Grafika: www.pixgood.com i Kobicina Miejska
Księgi i inne papierzyska poświęcone teoriom o tym, jak być matką i córką pewnie zapchałyby niejeden gmach. Życie pisze swoje scenariusze i mądre księgi ma tam, gdzie wszystkie organizmy żywe mają zakończenie układu pokarmowego.
Matką nie jestem i pewnie nie będę – nic mi nie tyka i nie dzwoni w okolicy narządów rodnych, ale mam specjalny dzwonek w głowie, który skutecznie zniechęca mnie do podjęcia się tej roli: nie chcę być matką podobną do własnej matki. Jestem córką rodziców, którzy nie dostali instrukcji obsługi do swojej córki lub dostali tylko nie chciało im się przeczytać ze zrozumieniem.
Nadopiekuńcza, a zarazem chłodna emocjonalnie matka i ojciec, który ojcem został z przysłowiowego przypadku to mieszanka, która nie rokowała dobrze. Nigdy nie usłyszałam, że mnie kochają, że są ze mnie dumni, że jestem śliczna, że jestem mądra i tych innych słów, które swojemu dziecku, niezależnie od wieku, powinno się mówić, żeby dziecko nie musiało czynić rozważań typu: jeżeli umrę to i tak nikt nie zauważy…?
Byłam dzieckiem trzymanym na krótkiej smyczy zanim zrobiłam cokolwiek co wymagałoby w ogóle zastosowania smyczy w moim „wychowaniu”. Rosłam, a moje poczucie własnej wartości było dla mnie tworem tak abstrakcyjnym jak wytworzenie energii atomowej z ziemniaka. Im więcej miałam lat, tym częściej przesiadywałam w swoim światku stworzonym na potrzeby jako takiego funkcjonowania w społeczeństwie. Pieczołowicie pielęgnowałam w sobie nienawiść do matki, do ojca i samej siebie. W domu pełnym sztucznych relacji, który był z pozoru normalny i szczęśliwy, zamordowano we mnie umiejętność okazywania uczuć, nie potrafiłam się cieszyć z sukcesów, z tego kim jestem, jaka jestem, po co jestem i tak dalej. Jednak matka natura postanowiła ze mnie zakpić i wyposażyła mnie w cechy, które miały się nijak do kogoś kto nie marzył o staniu w świetle reflektorów, bo wychodził z założenia, że nie jest mu to do szczęścia potrzebne. Byłam cholernie ambitna, uparta i paradoksalnie – pazernie zdobywałam kolejne laury, które i tak nie przedstawiały dla mnie żadnej wartości. Chciałam być kimś niepodobnym do rodziców, którzy edukację zakończyli na szkole zawodowej, a cały świat ich wewnętrznych przeżyć ograniczał się do pracy w państwowym zakładzie i telewizora.
Niestety brakowało mi jednej rzeczy, której sama nie byłam w stanie zdobyć – skrzydeł. Byłam córką rodziców, którzy powołali ją na świat i zapomnieli, że córce trzeba doprawić skrzydła, na których wzniesie się napędzana miłością, wsparciem, zrozumieniem, akceptacją. Bez skrzydeł ciężko latać… Swoje skrzydła zbudowałam z piór, które dostałam od obcych ludzi. To od nich po raz pierwszy usłyszałam słowa, które powoli zaczęły budować moje poczucie własnej wartości. Okazało się, że jednak jestem coś warta i nie przypominam szarej, bezkształtnej masy, której nikt nie zauważa.
A moi rodzice… Dziś są starszymi ludźmi, a ja nigdy nie wpadłam na pomysł, by zrobić im pranie mózgów i wykład na temat ich nieudolnego rodzicielstwa. Nie miałam odwagi, było mi ich żal i znalazłam miliony powodów, żeby ich usprawiedliwić. Jestem tylko przykładem na to, jak w praktyce można wytworzyć „zepsutą” córkę, która do końca swoich dni będzie musiała nad sobą pracować i powtarzać jak mantrę, że jest niezwykłym, cudownym, niepowtarzalnym człowiekiem, który miał w życiu małego pecha. Nad rozlanym mlekiem wiecznie płakać nie można - trzeba się otrzepać i lecieć dalej na tych, nieco innych, skrzydłach.
Ja wychowywałam się bez ojca, zmarł jak miałam roczek, ale mama była taką prawdziwą mamą, teraz nie żyje i bardzo mi jej brakuje.
OdpowiedzUsuńCzasami wystarczy jeden rodzic, który wie jak być matką czy ojcem z prawdziwego zdarzenia, by dziecko było szczęśliwe; chociaż pewnie niełatwo żyć bez taty czy mamy.
UsuńŚwietny wpis:-) Też o tym pisałam, w wersji matka.
OdpowiedzUsuńW ogóle podoba mi się Twoja optyka na życie. Zawsze jak pomyślę o mokrej skarpecie wietnamskiego żołnierza, poprawia mi się humor:-)
Dziękuję za miłe słowa :) Czytałam Twój tekst, jednak z racji na to, że nie jestem matką jakoś tak nie do końca potrafię się wczuć w klimat postów dotyczących macierzyństwa, ale oczywiście, życzę Ci powodzenia :)
UsuńO ile słowo "świetny" jest adekwatne do poruszanej tematyki...
OdpowiedzUsuńZawsze powtarzam, że tak naprawdę jedynym, co powinni dać dziecku rodzice, to poczucie własnej wartości. I nieważne wtedy tablety, wypasione zabawki i najlepsze telefony komórkowe. To jedno wystarczy za wszystkie najdroższe prezenty świata. Pozdrawiam i życzę powodzenia. :D
OdpowiedzUsuńTeż się pod tym podpisuję i wszystkim znajomym mającym dzieci to powtarzam; to klucz do tego, żeby wychować szczęśliwe dziecko; rzeczy materialne można sobie kupić, a poczucia własnej wartości niestety nie sprzedają w żadnym sklepie.
UsuńRównież życzę Ci powodzenia :)
kolejny bardzo osobisty wpis w konkursie ...
OdpowiedzUsuńpowodzenia Eve...
Czasem takie osobiste wpisy pomagają piszącemu :)
UsuńSmutne, to co piszesz i niestety dość częste. Ja na dzieciństwo nie narzekam, ale jednak brakowało mi jako nastolatce bliskich relacji z matką i zazdrościłam koleżankom, że gadają ze swoimi mamami o wszystkim jak z przyjaciółkami. Trochę rekompensowała mi to babcia, która była wspaniałym balsamem na duszę. Wychowywano mnie w czasach, gdy nie wypadało się chwalić zdolnościami, sukcesami itd. Generalnie nie ma chyba idealnej rodziny pod tym względem, nie ma gotowej recepty jak być dobrym rodzicem. Ja łudzę się , że jakoś mi to wychodzi. Ale to mojego syna trzeba by zapytać czy zdaliśmy z mężem egzamin.
OdpowiedzUsuńP.S.
Moje ciotki mówia, że mama była lepszą babcią niż matką i muszę przyznać, że w ważnych chwilach w moim dorosłym życiu bardzo mi pomogła.
Pewnie, że nie ma recepty na dobrego rodzica, ale należy zrobić wszystko, żeby nie stać się rodzicem, który mniej lub bardziej świadomie wpędza swoje własne dziecko w jakieś zaklęte koło dziwnych relacji rodzinnych, które zostawiają piętno na całe życie.
UsuńMimo że jestem matką, rzadko piszę o macierzyństwie, więcej o książkach i sprawach społecznych:-) Czytając blogi rodzicielskie, mam podobne odczucia jak Ty.
OdpowiedzUsuńBycie matką jest pewnie dla każdej kobiety inne, wyjątkowe, ale komuś kto nią nie jest ciężko się wczuć w pełni w emocje opisujące przeżycia matki :)
UsuńJak czytam takie historie, to zawsze zastanawiam się, jak moje dzieci napisały by o nas.Mam nadzieje, że jestem dobrą matką i żadne z moich dzieci nigdy nie napisze o naszych relacjach w podobnym do Twego wpisu klimacie.
OdpowiedzUsuńNie wszyscy powinni być rodzicami, a jeżeli dzieje się to w wyniku tzw. "przypadku" to należy zrobić wszystko, żeby dziecko nie miało takich wspomnień jak moje; często rodzice, którzy tworzą zimny dom sami z takiego domu pochodzą, chociaż nie dotyczy to wszystkich.
Usuń