała mój wypis ze szpitala, usiłowała wprawić moją rękę w ruch, po czym, po nieudanych próbach tej procedury, mogłam sobie iść. Minęło kilka dni i pojechałam na wizytę kontrolną pooperacyjną do lekarza, który operację przeprowadzał. Ten dokonał oględzin i wystawił zwolnienie lekarskie (poprzednie się skończyło) na kolejne tygodnie. I cóż robi nasz kochany ZUS… Od wystawienia L-4 mija dokładnie siedem dni i dostaję kolejne wezwanie do stawienia się przed orzecznikiem. Odbierając ten list polecony po prostu wzrosło mi zwyczajnie, po ludzku, ciśnienie. Czy oni myślą, że po tak krótkim czasie zdarzył się cud i moje poszarpane ścięgna, spięte śrubą cudownie się uleczyły? A może nie mają co robić i się nudzą? To ja mam dla nich zajęcie! Burza mózgów na temat: Dlaczego człowiek w tym kraju na operację, np. barku musi czekać dwa lata? Nie wspominając tutaj o takich kwiatkach jak np. endoproteza stawu biodrowego, gdzie czas oczekiwania wynosi kilkanaście lat!!! Albo – dlaczego człowiek, który pracuje jak jeleń, składki mu ściągają, jak musi mieć zrobiony rezonans magnetyczny to słyszy, że dopiero za pół roku? Jest zajęcie? Jest!
W tym kraju, żeby chorować trzeba mieć sakwę wypełnioną po brzegi, ewentualnie można zostać menelem, nie obrażając meneli, bo takim robią np. rezonans z marszu, jak znajdą pijanych z rozbitą głową na przystanku autobusowym. 
A zwykły, szary zjadacz chleba jest nikim:
Rok temu, dla odmiany, miałam operację drugiego barku, w którym również nastąpiło spustoszenie w ścięgnach i tym podobnych. Żyć się nie dało, ból nie do zniesienia, żyłam na ketonalu. By skrócić swoje cierpienia musiałam wydać fortunę, aby zapłacić za operację i badania towarzyszące, bo nasz NFZ jedyne co orzekł to właśnie to, że mam czekać dwa lata, a ból barku życiu nie zagraża. Dla złagodzenia nędznego żywota mogę się dalej paść ketonalem, ewentualnie spożywać trunki wysokoprocentowe. 

Bez komentarza…

Post scriptum:
Mam nadzieję, że ZUS wszystko i wszystkich tak skrupulatnie kontroluje w tym kraju, siebie również...