Pokazywanie postów oznaczonych etykietą uczeń. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą uczeń. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Poświąteczny miszmasz :)


Szkoła była, jest i będzie wylęgarnią tego co wzbudza uśmiech u tego czy tamtego. Zdarzyło mi się na tym blogu popełnić posty na temat tak zwanego szkolnego humoru szeroko pojętego; odsyłam do wpisów: Potęga wyobraźni w Parku Dzikich Zwierząt ;) oraz W przyszłości zostanie orzeszkiem ziemnym. Ma do mnie żal, że przeszkadzam mu w karierze... 
Dziś słów parę o tym jakie kwiatki można znaleźć w szkolnej wesołej twórczości pisanej ;)


Skowronek to taki ptak, który wisi w powietrzu i drze mordę. 

Australopitek - to nasz wujek z linii bocznej. 

Wieloryb jest ssakiem, bo jego młode ssie tran z piersi matki. 

Oko składa się z siatkówki i koszykówki. 

Mamy dwa typy oddychania: mężczyźni oddychają brzuchem, a kobiety piersiami. 

Goryl jest bardzo nieprzystojny z budowy zewnętrznej. 

Żaba zimuje w ten sposób, że wskakuje do wody, rozciąga się na całą długość i zamarza. 

Szyja żyrafy jest roślinożerna. 

Komornik wgryza się w korę i dopiero tam żeruje. 

Gryzoń to zwierzę, które ogryza co tylko może, np. jabłka, zostawiając ogryzki.

Wilki zaliczamy do zwierząt zębatych.

Rolnicy nie lubią kretów, bo obgryzają im korzenie. 

Dżdżownica jest spiczasta, bo gdyby była prostokątna to by się bardzo męczyła przy wchodzeniu w ziemie. 

Krowa to zwierzę roślinobójcze. 

Białe motyle, których dzieci żrą kapustę, nazywają się kapuśniaki. 

Choroby weneryczne są rozpowszechniane przez prasę, radio i telewizję. 

Wścieklizną można się zarazić jeśli się ugryzie wściekłego psa. 

Węgiel może być kamienny i brutalny. 

Młodzież w stanie nietrzeźwym może spowodować potomstwo. 

Sosny znoszą szyszki. 

Człowiek rożni się od zwierzęcia myślą, mowa, uczynkiem oraz w pewnym stopniu wyglądem. 

Higiena... to jest wtedy, kiedy myjemy się częściej niż musimy. 

Najczęściej spotykanym ssakiem górskim jest góral.


Natomiast ja pozdrawiam Was z małej dziczy, w której spędzam czas poświąteczny i powitam Nowy Rok: Przesieka macha, a ja buszuję tym razem w Karkonoskim Parku Narodowym :) Tak poza tym to piękną mamy zimę ;)










Grafika: Eve Daff

czwartek, 23 kwietnia 2015

W przyszłości zostanie orzeszkiem ziemnym. Ma do mnie żal, że przeszkadzam mu w karierze...

Grafika: www.natablicy.pl

Temat stary jak świat, ale zawsze, bynajmniej u mnie, wywołujący uśmiech na facjacie. Nauczyciel doprowadzony do ostateczności potrafi stać się właścicielem prawdziwych złotych ust, chociaż w tym przypadku raczej złotego pióra. Szperając w Internecie natknęłam się na uwagi ze szkolnych dzienników – niektóre rozbudziły moją wyobraźnię, co zakończyło się niekontrolowanymi wybuchami radosnego rechotu. 

Polski uczeń to jednak mocno inspirujący być potrafi…

Bartek S. zabrał z ubikacji przetykacz do WC i robił stemple na ścianie. 

Twierdzi, że w przyszłości zostanie orzeszkiem ziemnym. Ma do mnie żal, że przeszkadzam mu w karierze. 

Na wf-ie nosi za małe spodenki. Zapytana dlaczego, twierdzi, że takie są bardziej sexy. 

Uczeń K. na lekcji przysposobienia obronnego podnieca koleżanki za pomocą gazety. 

Na fizyce pociera laskę o sweter bez pozwolenia. 

Na wycieczce szkolnej zerkał ku sklepowi z napojami alkoholowymi, gdzie potem dokonał zakupu pamiątek. 

Dłubie w zębach cyrklem, a to, co wydłubał, układa na ławce. 

W czasie zwiedzania muzeum ślizgał się na kapciach i podciął nogi przewodniczce. 

Bartosz przebiera się za rusałkę, demoluje parapet z kwiatami i gania za sprzątaczką. 

Przyniósł do szkoły trutkę na szczury z zamiarem wypróbowania jej na wychowawcy. 

Kowalski w trakcie lekcji uprawiał ziemię cyrklem w doniczce. 

Schowany za podręcznikiem fizyki wydaje odgłosy przyprawiające mnie o mdłości. 

Wyrzucił koledze teczkę za okno i powiedział, że "jak kocha to wróci". 

Wysłany w celu namoczenia gąbki wrócił z mokrą głowa i suchą gąbką. 

Zapytany, czy ma jakieś zwierzę, odpowiedział, że świerzb

Pluje pod nogi nauczyciela. Upomniany twierdzi bezczelnie, że bada siłę grawitacji. 

Przy próbie wpisania uwagi powiedział "niech pani wymyśli jakiś ciekawy tekst". 

Karolina zjada suche osy z parapetu. 

Kilka razy kopnął kolegę. Potem tłumaczył, że dostał drgawek. 

Powiedział nauczycielowi, że gdy zostanie dyrektorem, to wyrzuci go ze szkoły.

Spożywa drugie śniadanie w sposób odrażający. 

Kiedy wykręcałam żarówkę, krzyczał: " No dalej maleńka, dasz radę!"

Na melodię hymnu szkolnego ułożył pieśń zagrzewającą uczniów do walki z nauczycielami.

Mariusz narysował w zeszycie do języka niemieckiego członek męski i wmawia nauczycielce, że to Św. Mikołaj.

Demonstrując działanie gejzeru, opryskał pomidorem całą klasę. 

Uczeń wchodzi pod stół i szczeka.

Agnieszka kopnęła kolegę w krocze tak mocno, że kolega już drugą godzinę chodzi z genitaliami w rękach, tzn. je trzyma w ręku przez odzież wierzchnią w postaci spodni męskich czarnych.

Rysuje trumny na marginesach, twierdząc, że zakłada przyszkolny zakład pogrzebowy, a ja mogę być pierwszym klientem.

Tomasz bezcześci eksponaty w pracowni biologicznej, wkładając cietrzewiowi w dziób papierosa.

wtorek, 17 marca 2015

Maltretowani uczniowie, pani Anielica i mysie zwłoki...

Grafika: www.wykop.pl ("odznaczenie", które nosili wybrańcy ;))

Jakiś czas temu po telewizyjnych i radiowych kanałach krążyły wieści o strasznej nauczycielce, która zaklejała biednym dzieciom usta taśmą klejącą, krzyczała, nie pozwalała wyjść do toalety i tak w ogóle to zła kobieta była. Wszyscy na niej psy wieszali: Spalić! Ukamienować! Wbić na pal i wystawić na rynku! Oczywiście nie pochwalam tego jak się zachowała ta przedstawicielka ciała pedagogicznego, ale nasunęła mi się taka refleksja związana z moim pobytem w szkole podstawowej w charakterze ucznia. Jak sobie przypomnę te „fachowe” metody wychowawcze, które prawdopodobnie nie wyrządziły mi, aż tylu krzywd jak mi się pierwotnie zdawało, no bo na ludzi wyszłam, to pusty, ironiczny śmiech mnie ogarnia. Prawdopodobnie sporą część nauczycieli uczących dzieci w latach osiemdziesiątych należałoby zamknąć w więzieniach i już z nich nie wypuścić. Dlaczego? No przecież postępowali znacznie gorzej niż ta współczesna belferka. Ile to razy człowiek dostał w dupsko kijem plastikowym czy kablem? Ile razy usłyszał soczyste słowa skierowane do jego inteligencji, a właściwie jej braku? Ile razy dostał w łeb kredą rzuconą spod tablicy, zeszytem, dziennikiem czy innym przedmiotem nadającym się do tego czynu? Wymieniać można bez końca. I gdzie tu było poszanowanie godności osobistej ucznia? A jak się człowiek w domu poskarżył to, przy dobrych wiatrach, matka z ojcem jeszcze dorzucili swoje „fachowe” metody wychowawcze ;)
Ze szczególnym sentymentem wspominam panią od biologii, która w dużym stopniu przyczyniła się do zdefiniowania moich preferencji dotyczących przyszłego kierunku kształcenia ;) (Dla młodszego pokolenia wtrącę tylko mały rys historyczny: w tych czasach nie było gimnazjów, a podstawówka miała osiem klas). Jako mała dziewczynka, która wstąpiła w progi czwartej klasy i dowiedziała się, że w szkole jest dużo przedmiotów, których się trzeba uczyć, poznałam panią Aniołową nauczającą biologii. Wszyscy się jej w szkole bali – legendy na jej temat znało się już od momentu pierwszego dotknięcia klamki drzwi prowadzących do  podstawówki. Pani Aniołowa miała w szufladzie swojego biurka czekoladki. Były to trzy plastikowe kije, którymi często wymierzała swoją sprawiedliwość. Ofiara sprawiedliwości mogła sobie, w ramach dobroci i miłosierdzia dla ucznia, wybrać długość kija. Pani Aniołowa lubiła również ciągnąć za policzki – człowiek po takiej procedurze miał czerwoną facjatę przez cały dzień. Natomiast ja panią Aniołową zapamiętałam wyjątkowo dobrze… Pewnego razu byłam dyżurną klasową, której obowiązkiem było wykonanie kilku czynności, które w sali biologicznej musiały zostać wykonane: przygotowanie pomocy naukowych do zajęć, wytarcie tablicy, podlanie kwiatków i nakarmienie licznie bytujących w tej sali zwierząt. Weszłam, więc, na przerwie do klasy, ponieważ dyżurny owe czynności robił właśnie wtedy, a tu pani Anielica od progu ryczy: Dziecko! Myszy wpadły do akwarium i się utopiły – trzeba je zakopać w ogródku szkolnym! Nie muszę chyba pisać co poczuła, niespełna dziesięcioletnia, dziewczynka słysząc taki wyrok. Smakowite, PRL-owskie śniadanie zjedzone w domu, podeszło mi pod samo gardło, skóra na twarzy niebezpiecznie zzieleniała, ale cóż było robić? Anielica kazała, trzeba podjąć wyzwanie. Wyłowiłam palcami te mysie zwłoki – sztuk trzy, zapakowałam w kartki z zeszytu, wsadziłam do kieszeni fartuszka i poszłam pochować biednych przedstawicieli świata fauny pośród grządek szkolnego ogrodu.
Przygoda z panią Anielicą trwała pięć lat (od klasy czwartej do ósmej). Zostałam jej „ulubienicą” i "asystentem". Jak sobie to wszystko przypominam to mi się gorąco robi, natomiast moja młoda psychika została tak napiętnowana biologią, że poszłam ją studiować :D

O tym, jakie fajne to studia były pisałam tutaj: TO NIE ODBYT! - proszę pani... ;)