- No ile można na was czekać! Zdążyłam przeanalizować pół życia! – radośnie powitałam mamunię i ciotkę Ankę, specjalistkę od serialu „Masters of sex”, co to na imieninach mamuni gorylem furorę zrobiła.
Zgodnie z obietnicą stawiłam się o poranku mustangiem, który na co dzień robił jako pełnoletni renault megane, by zabrać mamunię na zakupy. Na okrasę była ciotunia od seksu, także zapowiadała się wypasiona wyprawa.
- I czego to się zaognia? Czego? Musiałam się wyszykować na te zakupy bieliźniane przecie. Anka kazała mi nogi golić i obok majtek pola uprawne, a i pachy, a że ja już stara i giąć się jak joginka nie potrafię to nam zeszło – mamunia w ramach usprawiedliwienia opisała poranne przeżycia.
Nie wnikałam w temat trzebienia pól uprawnych; wizja oglądania matki i ciotki w skąpym odzieniu wymachujących maszynkami do golenia napawała mnie nie małym przerażeniem.
- Czyli co dziewczynki? Najpierw sklep z bielizną, potem jaki obuwniczy zaliczymy, a na koniec obowiązkowo cynamonowe drożdżóweczki i latte macchiato w naszej kafejce! – ciotka Anka plan miała zwarty i gotowy.
- Znowu nie będę mogła was odkleić od tych cynamonówek! Ostatnio po trzy sztuki żeście zżarły i awanturowały się o dwie następne! Wstydźcie się matko i ciotko!
- Oj tam! Oj tam! Jakie po trzy zżarły i jakie się o dwie awanturowały? Już nie przesadzaj Klarcia, bo sama się odkleić nie mogłaś! – ciotunia spojrzała na mnie wzrokiem triumfatorki.
Po piętnastu minutach jazdy mustangiem, wysłuchaniu tysiąca porad drogowych, jednej mini awanturze na temat fryzury Antoniego, dotarłyśmy szczęśliwie na parking galerii handlowej ”Kwadraty”.
- Dobra, wysiadać baby! Tylko mi się zachowujcie w tych sklepach! – z szyderczym uśmieszkiem zwróciłam się do rozochoconych seniorek.
Eleganckim krokiem posuwistym przekroczyłyśmy bramy zakupowego raju…
- O! Jest! Jest! Bielizna z brafittingiem! Salon "Biustella"! Janka trza ci dobrać też biustonosz, a i mnie, i Klarci przyda się fachowa obróbka!
Włos mi się zjeżył na czaszce… Oczami wyobraźni widziałam już ten kabaret w przymierzalni, choć sama byłam ciekawa jak taka porada brafitterki wygląda, bo nigdy nie korzystałam z jej usług.
- Matka! Najpierw zajmijmy się zakupem piżamy i szlafroczka na wyjazd z Antonim, a potem będziemy się brafittingować. Patrz jaki cudny lawendowy komplecik! – popadłam w zachwyt przekładając w paluchach przyjemnie śliski materiał.
- Cudny! No cudniutki Janinko! Szlafroczek z dodatkiem koronki, a piżamka bardzo zgrabnie uszyta! – Anka wyraźnie się napaliła na komplecik. – A ja też go wezmę! Możemy sobie potem urządzić lawendowe piżama party!
- Taaa… Narozrzucamy suszonej lawendy i będziemy się tarzać w tych habaziach; można też zawody urządzić, do której się więcej habazi poprzyklejało, he, he! To żeś ciotka wymyśliła imprę, że normalnie nie zasnę dziś z wrażenia na samą myśl!
Sprzedawczyni patrzyła na dwie panie w podeszłym wieku i na mnie, niestety również, z wyraźnie ukrywanym uśmieszkiem, ale dzielnie przeszła etap wyboru rozmiaru lawendowych szat dla mamuni i ciotki Anki. Następnym punktem programu były biustonosze.
- To niech panie podadzą rozmiary biustonoszy jakie nosiły do tej pory. Potem zmierzymy panie w obwodach i nauczymy się dobierać właściwy rozmiar stanika – brafitterka zabrała się za pomiary w biuście i pod biustem. Po tym jak usłyszała jakie nosimy rozmiary to prawie popełniła samobójstwo wieszając się na koronkowych stringach o barwie burgundowej zawisających na pobliskim wieszaczku. Szybko jednak doszła do siebie stymulowana rechotem ciotki Anki i zabrała się za instruktaż brafittingowy, który szczegółowo omówiła z wykorzystaniem barwnych ilustracji oraz własnego ciała.
Wszystkie trzy rozdziawiłyśmy japy z wrażenia, tak że nasze jelita grube zobaczyły po raz pierwszy świat, w postaci sztucznego oświetlenia salonu "Biustella", od strony otworu gębowego.
- No popatrz, popatrz, Janka! Ja tyle lat chodzę po tym świecie i nie wiedziałam, że mam se cycki pozbierać z brzucha i spod pach, a i prawie o plecy zahaczyć!
- I po co ja te nogi goliłam?!? Anka te twoje pomysły czasami to o kant dupy! – matka się niespodziewanie zirytowała, ale fakt faktem miała rację, bo do dzisiejszych zakupów trzebienie sierści z nóg nie było potrzebne.
- Ty się teraz nad szczeciną na nogach nie pochylaj tylko zbieraj cycki z pleców jak miła pani pokazywała! Ha, ha, ha! – Anka jak zwykle nie pozostała dłużna. Odkąd rzuciła palenie to złośliwość seniorska jej się wyostrzyła co często miało zabawne oblicza.
Wszystkie trzy dzielnie walczyłyśmy z odzyskiwaniem biustu, który przed wizytą w sklepie z brafittingiem był po prostu tłuszczem i fałdami na brzuchu i plecach. I tak oto ja z rozmiaru 80B, przeszłam płynnie na 65E. Cud! Mamunia z ciotką to aż się zapowietrzyły jak się na starość zwiedziały, że takie balony mają! Oczywiście ubaw był przedni jak te cycki wpychałyśmy do tych misek. Pani instruktorka dzielnie pomagała i bawiła się równie dobrze jak my. Wyłyśmy jak dzikie hieny rodem z opuszczonego cmentarza i prawdopodobnie odstraszyłyśmy tym potencjalne klientki, które nie miały śmiałości w to stado hien wkraczać.
- Janinko a patrz no tutaj! Majtki bezszwowe! Bierzemy! Przynajmniej dziur na szwach nie będzie!
I tak oto zostałyśmy szczęśliwymi posiadaczkami dwóch lawendowych komplecików w postaci szlafroczka i piżamy, trzech biustonoszy na wielkie balony i sześciu par gaci bez szwów.
Seniorki wyraźnie się zmęczyły tymi szaleństwami, więc do buciarni wpadłyśmy na chwilę, bo mamunia chciała tylko klapki pod prysznic nabyć. Następnie poczłapałyśmy do kafejki ”Cynamonka”, gdzie zamówiłyśmy po dwie firmowe drożdżówki i kawę na każdy łeb. Ciotce Ance jak zwykle zebrało się na gadulstwo, więc jak tylko pochłonęła pięć pierwszych kęsów ciastka zabrała się za wywody...
- A wiecie co dziewczynki… Tak mi się przypomniało przy tych cynamonóweczkach jakie ja cudaki ostatnio w sklepie widziałam na dziale mięsno-wędliniarskim; aż stałam i po trzy razy czytałam kartki z opisami towarów. Mieli salami bumerang, wędzonkę z liszek, szynkę z liściem…
- Ha, ha, ha! Ciekawe czy tym salami można rzucać po sklepie? A liszki to trochę oblechowate są, więc pewnie wędlinka mniam, mniam! Szynka z liściem! Dobre! Może z marihuanką?!? – skomentowałam wędlinkę ze sklepu ciotuni.
- Klara! Dziecko! Ludzie nas słuchają! – mamunia spontanicznie zainteresowała się faktem w jaki sposób postrzega nas społeczeństwo zgromadzone w kawiarni.
- No i co z tego! Już i tak znają was wszyscy klienci, po tym jak wasz rechot i krzyki wydobywały się z ”Biustelli”!
- Klara, po pierwsze to nie was znają i nie wasz rechot, tylko nas i nasz! Ty nas tu nie wrzucaj do wora podpisanego: Trudny klient, bo sama darłaś japę jak ci pani kazała cycki foremkować w michach gigantach. – ciotunia zarzuciła ripostą, że ho, ho! - Wracając do tych specjałów, bo mi smarkula przerwała, to był jeszcze smakołyk puchatka i nie, nie, Klarcia, to nie była wędlina wypełniona miodem! Ale najlepsza to była kiełbasa palcówka polska!
- A co w tym dziwnego, że palcówka polska? – mamunia się ożywiła.
- No jak co dziwnego Janka! O losie! To ty nie wiesz co to jest palcówka?!? – Anka zrobiła oczy jak wyrak z zatwardzeniem i oczywiście nie omieszkała pośpieszyć z wyjaśnieniami…- Jak ci chłopina nie potrafi zrobić dobrze lagą to może użyć palców i doprowadzić cię do orgazmu, sama se też możesz palcówkę strzelić Janka!
Mina mamuni była bezcenna, a ja zaczęłam rżeć jak obłąkany osioł, gdyż wizja mamuni siedzącej w bujanym fotelu, która wkracza w świat palcówek instruowana przez ciotunię zabiła moje poczucie wstydu i bez żadnych zahamowań śmiałam się na cały głos, a resztki przemielonej cynamonowej buły radośnie strzelały na prawo i lewo z mojej rozwartej paszczy.
Ciąg dalszy nastąpi… a wszelakie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe…
Klara serdecznie zaprasza na pozostałe epizody, które znajdują się tutaj.