poniedziałek, 17 listopada 2014

Przepis na suchą pachę...

Z cyklu - porady cioci Ewy ;)

Rzecz będzie o mechanizmie regulacji temperatury ciała przez organizm, czyli o poceniu... W celu pozbycia się tej przykrej paszanej dolegliwości i podniesienia estetyki odbioru naszej postaci przez społeczeństwo rekomenduję poniższy produkt:


Jestem bardzo zadowolona, pachy przestały mnie nękać, a nękały przez wiele lat; można też zastosować na stópki i dłonie – odsyłam do fachowej literatury: http://www.doz.pl/leki/p1906-Antidral

Z osobistych doznań, w zakresie stosowania płynu Antidral, chciałabym się podzielić kilkoma: 
- nie jest to coś co ładnie pachnie, ale nie rujnuje zasobów pieniężnych konta osobistego,
- przed użyciem nie należy golić, depilować pach – w przeciwnym razie będziecie narażeni na mało przyjemne doznania w postaci wyżartej przez chemikalia pachy, co objawi się zaczerwienieniem, podrażnieniem i bólem,
- polecam stosować na noc, co drugi lub trzeci dzień; rano paszki myjemy i możemy swobodnie użyć ulubionego pachnidła,
- po jakimś czasie zauważycie, że nie trzeba już tak często sięgać po naszego wybawiciela.

sobota, 15 listopada 2014

WIERSZYK - Troskliwy budzik...

Grafika: Eve Daff

TROSKLIWY BUDZIK...

Dzwonił budzik - śmiesznie skacząc: 
Wstawaj śpiochu! Dzień czas zacząć!
Nie przestanę dzwonić głośno!
Ja się wykazuję troską!
Gdy nie wstajesz na wołanie -
nie masz czasu na śniadanie!
W biegu zawsze się ubierasz,
śmiesznie nogami przebierasz!
Pośpiech to kiepski towarzysz!
Może w końcu to rozważysz!
Gdy usłyszysz budzik z rana -
wstawaj więc bez ociągania!
Mam dla Ciebie jeszcze radę,
zanim wpadnę pod szufladę:
Nowy dzień to przygoda,
a pobudka to nagroda!

czwartek, 13 listopada 2014

Szukam męża... Chcę uratować świat?!?

Grafika: www.kiepy.pl

Czy małżeństwo jest niezbędnym warunkiem przetrwania normalnego świata i relacji społecznych? Ostatnie badania wskazują na tendencję spadkową, jeżeli chodzi o ilość zawieranych małżeństw na świecie. Coraz więcej młodych ludzi stawia na pracę, karierę, żyje w wirtualnej przestrzeni, odkładając decyzję o zakładaniu rodziny w daleką, daleką przyszłość. Przestrogą dla wszystkich ma być Japonia, która każdemu z nas kojarzy się z potęgą ekonomiczną; niestety ta potęga zaczęła kuleć, a przyczyny są bardzo prozaiczne: Japończycy pochłonięci pracą, oddani swoim ukochanym korporacjom, stali się społeczeństwem, któremu grozi katastrofa demograficzna. Coraz starsze społeczeństwo staję się przyczyną, coraz wolniejszego wzrostu gospodarczego. Młodzi Japończycy nie są zainteresowani flirtowaniem, seksem, poszukiwaniem żon i mężów; wolą spędzać czas gapiąc się na świat wirtualny. Do czego to prowadzi? Do społeczeństwa starców, a w kolejnym kroku do społeczeństwa, które przestaje istnieć…


A w naszym kraju, jak się sprawy mają? Obserwując społeczeństwo można zauważyć, że większość chce splątać się węzami małżeńskimi, tylko coraz więcej takich spętań kończy się, bardzo szybko, przed obliczem sądu - w celu zakończenia, często w atmosferze skandaliku, tego małżeńskiego pożycia. Młodzi ludzie, chyba bardzo szybko decydują się na śluby, nie zastanawiając się nad konsekwencjami tego kroku; pomieszkawszy, jako mąż i żona, ze sobą rok, dwa lata, mówią sobie: Baj, jesteś wolny/wolna, jak dzika świnia na zakręcie. 

Internet stał się miejscem, które daje nieograniczone możliwości poznania nowego partnera, pozostaje tylko pytanie, jak wielu partnerów chcemy poznać i w jakim celu? To jak wielki sklep z zabawkami: do wyboru, do koloru… Skoro zabawki są na wyciągnięcie ręki, to po co całe życie bawić się jednym i tym samym misiem czy lalą, pokusa jest wielka… By zainicjować znajomość nie trzeba nawet wychodzić z domu, wpadamy w pułapkę wirtualnych randek, seksu. Czy powstaną wirtualne rodziny i wirtualne dzieci? 

Współczesne kobiety, nie są uwiązane do swojego chłopa ekonomicznym sznurem i bez chłopa doskonale sobie poradzą. Kiedyś, kobieta nie pracowała, siedziała w domu, niańczyła dziecięcia i oddawała się obowiązkom pani domu; to pan domu zarabiał, a tym samym trzymał najlepsze karty w ręce. Nie tak łatwo było wtedy odejść i rzucić ukochanemu brudnymi gaciami w twarz. A dziś… pstryk i pani domu znika, ponieważ stać ją na własne mieszkanie, samochód i wolność bez mężczyzny i gaci do prania.

Kolejna sprawa to brak zasad i znieczulica, która panoszy się nawet wśród najmłodszych. Wystarczy się przyjrzeć: dwadzieścia lat temu nie bałam się grupy wyrostków, którą mijałam na chodniku, a dziś się boję… Boję się, że mnie okradną, pobiją, zabiją… I wcale nie mam na myśli dzieci z patologicznych rodzin, to dzieci z „normalnych” domów, w których brakuje jednej, najważniejszej rzeczy: czasu dla dzieci… To życie zawodowe, kariera, pieniądze kradną ten czas, ale jak żyć bez pracy? Tworzymy społeczeństwo z powywracanymi zasadami: dzieci nie mają szacunku dla starszych, dzieci mają dzieci, dzieci potrafią pobić swoją matkę czy ojca, dzieci dyktują warunki w domu – jacy dorośli wyrosną z tych dzieci? Strach się bać…

To wszystko, być może, doprowadzi nas na krawędź przepaści, w którą wrzucimy: małżeństwo, dzieci i rodzinę…

Czy doczekamy czasów, kiedy świat nie będzie miał małżeństw i staniemy się społeczeństwem, w którym największy odsetek stanowić będą klany singli? 

A może przemodelujemy nasze myślenie, niech podąży w innym kierunku... W Chinach mieszka grupa etniczna Mosuo, w której wszystko jest urządzone nieco inaczej: 
Najbardziej niezwykłym aspektem kultury Mosuo jest praktyka tzw. „chodzonego małżeństwa”, który jest dominującym systemem małżeńskim wśród Mosuo żyjących w okolicach jeziora Lugu Hu, a także w Syczuanie w okolicy Zuosuo i Yonging. Związek ten polega na tym, że zarówno mężczyzna, jak i kobieta na stałe mieszkają w swoich domach rodzinnych, a mężczyzna zaakceptowany przez kobietę odwiedza ją po kolacji i zostaje u niej na noc, po czym wraca do swojego domu rano. Dzieci powstałe z takiego związku są dziećmi kobiety i są wychowywane przez jej rodzinę, a więc przez jej siostry, braci i innych mieszkańców domu, rozstanie się kochanków nie ma, więc wpływu na ich sytuację. Para nie jest złączona żadnymi więzami ekonomicznymi. „Chodzone małżeństwo” oparte jest wyłącznie na miłości i wzajemnej atrakcyjności. W społeczności Mosuo panuje ścisły podział ról na kobiece i męskie. Kobiety odpowiedzialne są za prowadzenie domu oraz wszelkie prace domowe. Mężczyźni wykonują cięższe prace i pracują zarobkowo oraz są odpowiedzialni za wszystkie sprawy związane z pogrzebami. Bracia matki są odpowiedzialni za życie religijne i obchody świąt. Wszystkie siostry pełnią rolę matek dzieci swoich i swoich sióstr. Kobieta zapytana, ile ma dzieci zawsze odpowie liczbą odpowiadającą liczbie dzieci swoich i wszystkich jej sióstr. Niepełnosprawni są uważani za wysłanników boga i mają swoje specjalne miejsce w społeczności Mosuo. Wszystkie dobra materialne, w tym pieniądze zarobione przez mężczyzn, są własnością całego klanu. Każdy z jego członków wnosi wkład pracy stosownie do swoich umiejętności i korzysta z dóbr odpowiednio do swoich potrzeb. W ten sposób również osoby chore czy za stare, by pracować, mają zapewnioną opiekę i wyżywienie. (http://pl.wikipedia.org/wiki/Mosuo)

Współczesne małżeństwo...

poniedziałek, 10 listopada 2014

Z okazji Dnia Jeża - wierszyk :)




JEŻYK I MARZENIA...

Jeżyk ze ślicznym noskiem,
przemierzał pewną wioskę.
Szukał schronienia na zimę,
więc miał nietęgą minę.
Patrzył, wąchał i zaglądał,
na smutnego wciąż wyglądał. 
Choć raz w życiu - muszę -
przezimować w luksusie:
w pałacu, na pierzynach,
w atłasach i w muślinach!
Takie jeżyk miał marzenia,
lecz, niestety, nie do spełnienia!
Poszedł dalej leśną dróżką,
na grzbiet wrzucił jabłuszko!
Zagrzebał się w stercie liści,
tej zimy się smacznie wyśpi!
A marzenia - to skarby i 
nadają życiu - barwy!

Grafika: www.hedgehog-garden.com

A dla dorosłych dowcip, nie do końca, o jeżyku ;)
Idzie miś przez las i spotyka zajączka:
- Zając, gdzie idziesz?
- Na imprezę...
- Zając, weź mnie ze sobą....
- Ooo, nie!!! Znowu zaczniesz rozróbę i mnie pobijesz!
- Zajączku obiecuje, że Cię nie pobiję, ale weź mnie ze sobą, proszę...
- No dobra, jak obiecujesz...
Zając wstaje rano, patrzy do strumyczka i widzi podbite oko, szramę na policzku, futerko całe we krwi... Wpada w furię, biegnie do miśka i krzyczy:
- Misiek ty ...., obiecałeś, że mnie nie pobijesz!
- Zając, jak się upiłeś i zacząłeś wyzywać moją babkę, matkę, ciotkę to wytrzymałem, jak zacząłeś na mnie pluć i bić mnie to wytrzymałem, ale jak wszedłeś mi do domu, zrobiłeś kupę na łóżku, wbiłeś w nią kilka kredek i powiedziałeś, że jeżyk śpi dzisiaj z nami - to nerwy mi puściły...

niedziela, 9 listopada 2014

Baba do okien...


W tym roku miałam operację barku, więc przez jakiś czas nie nadawałam się do pełnienia, jakże ważnej w domostwie, funkcji, jaką jest sprzątanie szeroko pojęte. Wszelakie obowiązki w tym zakresie wykonywał Pan K (osobisty konkubent). Dzielnie ogarniał tak skomplikowane sprzęty jak: odkurzacze, mopy, szczotki, szmatki i inne milusiaki. Aż razu pewnego padło z mych soczystych ust, równie soczyste hasło: Trzeba umyć okna, bo brudne! Oczywiście usłyszałam, że wcale nie są takie brudne. Po, o dziwo, krótkich, pertraktacjach na temat stopnia zabrudzenia, Luby wyposażony w odpowiednie gadżety, ruszył do mycia okien. Powiem szczerze, że byłam zaskoczona, z jakim zaangażowaniem gładził, pucował, wydłubywał paprochy z zakamarków, polerował okno balkonowe, które poszło na pierwszy ogień. 
Po skończeniu tegoż okna, które było umyte naprawdę dobrze, zauważyłam dziwny wyraz twarzy u Pana K, a następnie usłyszałam:
- Więcej nie myję! Znajdź babę do okien!
Leciuteńko mnie zamurowało... Moja mimika twarzy zawiesiła się na wariancie - wyrażającym duuuuże zdziwienie, ale szybko się otrząsnęłam, najpierw zamykając zdziwiony i rozdziawiony otwór gębowy, aby go, natychmiast, użyć do wyprodukowania, takiż oto, słów:
- Jaką babę do okien?!? No, umyj resztę, dobrze Ci idzie! Naprawdę! – staram się zachęcić Pana K, w zanadżu mam już ułożoną: Odę do mycia okien przez Lubego...
- Nie będę tego mył! Jak można robić coś tak durnego, upierdliwe to do granic możliwości – to dłubanie w tych futrynach, zmienianie ścierek, ręczników papierzaków i innych dupin! Nie mam do tego cierpliwości!
- Aha… a co ja mam powiedzieć, myłam te wszystkie okna do tej pory, prawie zawsze, sama!
- Ale nigdy nie mówiłaś i nie narzekałaś, że to takie bezpłciowe zajęcie jest i bez sensu…

Ooo… i to jest nasz błąd Kobiety wszelakiej maści – trzeba komunikować, nie używając oczywiście, zbyt skomplikowanego języka, o swoich potrzebach: Nawet babę do okien można mieć ;)
Baba do okien została znaleziona, okna umyła, a kiedy Pan K wrócił z pracy i obejrzał, jak umyła - to stwierdził:
- Nie… nie, żadnej baby więcej nie bierzemy, Ty najlepiej te okna myjesz! Poczekamy, aż Ci się ręce naprawią, ja mogę pomóc, jak coś…

Po raz kolejny zostawiam, męską logikę, bez komentarza…

Podchodząc do tematu mycia okien, bardziej fachowo, to polecam takie cudo, a co tam - pobawię się w Perfekcyjną Panią od okien:

Super machina do mycia okien, czyli mój przyjaciel Kärcher WV 50!

Współczesna kobieta myjąca okna może liczyć na pomoc ze strony mądrych ludzi, którzy wynajdują, takie przydatne przedmioty jak: myjka do okien WV 50 – firmy Kärcher. Obsługa tego cudeńka jest prościutka: najpierw spryskujemy szybę, lustro czy inną powierzchnię gładką za pomocą elementu wyposażonego w myjko-szmatkę; następnie sprawnymi, płynnymi ruchami pucujemy ową powierzchnię gładką i w końcu usuwamy płyn elementem ściągająco-zasysającym. Gotowe! Podczas zasysania płynu, którym myjemy szybę lub lustro nasza machina wydaje charakterystyczny odgłos, ale nieuciążliwy dla ucha. Jedyną jej wadą jest to, że niestety sama okien nie myje w całości, ale przyspiesza i zdecydowanie ułatwia ich mycie. 
Koszt to około 200-300 zł.


Ja swojego myjaka okiennego nabyłam drogą wymiany punktów z programu Payback, a więc można rzec, że mam go za darmo ;) Wzbudza powszechny zachwyt na osiedlu i jest obiektem pożądania wszystkich pań i panów domu. No dobra... głównie pań ;)

sobota, 8 listopada 2014

WIERSZYK - Leniwiec Teodor...



LENIWIEC TEODOR...

Leniwiec Teodor był zarozumiały,
wszystkie zwierzaki - o tym wiedziały!
Często usłyszeć można było w lesie, 
jak Teodor zachwyty, na swój temat, plecie:
Prowadzę życie nadrzewne,
nic innego mi nie potrzebne!
Przemieszczam się grzbietem w dół,
zwisając z gałęzi - jak bajkowy stwór!
Jestem roślinożercą wyborowym,
mieszkam w lesie równikowym!
Pyszczek mój to same słodkości,
każdy mi go w tropikach zazdrości!
Pazury mam piękne i długie,
lecz nimi w nosie - nie dłubię!
Teodorowa sierść najpiękniejsza w lesie,
takich barw - nigdzie nie znajdziecie!
Podpełzła do niego mała gąsienica i 
słucha, jak Teodor, sobą, się zachwyca!
Posłuchała chwil parę, wzniosła oczy do góry:
O rety! Jakie, ten Teodor, wygaduje bzdury!
Leniwcowi nosa utrzeć chciała,
więc mu do uszka wyszeptała:
Zarozumiały to Ty jesteś - niesłychanie,
ale powiem Ci coś na pożegnanie:
Może Ci, ten czy tamten, trochę zazdrości,
ale nigdy nie zostaniesz - MISTRZEM PRĘDKOŚCI!

Grafika: www.cinemacabra.pl

WYTWÓRNIA zaprasza - można tam znaleźć inne wierszyki i bajowierszyki mojego autorstwa :)

piątek, 7 listopada 2014

BAJOWIERSZYK - Miś Marian i dynia...



MIŚ MARIAN I DYNIA...

Z cyklu: O misiu Marianie i koniu Stefanie...

Mama Mariana na zakupy się wybierała,
więc synkowi kilka słów powiedziała:
Zostaniesz, na godzinę, sam w domu - 
nie otwieraj drzwi nikomu!
Pobaw się grzecznie klockami i
narysuj coś kredkami!
Miś Marian obiecał mamie:
Nic się nie stanie, gdy sam zostanę!
Mama wyszła, Marian wyszczerzył zęby w uśmiechu -
super pomysł wymyślił w pośpiechu:
Zrobię mamusi niespodziankę kulinarną -
placek z dyni upiekę z polewą oryginalną!
Wybiegł szybko do warzywniaka obok domu i 
wielgachną dynię zakupił po kryjomu!
Marian na pieczeniu wcale się nie znał,
więc wymyślił nowy przepis na dyniowy specjał!
Wpakował dynię do kuchenki mikrofalowej,
nie całą, bo się nie mieściła, tylko jej połowę!
Włączył urządzenie, zamknął należycie:
Oby się placek zrobił - przed mamy przybyciem!
Wtem coś łupnęło, głośno zgrzytnęło!
I całą kuchenkę mocno rozdęło!
Dynia nie zmieniła się w placek dyniowy -
lecz eksplodował mus pomarańczowy!
Cała kuchnia pokryła się dyniową ciapą,
a Marian przerażony, przeciera oczy łapą!
Co ja narobiłem? Znów się wygłupiłem!
Zamiast ciasta - bombę, dyniową, stworzyłem!
Nagle mama wróciła, zakupy odłożyła w kącie,
popatrzyła i zbladła na myśl, o kuchni, remoncie!
Marianku! Misiaku! Czy Ty rozum zgubiłeś?
Dyniowy, koniec świata, w kuchni urządziłeś?!?
Kara będzie sroga! Koniec z głupotami!
Za szkody zapłacisz swoimi pieniążkami!
Tysiąc razy napiszesz, w zeszycie, 
aż zapamiętasz to na całe życie:
Gdy rodziców w domu nie ma,
nie dla dzieci - elektryczne urządzenia!

środa, 5 listopada 2014

W poszukiwaniu męskiej logiki...


Postanowiłam leciutko się przejechać po zagadnieniu, nieco kontrowersyjnym, po męskiej logice, która jawi się jako, bardzo dziwaczny, twór myślowy. Moje rozważania pozwolę sobie podeprzeć przykładami z życia zaczerpniętymi:

Przykład nr 1: Od przybytku głowa nie boli…

Kilka dni temu nie udało mi się zakupić prażonych i solonych pestek z dyni, a obiecałam Lubemu, że kupię.  Owe pestki były dostępne w Lidlu, no, ale akurat, wtedy ich nie było. Wczoraj wróciłam z pracy i słyszę w progu: Byłem na zakupach! Były pestki! Kupiłem 15 paczek! Stanęłam, lekko oszołomiona tą wiadomością i pytam: Otwieramy jakiś bufet dla ptactwa osiedlowego? Moja ironia, niestety, nie spotkała się z życzliwym przyjęciem. Rozumiem, że prażone pestki z dyni, może i są towarem unikatowym, ale żeby od razu tyle kupować?!? Nie rozumiem… Moja znajoma odnotowała podobne zachowanie: sama nie lubi kaszy, więc okłamała męża, że nie było w żadnym sklepie tej nieszczęsnej kaszy, dlatego na obiad będą ziemniaki. Na drugi dzień mąż przybył z radosnym wyrazem twarzy oznajmiając w progu, iż jemu się udało dostać kaszę: Kupiłem, na zapas, 5 opakowań! Może oni nie otrząsnęli się z piętna PRL-u, dzieciństwo spędzone w tych czasach mogło zostawić głębokie urazy w psychice lub mają wrodzoną potrzebę posiadania, tego co posiadają, w dużych ilościach, oczywiście na miarę swych możliwości finansowych. Tutaj możemy leciutko zboczyć w kierunku poligamii ;)

Przykład nr 2: Ser to nie sernik…

Dawno, dawno temu upiekłam wieczorem sernik na kruchym cieście; zostawiłam go na stole w kuchni, aby ostygł. Rano patrzę i oczom nie wierzę - ser wyżarty, ciasto zostawione… W pierwszej chwili podejrzenie pada na psa, ale nasza Pyśka ma zdecydowanie większy rozstaw szczęki, niż to coś, co zrobiło spustoszenie na serniku. Przychodzi Luby z łazienki, więc go dopadam:
- Zjadłeś ser?!? – pytam pokazując na blachę ze zmasakrowanym sernikiem.
- Nie! No co Ty! – pada odpowiedź okraszona durnowatym uśmiechem.
- A kto zjadł? Pies? Ja? Znudziło mu się życie i podłożył pod siebie bombę?!?
- Nie wiem… Ja sera nie zjadłem, tylko sernik… z mleczkiem… w nocy… byłem głodny… Aaa… następnym razem - nie dodawaj ciasta, nie pasuje, a nie chciałem sobie popsuć smaku, to zostawiłem…
Bez komentarza…
Od tego czasu serniki, które wypiekam są pozbawione ciasta.

Przykład nr 3: Pułapka na sikorkę…

Myłam okno balkonowe i niestety, pewne lotne stworzenie, zwane sikorką, postanowiło nawiedzić nasze mieszkanie, wleciało i obija się o ściany; oczywiście pies wyczaił, że jakaś nowa, interaktywna zabawka lata po mieszkaniu i rozbudził w sobie instynkt dzikiego łowcy. Następuje scenka niczym z czeskiej komedii: ja ze ścierą w ręce, biegam za ptakiem; drę się, żeby wypłoszyć dziada z lokalu; pies biega za mną, za ścierą i za ptactwem - rozbawiony i rozochocony do granic możliwości. Przypomnę, iż waga psiny waha sie pomiędzy: 50, a 60 kg. Cudem nie dewastujemy wszystkiego na trasie tej gonitwy. W końcu sikorka wlatuje za lodówkę i cisza… Lodówka zabudowana meblami, szans na wydostanie stwora nie ma; już roztaczam wizję rozkładających się zwłok ptasich i tego smrodu, który towarzyszy tej procedurze. Pies i ja opuszczamy pole bitwy;  postanawiam w ciszy poczekać na rozwój sytuacji - może sikorka uzna, że tego stada wariatów już nie ma i wyjdzie. Faktycznie - wyfrunęła, zagoniłam ją w stronę okna, oczywiście wyglądało to podobnie jak wcześniej, miałam tylko większą szmatę, ptak odleciał.  Ale do rzeczy… Mój osobisty Konkubent wrócił z pracy, więc od progu opowiadam o przygodzie z sikorką.  A on, wysłuchawszy, mówi: A nie mogłaś zawiesić słoniny na sznurku? Albo widziałem na Discovery, jak takie pułapki na ptaki robili… Nie no… opadło mi wszystko, co mogło opaść… Nie wiem jak Wy, ale ja mam ukończony kurs dla zaawansowanych: Budowa pułapek na sikorki, a słoninę, to chyba, sobie miałam z grzbietu wykroić i wieszać na sznurze, oczywiście wcześniej podwędziwszy w kieszonkowej wędzarni, żeby aromat był kuszący ;) Także, jak sikorki lub inne ptaki, wlecą Wam do domów - to wiecie co robić ;)

Przykład nr 4: Każdy ma swoje dziury…

Opowieść zasłyszana od znajomych: Jedzie para samochodem: ona, on i dziecko… Ona prowadzi, wjeżdża w dziurę - oczywiście niechcący… Pada komentarz: No, nie możesz, jakoś tych dziur omijać? Dzieciak się poobija! Podobna sytuacja: tym razem prowadzi facet; wjeżdżają w dziurę i co słychać: Noż, ku….! Za co my te wszystkie podatki płacimy, same dziury w tych drogach…
Bez komentarza…

Wniosek z tego taki: 
Po raz kolejny potwierdza się, naukowo udowodniona, teoria o zdecydowanie odmiennych drogach ewoluowania logiki damskiej i męskiej ;)

Dowcip tematyczny:
Mąż robi jajecznicę. Nagle żona wpada do kuchni i krzyczy:
- Ostrożnie!!!
UWAŻAJ!!! Więcej masła!!! Cholera, smażysz za dużo jajek na raz!!! ZA DUŻO!!! Mieszaj! MIESZAJ SZYBCIEJ!!! Dodaj jeszcze masło!!! GDZIE JEST MASŁO??? Jajka się przykleją!!! UWAŻAJ!!! Powiedziałam – UWAŻAJ!!! NIGDY mnie nie słuchasz, jak robisz jajecznicę!!! NIGDY!!! Odwróć jajka!!! SZYBKO!!! Nienormalny jesteś??? Całkiem Cię pogięło??? SÓL!!! UŻYJ SOLI!!! SÓÓÓÓÓÓL!!!

Mąż w zdumieniu patrzy na żonę:
- Odbiło Ci??? Myślisz, że nie potrafię zrobić jajecznicy?
- Chciałam Ci tylko uświadomić, co przeżywam, kiedy prowadzę samochód...  :)


Grafika: Eve Daff

WIERSZYK - Obiadek...


OBIADEK...

Dziś na obiad, mniam, pyszności -
zupa krem z rozmaitości:
dwie marchewki, trzy ziemniaki,
pół cebuli, dwa buraki!
Wszystko pięknie połączone i 
koperkiem oprószone!
Oprócz zupy - drugie danie -
będzie dzisiaj podawane!
Są ziemniaki gotowane,
pysznym sosem polewane!
Do ziemniaczków mięsko będzie -
jego zapach czuć już wszędzie!
Mięso piekło się w warzywach -
mnóstwo smaku w nim się skrywa!
By obiadek stał się zdrowy -
dorzuć bukiet kolorowy:
z warzyw świeżych, pokrojonych,
odpowiednio przyprawionych!
Do popicia - po obiadku -
kompot z owocową wkładką!
Nieco posłodzony miodem,
tryskający samym zdrowiem!
Dla każdego to obiadek,
wie to wnuczek, tata, dziadek!
Więc zajadaj go ze smakiem - 
nie zostaniesz chuderlakiem!

wtorek, 4 listopada 2014

Dzień Taniego Wina, czyli sekretne życie jabola...



"Jeśli ktoś nie pił taniego wina, to dla mnie jest podejrzany. Bo albo był wychowany w jakimś obrzydliwym luksusie i nie zna życia, albo nigdy nie był młody" - Stefan Niesiołowski


Dziś Dzień Taniego Wina… Pewnie niektórym zakręciła się łezka w oku, powróciły wspomnienia… Nie wiem, czy każdy pił tanie wino... Ja piłam i wspominam z sentymentem, nie tyle, poczciwego jabola, co wydarzenia, które były tłem konsumpcyjnym dla naszego dzisiejszego solenizanta. Zawsze z malutkim uśmieszkiem, przywołam w pamięci, melinę Pana Staszka na pewnej wsi w centralnej Polsce, kiedy to człek w tajemnicy kupował to wino marki wino, zasiadał w przepięknych okolicznościach przyrody, z wypiekami na twarzy pił tego bełciocha i doznawał jednego z pierwszych siarkowych odlotów. A smak… wcale nie wydawał mi się wtedy okropny, no ale moje pojęcie o bukiecie smakowym win było mizerne w owych czasach. To napój, który ma dla mnie zapach wakacji, zapach beztroski i poczucia, że świat stoi przede mną otworem… Po latach oczywiście zrewidowałam swój pogląd na walory smakowe i zapachowe poczciwiny jabcoka i niestety, porzuciłam go na rzecz szlachetniejszych trunków ;)

A samo, tanie wino, doczekało się swojej sławy, oto co można znaleźć na Wikipedii:

Tanie wino owocowe w mediach i utworach:

· 220 V – utwór zespołu El Doopa

· Autobiografia – jeden z najbardziej znanych utworów zespołu Perfect:

Alpagi łyk
I dyskusje po świt
Niecierpliwy w nas ciskał się duch

· Gdzie tak biegniecie bracia - utwór zespołu Kombi:

Bełta parzący smak, oczu błysk, gniewu błysk

· Guma - utwór zespołu Big Cyc:

Jacek i Agatka poznali się w szkole
Ona była dobra z matmy, a on pił jabole

· Kwiat Jabłoni - utwór zespołu Trawnik:

Cena jest przystępna dla wszystkich
Nie to co tam taka whisky
Robotnicy i rolnicy
Kwiat Jabłoni piją wszyscy


· Arizona – film dokumentalny Ewy Borzęckiej z 1997 roku, przedstawiający życie ludzi w popegeerowskiej wsi

· Jabol punk, Jabolowe ofiary – utwory zespołu KSU z płyty Pod prąd

· Dzień Wagarowicza – utwór zespołu Zabili Mi Żółwia z płyty Akt I

· Jabol '87 - utwór zespołu Nauka o Gównie

· SO2 – utwór zespołu Zielone Żabki

· Siekierezada – powieść Edwarda Stachury z 1971 roku:

Przed wyjściem na zabawę napełniłem butelkę po lemoniadzie, co mi służyła za manierkę, nie herbatą, bo nie szedłem na zrąb, lecz bimbrem, bo szedłem na zabawę i po co zacz tracić walutę przy bufecie, w którym zresztą na pewno nie będzie gorzały, żeby się bractwo niby-nie-popiło, jeno będą wina cieniutkim patykiem pisane, la patik, jak my je nie wiadomo dlaczego z francuska nazywali, a dla pań będzie słodka malaga – wino gestapowskie.

· Acid Drinkers – polski zespół thrashmetalowy o nazwie będącej swobodnym tłumaczeniem na język angielski słów "Spożywający Jabole" lub "Kwasożłopy".

· Ranczo i słynny z tego serialu "Mamrot" – typowy przykład taniego wina

· Scena w Seksmisji, podczas której Maks ogłasza "Hej! Nasi tu byli!" po znalezieniu pustej butelki po winie marki "Wino" w 2044 r.

· Piosenka Jabole z albumu Jabole grupy Dr. Huckenbush z 2005 roku

· Piosenka Rzuć jakieś drobne na wino zespołu Brudne Dzieci Sida:

Gdy go spotkałem na Folk Fest on do mnie tak nawinął
„Mam ksywę Jabol, wiesz jak jest, rzuć jakieś drobne na wino!”

· Skazany na bluesa - polski film fabularny w reżyserii Jana Kidawy-Błońskiego, w którym główny bohater bierze udział w piciu jabola na czas.

· Bohaterowie sagi o Jakubie Wędrowyczu autora Andrzeja Pilipiuka często piją ''Prytę truskawkową''.

Grafika: Eve Daff