Sponiewierana jak pług po solidnej orce rozwarłam wrota swojego domostwa, gdy telefonicznie zaatakowała mnie Gośka. Zwaliłam dupsko na kanapę i rzekłam:
- Gocha jestem… jakby to poetycko ująć głęboko rozdygotana wewnętrznie, znaczy się potocznie wkurwiona i zmęczona. Nie obraź się, ale muszę odreagować. Naskrobię ci parę zdań w mailu, bo nie mam siły mówić. – Trochę mi było głupio, że ją zbyłam, ale trafiła na mój złoty dzień. Ogarnęłam swoje jestestwo, wydobyłam lapa i poniosło mnie nieco literacko w mailu do Gośki…
Małgorzatko wiesz, nie od dziś, że ludzie, którzy mnie znają uważają za osobę mającą system nerwowy konia - znaczy się mało co lub mało kto jest w stanie mnie doprowadzić do załamania nerwowego. Wykazuję się też dużą stabilnością emocjonalną itp., itd.. Niestety obawiam się, że mój system nerwowy w najbliższym czasie podejmie jakiś straszliwy bunt...
Moja robota... Po trzech dniach jestem wrakiem... I nie chodzi tu o wstawanie przed szóstą. To co dzieje się w tej placówce to jest jakiś dramat - bynajmniej dla mnie… Każdą lekcję mam w innej sali, w związku z czym łażę jak jakiś bezdomny z miliardem rzeczy po dwóch piętrach. Nie mam czasu sikać i jeść. Ale to nic nowego… Przez najbliższy rok będzie trwał remont... W związku z czym wiercenie i stukanie tu i ówdzie to norma. Lekcje biologii z najgorszą klasą w szkole odbywam w sali przeznaczonej do zajęć fitness - i tu można umrzeć ze śmiechu - w sali nie ma krzeseł i stołów: są lustra i piłki do skakania. Serio... ja nie wiem czy się śmiać czy płakać w progu?!??! W tejże sali mam też lekcje plastyki z inną równie "fajną" klasą, która robi przysłowiowe bydło u każdego na każdej lekcji. Pomijam potencjał intelektualny tych dzieci. Ze ścian w tej sali wystają kable i kontakty na kablach... Dziś w ramach "dowcipu", żeby mieć światło postanowiłam dotknąć tegoż kontaktu na kablach uwieszonego; zanim to zrobiłam rzekłam do tłumu: kochane dzieci, jeżeli mnie prąd zabije to proszę łaskawie powiadomić dyrekcję. No cóż życie musi boleć… Prąd mnie na szczęście nie zabił...
Pani dyrektorowa po tym jak poszłam zapytać "nieśmiało" jak długo mam w takim cyrku pracować stwierdziła, że być może rok i nic się nie da zrobić… Ostatkiem sił powstrzymałam się, by nie wybuchnąć gromkim śmiechem lub nie zacząć rwać włosia ze łba.
Oczywiście w klasach siódmych mam "kochane" dzieci, które rzucają tekstami w stylu: Pani łamie moje prawa!!! Na mnie nie wolno krzyczeć!!! (to tak w skrócie wielkim pozwoliłam sobie zacytować jedną z wypowiedzi). Generalnie to dziś resztką sił powstrzymałam się, by kolesiowi jednemu z drugim nie walnąć w japę. Jeżeli to zrobię to mnie wywalą z roboty, co w sumie może wcale nie byłoby takie złe.
Doszłam do jakiejś ściany, chyba... Wiem, że praca w innych miejscach też ma swoje blaski i cienie, ale czy to jest normalne by od 8.00 do 15.00 przez trzy dni w tygodniu tkwić w czymś w rodzaju wyżymaczki mózgu, w której nie mam szans na załatwienie w spokoju swoich prymitywnych potrzeb typu sikanie? W poniedziałki i wtorki mam krócej, ale równie atrakcyjnie. Ja się obawiam, że nie jestem w stanie przez rok tak funkcjonować, o dobrnięciu do emerytury nie wspominając.
Aaaa... W naszej szkole dzieci nie noszą nic na lekcje plastyki, gdyż nauczyciel plastyki - znaczy się ja, ma obowiązek zakupu gadżetów na plastykę dla całej szkoły ze środków finansowych pochodzących ze składek rodziców. Zatem materiały plastyczne zalegają w sali nr 1. W tym roku nie mam tam wszystkich lekcji plastyki, w związku z czym pozostaje mi targanie pudeł po piętrach. Moi mili koleżanki i koledzy z pracy w ramach dowcipu wytworzyli już wizje mojej postaci targającej pod pachą kościotrupa, laptop, teczki i ze cztery pudła z materiałami plastycznymi; w tak zwanym międzyczasie mam stać na dyżurze i dobrze by było gdybym coś zjadała, bo podobno źle wyglądam.
Mam jeszcze zajęcia indywidualne z dzieckiem z klasy czwartej, które nie potrafi czytać i pisać. Ja nie wnikam już jak ono się znalazło w klasie czwartej?!?! I ja mam to dziecko uczyć przyrody, informatyki, techniki, plastyki i w-fu. Przeżyłam kolejne "załamanie nerwowe".
I jak ja mam żyć i nie zwariować :))))) Chyba pozostaje mi tylko modlitwa o rozum albo zacznę pić lub coś brać ;)))))
Zaczęłam się zastanawiać nad pracą w Biedronce - może bycie kasjerką w tym zacnym przybytku ma większy sens niż to co robię :) Przynajmniej będę siedzieć na przysłowiowej dupie i sikać do pampersa, bo w mojej pracy to jakby jest luksus: pampersa nie założę, bo mnie wyśmieją, a o siedzeniu to też generalnie mogę zapomnieć ;)
Dobra, dosyć...
Gośka została uszczęśliwiona moją opowieścią z krypty, zresztą nie pierwszą i pewnie nie ostatnią. Ja, Klara, dokonałam solidnego wyrzygu na moją pracę, którą już i tak częściowo zdradziłam na rzecz ZOO, w którym przez kilka godzin w tygodniu udzielam się w dziale edukacji. Tam też mam do czynienia z dzieciakami, ale jakoś to wszystko inaczej wygląda, choć też bywa i straszno i śmieszno.
Praca w szkole w tym kraju to niezły dowcip. Obawiam się, że za kilka lat nikt nie będzie chciał tam z własnej, nieprzymuszonej woli przyjść i nauczać. Statystyczne społeczeństwo nie szanuje pracy nauczyciela. Wystarczy wpaść na niektóre fora, gdzie sączy się solidna rzeka jadu na temat tego jakimi to nierobami są nauczyciele. Słyszą to i czytają uczniowie i też szacunku coraz większa ich grupa nie ma do nauczycieli co widać na przykład w wiadomościach przesyłanych za pośrednictwem dziennika elektronicznego. Można się natknąć na wpisy typu: Proszę mi wyjaśnić dlaczego wstawiła mi pani minus?!?! Nic tylko się odwinąć i zdzielić w papę. Za moich szkolnych czasów to było nie do pomyślenia, by tak się zwrócić do osoby dorosłej pomijając już wątek wykonywanego zawodu.
Pensja dla kogoś kto zaczyna swoją „karierę” w szkole to kolejna jedna wielka kpina – młodzi ludzie nie przyjdą za takie pieniądze pracować i wcale im się nie dziwię. Jeżeli państwo nie zmieni swojego podejścia do edukacji to wkrótce najemnicy zza wschodniej granicy będą nauczać dzieci na polskiej ziemi.
To wytrzewiłam ja, Klara, i już mi jest lepiej na umyśle ;)
Ciąg dalszy nastąpi… a wszelakie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe…
Klara serdecznie zaprasza na pozostałe epizody, które znajdują się tutaj.
idea, reprezentowana komentarzem "w tym kraju" sugeruje, że jakoś za ciasno Ci w zaścianku, gdzie posługują się językiem polskim. mam nadzieję, że to tylko gorzkie żale.
OdpowiedzUsuńAni nie za ciasno, ani nie moja idea, tylko głównej bohaterki, gdyż tekst powyżej to fikcja literacka, ale może nie do końca czytelnie to zaznaczyłam.
UsuńByłam nauczycielka, wiem, czuję... Nie tęsknię. nauczycielskość to z jednej strony stan ducha, z drugiej to osławione powołanie, a nie każdy da radę wyżywić się samym powołaniem.
OdpowiedzUsuńTen klimacik poczuje tylko ktoś kto był, jest lub będzie nauczycielem; a powołaniem, jak piszesz, niestety się nie wykarmi każdy.
UsuńO, witam w domu wariatów, skąd ja to znam, trochę Cię na blogu nie było, a my tu czasami różne opowieści snuliśmy ...
OdpowiedzUsuńU nas nawet pokoju nauczycielskiego nie ma, bo sala była potrzebna, a gdy ktoś do toalety musi, to woła panią z biblioteki, by klasy przypilnowała. Na wszystkie przerwy z uczniami, a od dezynfekcji wszystkiego nawet oczy już łzawią.
Aż dziw, że jeżdżących autami nie zatrzymali za promile, tak od nas procentami odkażalnika buzuje...
Znam cyrk z czasów pandemii i nauki stacjonarnej, potem wylądowałam na zwolnieniu lekarskim; ten opisany prześladował Klarę w czasach przed pandemicznych 😉
UsuńMyślałam, że nic mnie nie zdziwi, gdy jakaś babcia przyszła z awanturą, że dzieciom na ferie pani czytanie lektury poleciła, no skandal!
UsuńCzasami to brak słów, by skomentować takie zachowania.
UsuńByłam nauczycielką 10 lat, pełną pasji i idei. Uciekłam w lepsze światy. Niestety nie da się normalnie w Polsce być nauczycielką i być zdrową psychicznie...
OdpowiedzUsuńI też nie lubię określenia 'w tym kraju'...
Niestety ludzie uciekają z tego zawodu i przykre jest to, że mało kogo z rządzących to zastanawia i niepokoi.
UsuńTeż nie przepadam za określeniem "w tym kraju" - użyte zostało celowo na potrzeby tekstu :)
Jak byłam mała, to chciałam być ważną panią nauczycielką, bo kiedyś nauczycieli się szanowało.
OdpowiedzUsuńDobrze, że mi to przeszło. Dzieci też na szczęście skończyły szkołę.
Mam w rodzinie nauczycielkę, a właściwie miałam, przypłaciła swoją pracę utratą zdrowia fizycznego i psychicznego.
Smutny ten tekst.
Irena - Hooltaye w podróży
Też pamiętam ze swojej szkoły, że nauczycieli się szanowało i słuchało; cóż - czasy się zmieniają, niestety w sferze edukacji na gorsze. A czy tekst smutny? - nie wiem, chyba bardziej życiowy niż smutny :)
UsuńJako nauczyciel I-III potwierdzam, że pracują tu tylko osoby z ogromną pasją i odpornością na stres. Wyżyć się z tej pensji nie da to prawda. Pani na kasie zarabia o wiele więcej niż ja. Do tego dołóżmy zawsze niezadowolonych rodziców ( nigdy wszyscy nie są), dzieci z problemami nie tylko tymi społecznymi, ale też edukacyjnymi. Milion pomysłów dyrekcji, jak uatrakcyjnić lekcję, oczywiście Twoim kosztem, a i tak potem na internecie czytasz: jacy to nauczyciele są lenie, którzy zarabiają miliony. Kochani, gdzie jest taka szkoła? Chętnie się do niej zatrudnię, gdzie będzie mało pracy, a dużo kasy ;)
OdpowiedzUsuńSzczerze podziwiam nauczycieli z klas I-III i tych pracujących w przedszkolach - to jak walka z żywiołami na różnych frontach :) A szkoły marzeń pewnie nie znajdziesz, bo ona jest tylko w wyobraźni tych wszystkich piszących te bzdury o leniach i milionach ;)
UsuńZnam ten ból, uczę od 25 lat. Są dni lepsze i gorsze. Rozumiem Klarę w zupełności :) Mimo wszystko kocham swoją pracę i w pełni się w niej realizuję. Ciekawa jestem Klarowych epizodów, w wolnej chwili poczytam :)
OdpowiedzUsuńJeśli jesteś zadowolona i się spełniasz to super; widać trafiłaś na fajną szkołę :)
UsuńKurczę, ale mi głupio sami nauczyciele tutaj haha ale mimo że nie jestem nauczycielem na pewno nie chciałabym nim zostać. Nauczycielem trzeba się urodzić według mnie to jest powołanie jak każde inne i na pewno nie każdy się do tego nadaje. Rozumiem jednak rozterki i złość bohaterki.
OdpowiedzUsuńNajsmutniejsze jest to, że powołanie, nawet największego kalibru, można zabić i nic tego nie uratuje.
UsuńCiężko mi się postawić w roli nauczyciela, jednak wiem, że on nie pracuje tylko w szkole, ale i w domu. Uczyłam się w latach 80-90 w podstawówce i wielokrotnie nauczyciel przychodził na lekcje z niesprawdzonymi sprawdzianami, bo coś mu w domu innego wypadło. Szacunek do starszych, do rodziców, nauczycieli powinien być. Szacunek powinien być do drugiego człowieka. Jednak to my, nasze pokolenie lat 70 -80 skrzywdziło tę młodzież. My jako rodzice chcieliśmy im dać lepsze dzieciństwo niż sami mieliśmy. Oto też efekt, wszystko wynosi się z domu.
OdpowiedzUsuńMoże masz rację z tym skrzywdzeniem, ale obecne pokolenia, które żyją w dobrobycie w porównaniu z tym co było w czasach PRL-u też mają problem z przekazywaniem różnych wartości, ale w tym przypadku przyczyny tkwią już w innym miejscu.
UsuńNie jestem nauczycielką. Natomiast mój dziadek, mama, siostra i maż byli nauczycielami. Aktualnie w liceum dwujęzycznym z maturą międzynarodową uczy mój syn. Pracę nauczyciela znam więc dobrze od lat z obserwacji i z domu.
OdpowiedzUsuńNie da się jej porównać z żadną inną.
Z pewnością jest nauczycielom coraz gorzej.
Pozdrawiam
Aż dziwne, że Cię nie zassało nauczycielskie, rodzinne powołanie :) Zgadzam się, że praca nauczyciela jest specyficzna i szkoda, że tak po macoszemu traktowana przez społeczeństwo.
UsuńŚwięte słowa i najgorsze ze ta złota młodzież potem ma na nasza emeryturę pracować i nie daj bog nami na starość się opiekować. Już teraz można sobie nagrobek wystawić.
OdpowiedzUsuńMoże nie będzie tak źle ;)
UsuńFikcja aczkolwiek brzmi realnie. Mlodziez poszanowanie do nauczycieli juz dawno zatracila. Normalnie plakac sie chce. Takie zycie ze mlodzi maja w dupie prawa nauczycieli i swoje obowiazki.
OdpowiedzUsuńSwietny tekst. Pozdrawiam serdecznie
Może nie wszyscy mają wszystko w dupie, ale zdecydowana większość niestety tak.
UsuńPozdrawiam :)