Pokazywanie postów oznaczonych etykietą seks. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą seks. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 8 marca 2021

Instrukcja obsługi męskiego Homo sapiens'a...


Dziś, przekornie, pojeżdżę sobie po męskim nasieniu… a niech się obrażają ;) 
Znalazłam ciekawy artykuł na stronie: www.focus.pl i wykorzystałam to i owo - cytowane fragmenty pochodzą z tego właśnie miejsca. 

INSTRUKCJA OBSŁUGI MĘSKIEGO HOMO SAPIENS'A:

1. Dowiedz się, z kim masz do czynienia:

„Osobnik płci męskiej jest stworzeniem zdecydowanie mniej skomplikowanym do rozszyfrowania niż kobieta. Jak stwierdziła Helen Rowland: Kobiecie wystarczy, by poznała dobrze jednego mężczyznę, żeby zrozumieć wszystkich. Mężczyzna może poznać wszystkie kobiety i nie zrozumie żadnej.”

Zgadzam się w całej rozciągłości; schemat działania wszystkich osobników płci męskiej jest, zaskakująco, podobny – wystarczy rozpracować kilka, podstawowych, zachowań wymóżdżonych w męskich umysłach i jesteśmy w domku. Czyżby wynikało to z faktu: „Jak rozpoznać, czy mężczyzna ma właśnie ochotę na seks? Sprawdzić, czy oddycha.”
Wszechobecny, podobno, w ich mózgach seks jest paliwem dla wszelakich działań – strach pomyśleć, co oni mają w tych głowiznach, jeżeli to faktycznie prawda i dotyczy wszystkich męskich Homo sapiens’ów.

2. Faceci nie znoszą żeńskich doradców:

„Mężczyzna wie, że wie i biada kobiecie, która po dobroci próbuje wyperswadować mu własne zdanie. Dopóki samiec nie przejedzie się na własnym błędzie, do upadłego broni swojego zdania. Za dawanie dobrych rad, szczególnie tych trafnych, choć nieproszonych, gotów jest pogryźć.”

I tego nie rozumiem… Wielokrotnie zdarzyło mi się podważyć męski autorytet, kiedy to, wzięłam w dłoń instrukcję obsługi – po tym, jak szlag mnie trafił i wyłożyłam łopatologicznie, jak i co, ze sobą połączyć. Oczywiście nie spotkało się to z życzliwym przyjęciem i prawdopodobnie, gdyby była taka możliwość, dostałabym czymś w łeb. Mam sukcesy na polu montowania: kabiny prysznicowej, zestawu mebli oraz nakładania tynku strukturalnego.

3. Mowa ciała:

„Od momentu wyjścia przed jaskinię samiec musi nieustannie stać na straży swego terytorium i walczyć o kobietę. Niestety arsenał niewerbalnych środków męskiego flirtu jest dość ubogi. Ogranicza się do silnego wciągnięcia brzucha, wyprostowania sylwetki, by wydawać się wyższym, i napięcia mięśni. Czasem lekko rozstawi nogi i wysunie ku budzącej zainteresowanie samicy biodra. Najwięcej jednak powiedzą ci jego oczy – jest mistrzem w posyłaniu tak zwanego maślanego spojrzenia.”

Tu zbyt wielkiej filozofii nie trzeba – miesiąc wnikliwych obserwacji wystarczy, aby rozróżniać kilka podstawowych niewerbalizmów męskiego Homo sapiens'a; poza tym, ich przekaz jest tak nieskomplikowany, że kobieta bez problemu zorientuje się, o co chodzi.

4. Do chłopa - mów prosto:

„Z socjolingwistycznych badań Deborah Tannen wynika, że kobiety mówią, by nawiązać relację i stworzyć sieć porozumienia z rozmówcą. Mężczyźni traktują słowa jako strumień informacji, podkreślania własnych umiejętności i utrzymywania wiodącej pozycji. Męski mózg ma o jedną trzecią mniej połączeń między obiema półkulami, stąd słabsza komunikacja pomiędzy poszczególnymi ośrodkami jego procesora. Wynika z tego konieczność podawania facetowi prostych, konkretnych komunikatów, bez owijania w bawełnę, wieloznaczności i aluzji. Wówczas rozumie, a nawet zrobi to, o co się go prosi.”

Także, moje drogie panie, wysilanie się i tworzenie kwiecistych przemówień jest tylko stratą czasu i energii – są ciekawsze sposoby spożytkowania nadmiaru jednego i drugiego.

5. Kobieto - bądź jak rasowy pies myśliwski:

„Mężczyźni potrafią dość szybko rozpoznać kłamstwo, zdenerwowanie i agresywne nastawienie. Sami też z większą łatwością potrafią kłamać. Jeśli mężczyzna podczas szczerej rozmowy pociera nos lub oko, uciekając przy tym wzrokiem, z pewnością nie mówi prawdy. Gdy do tego niektóre słowa stają się niewyraźne, a on dodaje sformułowania typu: „uczciwie mówiąc”, „szczerze powiem” lub „przyznam z ręką na sercu” – łże jak z nut.”

Bardzo pouczające – komentować nie będę…

6. Kompromis – ważna sprawa:

„Sport i świadomość jedności z innymi kibicami to powrót do zakodowanego stanu wspólnoty myśliwych, którzy ruszali na polowanie, by dostarczyć rodzinie pożywienia. Zapamiętaj więc, że z mistrzostwami świata w piłce nożnej nikt nigdy nie wygrał. Nawet jeśli wiesz, kiedy jest spalony.”

Należy zostawić sporą swobodę w tej materii – niech sobie chłopaki pokibicują, popiwkują i nie warto się silić na zrozumienie tematu i mędzenie im za uszami: A po co tam idziesz? A znowu będziecie pili piwsko? I tym podobne…

7. Pochwal swojego Misia:

„Atawistyczna rola przywódcy stada sprawia, że każdy mężczyzna wymaga częstego uzupełniania poziomu komplementów. Nie dawaj mu rad, ale chwal za najdrobniejszą rzecz. Kiedy po godzinie wyjdzie z łazienki z naręczem kluczy, drabiną, skrzynką na narzędzia, z pokiereszowanymi rękami i stekiem niewybrednych przekleństw na ustach – wejdź tam i oniemiej z zachwytu: wiesz, nigdy jeszcze nie było tu tak jasno, wspaniale wymieniłeś tę żarówkę! Uwierzy…”

8. Prawdziwe znaczenie męskich słów:

„W książce „Dlaczego mężczyźni kłamią, a kobiety płaczą” zamieszczono podręczny słownik zwrotów często używanych przez facetów, wraz z prawdziwym znaczeniem tych słów:

Ładna sukienka. – Ładny biust.

Kocham cię… – Pokochajmy się teraz…

To interesujące… – Jeszcze o tym gadasz?

Słyszałem. – Nie mam pojęcia, co mówiłaś.

Świetnie w tym wyglądasz – Jeszcze jedna przymiarka czegokolwiek i umrę z głodu!

Pomóc Ci z obiadem? – Gdzie, do cholery, jest ten obiad?

Wezwij karetkę, chyba umieram! – Skaleczyłem się w palec.”

To chyba wiedzą wszystkie kobiety ;)

9. Prowokacja – zły pomysł:

„Przyznanie się do pomyłki przychodzi mężczyźnie z trudem i okupione jest rwaniem włosów z głowy. To niemal taki sam cios, jak niepowodzenie seksualne, które – jeśli partnerka chce samcowi złamać życie i sprowokuje go dwuznaczną uwagą na temat jego potencji czy umiejętności – może zakończyć się próbą samobójczą (choć w zdecydowanej większości kończy się próbą zmiany partnerki). Psycholog ewolucyjny David Buss wysnuł wniosek, że seksualność mężczyzny i jego wrodzona zazdrość o partnerkę prowadzą do tego, że – w przeciwieństwie do kobiet – panowie za najbardziej dotkliwą uznają zdradę fizyczną.”

10. Nie popełniaj tych samych błędów:

„Jeśli mężczyzna nie dzwoni, to znaczy, że mu nie zależy. Twoje wymówki na nic się nie zdadzą. Nie inicjuj zbyt często rozmów analizujących wasz świeży związek. W ten sposób możesz go tylko skutecznie spłoszyć. Nie zamęczaj go pytaniami o poprzednie dziewczyny. Kontroluj swoją paplaninę. Żaden facet nie wytrzyma dwugodzinnej opowieści o zimowych kreacjach twojego chihuahua. Możesz sobie popłakać na wzruszającym filmie, ale pochlipywanie z tego powodu, że nie pocałował cię na pożegnanie, jest ponad męską wytrzymałość Nie trzymaj się go kurczowo. Spotykaj się ze swoimi znajomymi i nie miej mu za złe, gdy on od czasu do czasu zechce spotkać się z kumplami. Jeśli nie jesteście jeszcze „po słowie”, nie roztaczaj przed nim wizji cudownego małżeństwa i licznej rodziny, nawet jeśli o tym marzysz.”

środa, 10 lutego 2016

Futerko pod topór, czyli historia trwającego szczęśliwie od tysiącleci związku waginy z penisem...

Grafika: www.znak.com.pl

W tym tygodniu przybyła do mojego domostwa przesyłka od wydawnictwa ZNAK Horyzont. Tytuł i zapowiedź książki nęciły mnie od początku, więc bez oporów zgłosiłam, że biorę do recenzowania. No i mam - spoczywa w mych dłoniach - świeżutka, pachnąca i niepokojąco kusząca treścią. Jeszcze nie zaczęłam czytać, ale w celu zbudowania napięcia pomęczę Was trochę i umieszczam na blogu materiały, które dostałam od wydawnictwa. Premiera książki - 17 lutego.
A zatem...

O CZYM PISZE DUCRET W SWOJEJ KSIĄŻCE? KILKA PRZYKŁADÓW… 

Za małe, a może za duże wargi sromowe? No problem… 
Czy wiecie, co to „skubanie ziółek”? Niech nas nie zmyli ta sielska nazwa. Czynność ta nie ma nic wspólnego z roślinami, a polega na wydłużaniu warg sromowych. Tak, to bolesny i długotrwały proces. Ale mniejsze wargi sromowe odpowiedniej długości: trzy-, czterocentymetrowe, zapewniają mężowi satysfakcję przy stosunku. Pełnią też inną funkcję, którą powinien doceniać mąż: nie dopuszczają chłodnego powietrza, dzięki czemu pochwa zawsze wydaje się ciepła i gościnna. „Uchaty srom” świadczy o trosce o mężczyznę i jego potrzeby. Szokujące? Tak, to przykład z Rwandy, ale… uwaga, uwaga… tylko w 2009 roku w samych Stanach Zjednoczonych na zabiegi korekcyjne narządów płciowych kobiety wydały sześć milionów osiemset tysięcy dolarów! W Wielkiej Brytanii w 2008 roku liczba zabiegów labioplastyki (zmniejszenia warg sromowych) wzrosła o 70 punktów procentowych. Czyż bowiem ciało o kilka milimetrów większe od swojego idealnego wzorca nie zyskało ostatnio pogardliwego miana „wielbłądziego paznokcia”? Wargi sromowe – powiększane przez Hotentotki – dziś są przycinane skalpelem i dostosowywane do obecnie obowiązującej normy. Tu warto zwrócić uwagę, że do chirurgów coraz częściej zgłaszają się zupełnie normalne dziewczęta w wieku pokwitania, które na własnej skórze przekonują się, jak wysoką cenę trzeba zapłacić za wolność płci. 

Trudny poród? Phi… są sposoby! 
Kilka porad: umyj mężowi nogi i napój tą wodą rodzącą. Od pępka po mostek posmaruj kobietę mieszanką startej kory i ziół. Możesz też turlać kobietę niczym beczkę lub przytrzymać głową w dół i energicznie potrząsać. Albo umieść w okolicy pępka drewniany talerz, wskoczyć na niego i wydusić dziecko ze środka. Łatwizna. Ból towarzyszący porodowi jest naturalny. Przecież łamiąc zakaz Stwórcy, pierwsza kobieta skazała na potępienie cały rod niewieści. Bóg określa warunki kary: „W bólu będziesz rodziła dzieci”. Tymczasem, no proszę, głos rozsądku z najmniej spodziewanej strony: „Bóg nigdy ani nigdzie nie zakazał kobietom sięgania po metody, które ułatwiłyby poród”- to papież Pius XII w 1956 roku na spotkaniu z ginekologami z całego świata. Zaleca wprowadzanie metody… sowieckich lekarzy, opartej na wiedzy o naturalnym przebiegu porodu. Teolodzy i lekarze-moraliści grzmią. Wszyscy wiedzą, że bóle porodowe są konieczne, ponieważ gwarantują ład moralny społeczeństwa. Kampania na rzecz porodu bez bólu zanosi się na burzliwą. Płeć kobiety po raz kolejny staje się pionkiem w grze politycznej, tym razem w zimnej wojnie, gdzie ścierają się dwie całkowicie odmienne wizje świata. 

Uczyć o waginie? No way! Porno? Z przyjemnością! A może to sztuka? 
Znacie tę historię o dziewczynie, której łechtaczka zamiast między nogami znajduje się w gardle? Lekarz zaleca jej zatem jak najczęstsze stosunki oralne. Nakręcony w 1972 r. w niecały tydzień w Miami film "Głębokie gardło" przynosi sześćset milionów dolarów na całym świecie. W 1973 roku zostaje zaprezentowany na festiwalu filmowym w Cannes i od tego momentu kino pornograficzne z hukiem wkracza do Francji. Rok później w samym regionie paryskim na ekrany trafi sto dwadzieścia osiem filmów tego typu, a obejrzy je ponad sześć milionów widzów. A jeszcze w 1948 roku w USA w sławetnej Anatomii Graya: planszach anatomicznych, na których uczyły się pokolenia lekarzy, w niektórych rysunkach przedstawiających kobiece narządy płciowe łechtaczkę po prostu wymazywano. Tymczasem na salonach… Rok 1954, Paryż. Znany i szanowany kolekcjoner sztuki prowadzi szykowną paryżankę oraz jej męża na ulicę Saint-Roche 4. Kobieta koniecznie chce zobaczyć obraz, o którym szepczą wszyscy, choć nikt nie odważy się go pokazać. Słynne płótno przedstawia owłosiony srom kobiety bez twarzy ani nóg. Modelka – brunetka, jeśli wierzyć owłosieniu łonowemu – składa się wyłącznie ze swojej płci. Mąż, który też nie może oderwać wzroku od aktu, ściska dłoń marszanda. Cena – półtora miliona franków – nie odstrasza pary, choć tyle samo kosztuje jej dom Pochodzenia świata (L’Origine du monde). Zwykły akt? 

Futerko pod topór... 
Do lat 60-tych w kinie „narządy płciowe kobiety nie mogą się rysować pod tkaniną, w cieniu ani jako fałda”. Pokazywanie jakiegoś „owłosienia intymnego, w tym również pod pachami” jest zakazane. Kobiece futerko w 1992 roku staje się bohaterem kultowej sceny, która wyniesie nieznaną aktorkę na szczyty sławy. W Nagim instynkcie Sharon Stone ubrana w białą, kusą sukienkę, z arogancką miną drażni się z przesłuchującymi ją policjantami, raz za razem rozchylając uda. Nie ma bielizny, ma za to owłosiony srom. Jeszcze niedawno Billy Wilder kazał Marilyn Monroe zmienić bieliznę, żeby ukryć to, co Paul Verhoeven śmiało pokazuje u Sharon Stone. Co najciekawsze, przełamując tabu, damskie runo samo się podłożyło pod topór. Z chwilą, gdy zostało zaakceptowane przez krytykę, musiało pokazywać się coraz śmielej, odsłaniać coraz bardziej. Ciało więc obnaża się bez zahamowań – i bez ochrony. Tak oto króliczki Playboya, które w roku triumfu Sharon Stone – „blondynki od stop do głów” – lekko przystrzygają futerko, pięć lat później cyzelują każdy włosek. Po roku 2000 zaś owłosienie łonowe całkiem znika. Kudłata wolność trwa niecałe trzydzieści lat. Kino erotyczne i magazyny dla mężczyzn zmieniają estetykę, narzucając nową normę obowiązkową dla wszystkich kobiet. Mają olbrzymie nakłady, więc kształtują gust całego społeczeństwa. Wygolony srom – który w starożytnej Grecji stanowił piętno niewolnictwa, u Sumerow był karą za zdradę, w cesarskich Chinach oznaką poddaństwa, a w wojennej Francji był symbolem kolaboracji – dziś jest utożsamiony z nowoczesnością i emancypacją kobiety. Ironia historii. 

Ciało kobiety polem walki... 
Od czerwca do sierpnia 1945 roku w szpitalu w Senftenbergu – mieście położonym w Łużycach, na południowy wschód od Berlina – przy nazwiskach pacjentek regularnie pojawia się słowo Interruptio. Przez te trzy miesiące lekarze dokonują nielegalnie od czterech do pięciu aborcji dziennie, co stanowi 80% wszystkich zabiegów. To skutki gwałtów popełnionych od stycznia do lipca 1945 roku na dwóch milionach Niemek. Powracający z frontu lub obozów jenieckich mężczyźni odwracają się od żon i narzeczonych, uznając je za „zbrukane oraz niegodne”. Po lekturze pamiętnika ukochanej pewien żołnierz nie potrafi ukryć obrzydzenia: „Stałyście się bezwstydne i rozwiązłe jak suki. Wszystkie co do jednej” Choć w 1949 roku świat podpisał IV konwencję genewską o ochronie osób cywilnych podczas wojny, gdzie znajduje się również zapis o ochronie prawnej przed gwałtem, „cywilizowany”, a w rzeczywistości okrutny XX wiek sięgnął właśnie po to narzędzie – dotychczas stanowiące tragiczny, lecz dość przypadkowy element towarzyszący konfliktom zbrojnym – by posłużyć się nim na zimno i z premedytacją. Czyniąc z gwałtu narzędzie wojny, uczynił też z ciała kobiety pole walki. Gwałty w Bośni nie wynikają z rozwiązłości pojedynczych mężczyzn, którzy w ten sposób rozładowują napięcie towarzyszące wojnie. Nie, to systematyczne, zorganizowane akcje. „Dostaliśmy rozkaz gwałcenia dziewcząt” – słyszy pewnego razu dwudziestotrzylatka z ust mężczyzny przygotowującego się do tego ohydnego czynu. Kiedy inna z kolei próbuje rozproszyć oprawcę, apelując, by pomyślał o swojej matce, siostrze, żonie, ten ucina krótko: „Muszę to zrobić!”. Rząd bośniacki szacuje, że tego lata w niewoli znajduje się dwieście tysięcy osób, z czego większość to kobiety; misja specjalna Wspólnoty Europejskiej zaś ocenia, że tylko w ostatnich miesiącach roku dwadzieścia tysięcy kobiet padło ofiarą gwałtów. W serbskich przyśpiewkach ludowych szybko pojawia się pochwała defloracji jako narzędzia walki politycznej: „Na polance w lasku / Serb rżnie muzułmankę / Muzułmanka jest cała we krwi / Serb był jej pierwszym mężczyzną”. Krew wroga-kobiety oznacza zwycięstwo. Ten okrutny czyn jest stary jak wojna, ale jego symbolika polityczna – nowa. Masowe gwałty stają się jednym z wielu elementów strategii wojennej, narzędziem ludobójstwa, barbarzyńskim naruszeniem prywatności podporządkowanym jednemu celowi: zdobyciu władzy. 

Mężczyznom wciąż trzeba przypominać… 
Mężczyzna powinien opanować „sztukę alkowy”, pełną bardzo konkretnych, szczegółowych nakazów. W klasycznym podręczniku erotycznym Su Nu Ching (Księga zwykłej dziewczyny) wylicza się dziewięć pozycji seksualnych, między innymi los smoka, krok tygrysa, małpie zapasy, przedpiersie łabędzia, zając suszący sierść. To fundamentalne dzieło spisane 3000 lat p.n.e. w Chinach poucza: „Jeśli w zespoleniu kobiety i mężczyzny mężczyzna nie potrafi odpowiednio dobrać głębokości penetracji, nie zbierze też plonu własnych dobrodziejstw”. „Mężczyzna musi obserwować, czego potrzebuje jego towarzyszka”– radzi Su Nu. „Powinien też uważać, by nie nacierać zbyt szybko i bez umiaru, ponieważ mógłby zranić partnerkę”. Choć w XIX wieku Kamasutra wciąż jest nielegalna, robi furorę w Londynie. Przekazywana w tajemnicy z rąk do rąk staje się najczęściej kopiowanym utworem tamtych lat. O ile w Europie seksualność kobiety i jej rozkosz stały się tabu – więcej!, synonimem niemoralności – o których się nie mówi, o tyle autor Kamasutry radzi kochankowi, by wykorzystał wszystkie członki, bowiem „rozkosz kobiety tak pieszczonej będzie podwójna i nadejdzie szybciej, dzięki czemu zbiegnie się w czasie z wytryskiem mężczyzny”. Właśnie na tym polega jego zadanie. Ma w pełni zaspokoić swoją partnerkę. „Odnosić się względem niej tak, by doświadczyła jak największej rozkoszy”. Powinien również „zawsze przyciskać tę część ciała, ku której zwróciła oczy”. Biada uczniowi pozbawionemu wytrwałości i delikatności. Spłoszona i zniechęcona „będzie uderzać rękami w łóżko, nie pozwoli mężczyźnie posunąć się dalej. Niezadowolona będzie go gryźć i kopać, a kiedy mężczyzna skończy, dalej jeszcze będzie się ruszać”. A tymczasem w USA w 1892 roku lekarz i reformator służb sanitarnych John Harvey Kellogg, wynalazca słynnych płatków kukurydzianych postanowił znaleźć lek, który pomógłby wcielić w życie reguły jego wspólnoty wyznaniowej, Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego. Uważał bowiem, że współżycie powinno się ograniczać do jednego razu w miesiącu. Dlatego, aby mieć pewność, że kobiety zachowają w tej kwestii umiar, zalecał polewanie narządów płciowych fenolem – kwasem – ponieważ „stosowanie czystego kwasu karbolowego na clitoris niezawodnie ucisza wszelkie nienormalne podniecenie”. Aha. Panu już podziękujemy! 

Miesiączka gorsza od trądu... 
Dla jednego z największych autorytetów medycznych średniowiecza, Pietra d’Abano, wykładającego w XIII wieku w Padwie, intelektualnym centrum Europy, menstruacje to groźna trucizna porównywalna do arsenu i kociego mózgu. Zaleca więc najskuteczniejsze dostępne leki w nadziei, że zdoła przywrócić zdrowie kobietom dotkniętym owym przekleństwem. Chora ma zatem dodawać do naparu z melisy sproszkowane złocienie. Pierwszy etap wydaje się całkiem przyjemny. Drugi już trochę mniej... Chora musi rozmawiać wyłącznie z młodymi dziewicami. Kluczowy element kuracji stanowi jednak „spożywanie węży długości dłoni, którym uprzednio odrąbano łeb i ogon”. Krew menstruacyjna jest gorsza od trądu. „Przyprawia człowieka o szaleństwo i sprawia, że zachowuje się jak opętany”. Obecność miesiączkującej kobiety sieje zaś spustoszenie, ostrzega dalej d’Abano: „napoje się warzą, dotknięte przez nią ziarna tracą płodność, roje pszczół umierają, a miedź oraz żelazo z miejsca rdzewieją i nabierają odrażającej woni”. Takie przesądy bezmyślnie i bezrefleksyjnie są przekazywane z pokolenia na pokolenie, jakby nie dokonał się postęp naukowy. Jeszcze na początku XX wieku w wielu regionach Francji powszechnie wierzy się, że kobieta może spowodować gnicie mięsa, zwłaszcza wieprzowiny. Dlatego w określone dni miesiąca to mąż zostaje wydelegowany do rzeźnika. W miarę rozprzestrzeniania się gospodarki rynkowej, czemu towarzyszył gwałtowny rozwój przemysłu, mężczyźni coraz częściej dostrzegali w tym wstydliwym zjawisku szansę na gigantyczne zyski. Nieoczekiwanie krępująca niewygoda stała się powszechnie akceptowana, wręcz pożądana. Pierwsza podpaska higieniczna wprowadzona na rynek zostaje wyprodukowana w 1896 roku przez amerykańską firmę Johnson & Johnson. Nazwano ją lister, od nazwiska barona Josepha Listera, angielskiego chirurga, pioniera antyseptyki w swojej gałęzi medycyny. 

Epilog... 
Podczas gdy w Hiszpanii niektórzy ustawodawcy chcący narzucić kobietom moralność, którą zarazili całe społeczeństwo, stawiają pod znakiem zapytania prawo do aborcji, w Indiach wciąż zabija się noworodki płci żeńskiej, bo nie urodziły się chłopcami. We Francji co roku gwałci się siedemdziesiąt pięć tysięcy kobiet, bo wyglądały „zbyt seksownie”, a równocześnie w laboratoriach farmaceutycznych pracuje się nad kremami, maściami i gadżetami odmładzającymi zmęczone narządy płciowe, surowo nakazując im odzyskać dawną jędrność. W Afryce odważni chirurdzy odtwarzają kobiece genitalia, które inni usilnie starają się zniszczyć. Podczas gdy w jednym miejscu stygmatyzuje się kobiety, które sięgnęły po antykoncepcję, w innym piętnuje się te, które – zbyt młode, by w ogóle o tym pomyśleć – uległy naturalnej ciekawości ciała i zaszły w ciążę. Tacy właśnie są mężczyźni: przechodzą ze skrajności w skrajność. Taka właśnie jest nasza epoka: pełna wielkich nadziei i rozwianych złudzeń.

piątek, 6 listopada 2015

Damska szowinistyczna... Kobietoskopowe przebłyski ;)

Nowe, demoniczne wcielenie zadomowiło się w mym wnętrzu i nie chce się dać nazwać inaczej jak tylko: damską szowinistyczną... świnią ;) Tak mnie to wcielenie opętało, że zmuszona byłam zamieścić ten okrutny dowcip i ten równie okrutny przebłysk. Panowie! Nie obrażajcie się - ponoć we wszystkim jest ziarno prawdy, a że ja prawdę zawsze i wszędzie, nawet w postaci ziaren, nieść ochoczo chcę to i niosę w świat, a konkretnie to na ten blog doniosłam.
Udanego weekendu ;)

Szara komórka przypadkowo znalazła się w mózgu mężczyzny. Wszędzie ciemno, pusto, głucho, ani śladu życia.
- Hop! Hop! Halo! - woła szara komórka.
Żadnej odpowiedzi.
- Jest tu kto?!? Hop! Hop! - woła ponownie.
Wtem zjawia się inna szara komórka i oznajmia:
- Czego się durna drzesz?!? Chodź, wszystkie jesteśmy na dole! ;)


Grafika: Eve Daff

niedziela, 21 grudnia 2014

Orgazmotron kontra Hela w pościelach...???

Grafika: www.pej.cz
Dziś Światowy Dzień Orgazmu…

- Mamusiu… A co to jest orgazm?!?
Jedno z bardziej kłopotliwych pytań zadanych przez pociechę, w najmniej odpowiednim momencie i co tu rzec? Jak z tego wybrnąć z twarzą? Wiele pytań dotyczących sfery seksualnej człowieka jest mocno niewygodna, chyba, że ktoś wykazuje się takimi umiejętnościami jak dystans do siebie i poczucie humoru. Przypomniały mi się, przy okazji, takie historyjki:

Znajoma ma dwójeczkę ślicznych dzieciątek. Pewnej nocy, jak już ululali z mężem pociechy, postanowili sobie urządzić erotyczny małżeński show… Zapalili świece, szokująca bielizna, winko, zapach kobiety i pożądania unosi się w powietrzu… Następuje dziki, wyuzdany seks i… do pokoju włazi ich córka – 4 latka, zaspana, z tekstem, że miała okrutny sen i potrzebuje przytulanka. Znajomi oczywiście przerwali romantyczne uniesienia i idą z córcią do jej pokoju, dziecię usypia, a oni odetchnęli z ulgą, że nie musieli nic tłumaczyć… Następnego dnia… Ranek… Z pokoju wyłania się córcia i od progu pyta: Mamusiu, a pamiętasz, jak w nocy tak strasznie dyszałaś??? Co Ci było??? Mamusia zbladła, ale uruchomiła wszystkie szare komórki i rzecze: Wiesz, tyle świec się paliło, a one tlen zabierają… i mamusia się dusiła z braku tlenu…
Dziecko od tej pory ma traumę i gasi wszystkie świeczki ;)

Dawno temu, na praktyce w szkole prowadziłam lekcję o układzie rozrodczym człowieka… Aż tu nagle pada pytanie:
- Proszę Pani, a czy to prawda, że sperma wybiela zęby?
Prawie padłam z wrażenia pod biurko, ale zachowawszy resztki zimnej krwi odpowiedziałam, że najnowsze badania naukowców nie mówią nic na ten temat. O osobistych przeżyciach nie wspominałam, a dziecięcia, na szczęście, nie dopytywały ;)
 
I troszkę z innej beczki o orgazmach:
„W filmie Woody'ego Allena "Śpioch'' reżyser puścił wodze fantazji, wymyślając orgazmotron - kabinę do przeżywania orgazmu. Kompletna fikcja? Nie do końca. Allen w filmie zakpił sobie z urządzenia, nad którym pracował Wilhelm Reich, jeden z najlepszych uczniów Freuda, który trafił w 1939 roku do Nowego Jorku z nadzieją, że jego seksualne wynalazki zainteresują Amerykanów.

Prawdziwa rewolucja seksualna dopiero jednak przed nami - twierdzi Aarathi Prasad, brytyjska badaczka technologii, autorka książki "Like a Virgin: How Science is Redesigning the Rules of Sex". Jej zdaniem już niedługo nauka kompletnie zmieni świat seksu i reprodukcji, a sztuczne macice, kobiety i mężczyźni rozmnażający się bez pomocy płci przeciwnej staną się czymś tak normalnym jak smartfony. Kobieta przyszłości będzie mogła bowiem w dowolnym momencie zapłodnić własną komórkę jajową i oczywiście nie będzie musiała nosić embrionu wewnątrz własnego ciała: mając do dyspozycji technologicznie zaawansowany inkubator. Ta sama technologia pozwoli także parom jednopłciowym poczynać dzieci z DNA obu partnerów, a samotny mężczyzna będzie mógł zostać rodzicem równie łatwo jak samotna kobieta. Brzmi jak science fiction?” (www.dziennikzachodni.pl)

No cóż… Ciekawa wizja świata. Z drugiej strony patrząc na współczesną młodzież i ich zafascynowanie nowoczesnymi technologiami wszystko jest możliwe. Coraz więcej osób na świecie jest uzależnionych od cyberseksu i wirtualnych seks-partnerów. 
Być może w przyszłości ze sztuczną macicą pod pachą powędrujemy do Zapłodnialni, aby dokonać wyboru odpowiednich genów, swoich i partnerki/partnera i począć nowe życie, które oddamy do inkubatora i odbierzemy w odpowiednim czasie. A orgazmy będziemy sobie fundować o każdej porze dnia i nocy, zbiorowo lub w samotności w orgazmotronach. 
Tylko, gdzie tu urok i smak prawdziwego życia? Gdzie dorodne, jędrne piersi Heli w pościelach - przesiąkniętych zapachem prawdziwego pożądania???

wtorek, 9 grudnia 2014

Współczesna dziewica... O tym, jak mądrze stracić "wianek"...

Grafika: Eve Daff

9 grudnia - Dzień Dziewic...

Jak wygląda współczesna dziewica? 
Myślę, że jakoś specjalnie nie różni się od statystycznie mijanej na ulicy dziewczyny, kobiety, kobietki – w uszach włosów nie ma, świński ogon też jej się nie pęta w okolicy okołodupnej i nie wydziela jakiegoś szczególnego zapachu. 

Czy rzeczywiście etykieta dziewicy tak parzy, że koniecznie trzeba się jej pozbyć najszybciej, jak tylko się da? 
Mam nadzieję, że współczesne dziewczyny, jakieś resztki rozumu zachowały i nie wszystkie jak baranki, a raczej baranice pędzone na rzeź, idą to swoje znienawidzone dziewictwo tracić, z byle kim, byle jak i byle gdzie. W Internecie często trafiam na wątki sugerujące, że jest to jedna z gorszych obelg, jeżeli wypłynie na światło dzienne informacja potwierdzająca naszą czystość. Bynajmniej nie przemawia przeze mnie jakiś duch starej dewoty, ale osobiście uważam, że uprawianie bezmyślnego seksu w wieku lat nastu jest po prostu śmieszne. Co o życiu, seksie wie trzynastolatka? Niestety, niewiele…

Nie wspomnę tu o interesujących zabawach gimnazjalistów z wątkiem seksualnym w roli głównej. Może słyszeliście o grze w „słoneczko” czy „wymiękasz”? Nie? Ja kilka lat temu usłyszałam i włosy na łbie mi się nie tyle zjeżyły, co prawie wypadły. Ja z czasów swojej młodości pamiętam grę w butelkę, a i tak człowiek palił buraka, jak musiał kolegę z klasy w policzek całować. Współczesne dzieciątka gimanazjalne łaskawie mogą się pobawić w butelkę z języczkiem, bo ta zwyczajna to trąci czasami prehistorycznymi. Ale to naprawdę nic przy „słoneczku” czy „wymiękasz”…

„Wymiękasz” to gierka polegająca na tym, że chłopak lub dziewczyna losują dla siebie parę, stają naprzeciwko siebie w bieliźnie i zaczynają się dotykać: 
„Nigdy w to nie grałam, ale mam znajomych, którzy bawią się w to regularnie – zapewnia 14-to letnia Monika. Zaczyna się od górnych partii. Na przykład chłopak dotyka włosów i pyta czy dziewczyna już wymięka, czyli czy rezygnuje. Jeśli nie, dotykający posuwa się dalej. Następnie dotyka ust, jeśli laska nie ma nic przeciwko chwyta za dłonie, potem za ramiona, a następnie za brzuch. I wtedy wiadomo już, że kolejnym ruchem będzie chwyt za piersi lub położenie ręki między nogami. Jeśli dziewczyna stwierdzi, że na tym etapie wymięka, to przegrywa. Niektórzy urozmaicają zabawę zdejmując bieliznę. Dla mnie to już jest przesada”.

„Słoneczko” to po prostu gimnazjalna lub licealna orgietka. Do „zabawy” potrzeba przynajmniej osiem osób: cztery dziewczyny i czterech chłopaków: 
„Dziewczyny kładą się nago na podłodze z rozłożonymi nogami. Na około nich stają rozebrani chłopcy – mówi 16-letnia Agnieszka. Na hasło „start”, każdy z nich uprawia, przez około pół minuty, seks z dziewczyną leżącą naprzeciwko. Po tym czasie następuje zmiana. Chłopaki wymieniają się partnerkami. Przegrywa ten, który pierwszy osiągnie wytrysk. Zdecydowanie łatwiej bawi się w to po alkoholu, bo znikają bariery. Oczywiście stosuje się zabezpieczenia, ale tutaj chodzi o czas, a wiadomo, że prezerwatywa w pośpiechu może pęknąć. Kiedy byłam w gimnazjum jedna z dziewczyn zaszła w ciążę. Wszyscy śmiali się, że będzie to owoc słoneczka”. 

Jak to dobrze, że jestem już taka „wiekowa” i nie musiałam w szkole grać w tak uwłaczające godności człowieka „zabawy”. Mimo wszystko, mam nadzieję, że taki sposób rozrywki praktykuje mała część naszych nastolatków. Jeżeli seks stanie się dla nich tylko i wyłącznie formą rozrywki, to ja nie chcę dożyć czasów, gdzie większość dzieci będzie owocami zabaw bez jakiegokolwiek zaangażowania uczuciowego. 

A dziewicom, z okazji ich święta, życzę zdrowego rozsądku: stracić zawsze można, najgorzej z głupim, a błona dziewicza nikomu jeszcze spustoszenia w psychice nie zrobiła, więc jak zadomowi się na nieco dłużej, to nic się nie stanie. Oczywiście, umieranie z zachowaną na koncie czystością, może nie jest najlepszym pomysłem, ale pozbywanie się „wianka” na siłę też mądre nie jest. Także dziewczęta młode i stare, nie taka dziewica straszna, jak ją malują ;)

Cytowane fragmenty pochodzą ze strony: www.wspolczesna.pl

niedziela, 23 listopada 2014

Spuszczeni ze smyczy, czyli wyjazd integracyjny pełną gębą?

Grafika: Eve Daff

Czy każdy wyjazd integracyjny ocieka seksem? Z doświadczeń własnych i cudzych wiem, że nie każdy, ale lekki erotyzm i wyuzdanie wyziera chyba z wielu. Wszystkiemu oczywiście winien jest alkohol, który niepostrzeżenie zdziera, z uczestników takiego wyjazdu, zgrzebną szatę przyzwoitości. Do tego dorzućmy odpowiednie miejsce w postaci dużego hotelu z klubem nocnym i może się zadziać wiele: na co dzień spokojna matka polka staje się lwicą parkietu, zakompleksiona pani Halinka pląsa bez butów i śmiało potrząsa grzywą i nie tylko, a z twarzy pulchnej Janinki nie znika uśmiech nr 5 do przypadkowo poznanego na parkiecie pana X. Pan Zygmunt wykorzystuje okazję do obmacania swoich koleżanek z pracy, które niestety nie wyglądają na trzeźwe, a Jasiu ochoczo stawia drinki, w nadziei na coś więcej, niż mało subtelne przestudiowanie wypukłości pani Zosi w otoczeniu dymu i świateł dyskoteki.

Do czego zmierzam…? Jeżeli ktoś łudzi się, że na takich wyjazdach są osoby nie mające sobie nic do zarzucenia, to jest ich naprawdę mało. Przyzwoitość znika tu jak bańka mydlana lub jest okryta byle jaką szmaciną. Kto się zachowuje najgorzej? Moim zdaniem osoby niewyżyte w młodości, które poznały swego oblubieńca/oblubienicę mając lat dwadzieścia czy dwadzieścia kilka, był to często ich jedyny partner seksualny, młodości w pełni nie wykorzystały, bo dom, bo dzieci, bo obowiązki, itp., itd. Nie jest to, oczywiście, reguła. Powszechnie nazywane jest to spuszczeniem ze smyczy: im krótsza smycz w domu, tym większa chęć zbałaganienia się tkwi w takiej osobie. Jeżeli jesteśmy świadkami takich wydarzeń to najlepsza metoda na strawienie tego kalejdoskopu rozpusty, niestety ogranicza się do wypicia przyjaciela z procentami; można się również ewakuować, jeśli nie lubimy trunków, ale wtedy zostanie nam przyklejona łata: kto nie pije, ten donosi… Absolutnie zakazanym gadżetem na takim wyjeździe jest aparat fotograficzny – może stać się narzędziem o boskiej mocy, zwłaszcza w sytuacji uwiecznienia kompromitujących faktów, które podzieją się na naszej integracji. Aaa... Obrączka nie jest tutaj żadną gwarancją, że nasz mąż/żona jest na takim wyjeździe twierdzą nie do zdobycia, a nawet śmiem rzec, że twierdza ta, w przypadku zaobrączkowanych, rozwiera swe wrota najszybciej. 

Czy płeć ma tu znaczenie? Moim zdaniem, nie ma – faceci i babki nie ustępują sobie w zdzieraniu szat przyzwoitości. Różnice pojawiają się w momencie rozważania wątku przypadkowych stosunków odbytych z płcią przeciwną i nie tylko przeciwną… Mój znajomy ma takie powiedzonko: „Baba naprana – dupa sprzedana”; naprany facet dupę też może sprzedać, ale nie jest raczej zdolny do pełnej gotowości kopulacyjnej, więc jedyne co mu grozi to stosunek z panem Heńkiem czy Mietkiem, który najlepiej zapamięta jego zakończenie przewodu pokarmowego. Inne powiedzonka zasłyszane w towarzystwie i nadające się do wątku integracyjnego to: „Kobieto! Pij, pij – będziesz łatwiejsza…” i do faceta: „Pij, pij – nie będziesz mógł…” Ile w tym prawdy – nie mnie to oceniać. Każdy ma swój rozum, który niestety na wyjazdy integracyjne również należy zabierać, ale to nie wszystko, zabrany rozum nie powinien być zostawiany w hotelowym pokoju w szczelnym zamknięciu - jego brak może mieć opłakane skutki. Poza tym widok napranej baby czy faceta jest żałosny, nie mówiąc o przypadkowych kopulacjach odbywających się tu i ówdzie… 

Bawić się zawsze warto, wyluzować się też należy, ale ostatniej działającej komórki mózgowej nie powinniśmy zatopić w odmętach wódki, drinka, wina czy piwa. 
Pozdrawiam i życzę działającego, chociaż częściowo, mózgu na wyjazdach integracyjnych ;)

Na koniec garść tematycznego humoru ;)
Żona żegnając się z mężem, poucza go jak ma się zachowywać na wyjeździe integracyjnym:
-Pamiętaj: nie chodź do późna z koleżkami, nie pij, nie tańcz z innymi kobietami, nie szukaj przygodnych znajomości...
-Coś jeszcze???
-I baw się dobrze!

W dobrym filmie, w ciągu dwóch godzin główny bohater zdąży pannę poznać, wyrwać, wyobracać i rzucić. W życiu tak nie jest... chyba, że na wyjeździe integracyjnym z firmy.


czwartek, 13 listopada 2014

Szukam męża... Chcę uratować świat?!?

Grafika: www.kiepy.pl

Czy małżeństwo jest niezbędnym warunkiem przetrwania normalnego świata i relacji społecznych? Ostatnie badania wskazują na tendencję spadkową, jeżeli chodzi o ilość zawieranych małżeństw na świecie. Coraz więcej młodych ludzi stawia na pracę, karierę, żyje w wirtualnej przestrzeni, odkładając decyzję o zakładaniu rodziny w daleką, daleką przyszłość. Przestrogą dla wszystkich ma być Japonia, która każdemu z nas kojarzy się z potęgą ekonomiczną; niestety ta potęga zaczęła kuleć, a przyczyny są bardzo prozaiczne: Japończycy pochłonięci pracą, oddani swoim ukochanym korporacjom, stali się społeczeństwem, któremu grozi katastrofa demograficzna. Coraz starsze społeczeństwo staję się przyczyną, coraz wolniejszego wzrostu gospodarczego. Młodzi Japończycy nie są zainteresowani flirtowaniem, seksem, poszukiwaniem żon i mężów; wolą spędzać czas gapiąc się na świat wirtualny. Do czego to prowadzi? Do społeczeństwa starców, a w kolejnym kroku do społeczeństwa, które przestaje istnieć…


A w naszym kraju, jak się sprawy mają? Obserwując społeczeństwo można zauważyć, że większość chce splątać się węzami małżeńskimi, tylko coraz więcej takich spętań kończy się, bardzo szybko, przed obliczem sądu - w celu zakończenia, często w atmosferze skandaliku, tego małżeńskiego pożycia. Młodzi ludzie, chyba bardzo szybko decydują się na śluby, nie zastanawiając się nad konsekwencjami tego kroku; pomieszkawszy, jako mąż i żona, ze sobą rok, dwa lata, mówią sobie: Baj, jesteś wolny/wolna, jak dzika świnia na zakręcie. 

Internet stał się miejscem, które daje nieograniczone możliwości poznania nowego partnera, pozostaje tylko pytanie, jak wielu partnerów chcemy poznać i w jakim celu? To jak wielki sklep z zabawkami: do wyboru, do koloru… Skoro zabawki są na wyciągnięcie ręki, to po co całe życie bawić się jednym i tym samym misiem czy lalą, pokusa jest wielka… By zainicjować znajomość nie trzeba nawet wychodzić z domu, wpadamy w pułapkę wirtualnych randek, seksu. Czy powstaną wirtualne rodziny i wirtualne dzieci? 

Współczesne kobiety, nie są uwiązane do swojego chłopa ekonomicznym sznurem i bez chłopa doskonale sobie poradzą. Kiedyś, kobieta nie pracowała, siedziała w domu, niańczyła dziecięcia i oddawała się obowiązkom pani domu; to pan domu zarabiał, a tym samym trzymał najlepsze karty w ręce. Nie tak łatwo było wtedy odejść i rzucić ukochanemu brudnymi gaciami w twarz. A dziś… pstryk i pani domu znika, ponieważ stać ją na własne mieszkanie, samochód i wolność bez mężczyzny i gaci do prania.

Kolejna sprawa to brak zasad i znieczulica, która panoszy się nawet wśród najmłodszych. Wystarczy się przyjrzeć: dwadzieścia lat temu nie bałam się grupy wyrostków, którą mijałam na chodniku, a dziś się boję… Boję się, że mnie okradną, pobiją, zabiją… I wcale nie mam na myśli dzieci z patologicznych rodzin, to dzieci z „normalnych” domów, w których brakuje jednej, najważniejszej rzeczy: czasu dla dzieci… To życie zawodowe, kariera, pieniądze kradną ten czas, ale jak żyć bez pracy? Tworzymy społeczeństwo z powywracanymi zasadami: dzieci nie mają szacunku dla starszych, dzieci mają dzieci, dzieci potrafią pobić swoją matkę czy ojca, dzieci dyktują warunki w domu – jacy dorośli wyrosną z tych dzieci? Strach się bać…

To wszystko, być może, doprowadzi nas na krawędź przepaści, w którą wrzucimy: małżeństwo, dzieci i rodzinę…

Czy doczekamy czasów, kiedy świat nie będzie miał małżeństw i staniemy się społeczeństwem, w którym największy odsetek stanowić będą klany singli? 

A może przemodelujemy nasze myślenie, niech podąży w innym kierunku... W Chinach mieszka grupa etniczna Mosuo, w której wszystko jest urządzone nieco inaczej: 
Najbardziej niezwykłym aspektem kultury Mosuo jest praktyka tzw. „chodzonego małżeństwa”, który jest dominującym systemem małżeńskim wśród Mosuo żyjących w okolicach jeziora Lugu Hu, a także w Syczuanie w okolicy Zuosuo i Yonging. Związek ten polega na tym, że zarówno mężczyzna, jak i kobieta na stałe mieszkają w swoich domach rodzinnych, a mężczyzna zaakceptowany przez kobietę odwiedza ją po kolacji i zostaje u niej na noc, po czym wraca do swojego domu rano. Dzieci powstałe z takiego związku są dziećmi kobiety i są wychowywane przez jej rodzinę, a więc przez jej siostry, braci i innych mieszkańców domu, rozstanie się kochanków nie ma, więc wpływu na ich sytuację. Para nie jest złączona żadnymi więzami ekonomicznymi. „Chodzone małżeństwo” oparte jest wyłącznie na miłości i wzajemnej atrakcyjności. W społeczności Mosuo panuje ścisły podział ról na kobiece i męskie. Kobiety odpowiedzialne są za prowadzenie domu oraz wszelkie prace domowe. Mężczyźni wykonują cięższe prace i pracują zarobkowo oraz są odpowiedzialni za wszystkie sprawy związane z pogrzebami. Bracia matki są odpowiedzialni za życie religijne i obchody świąt. Wszystkie siostry pełnią rolę matek dzieci swoich i swoich sióstr. Kobieta zapytana, ile ma dzieci zawsze odpowie liczbą odpowiadającą liczbie dzieci swoich i wszystkich jej sióstr. Niepełnosprawni są uważani za wysłanników boga i mają swoje specjalne miejsce w społeczności Mosuo. Wszystkie dobra materialne, w tym pieniądze zarobione przez mężczyzn, są własnością całego klanu. Każdy z jego członków wnosi wkład pracy stosownie do swoich umiejętności i korzysta z dóbr odpowiednio do swoich potrzeb. W ten sposób również osoby chore czy za stare, by pracować, mają zapewnioną opiekę i wyżywienie. (http://pl.wikipedia.org/wiki/Mosuo)

Współczesne małżeństwo...