Grafika: www.znak.com.pl
W tym tygodniu przybyła do mojego domostwa przesyłka od wydawnictwa ZNAK Horyzont. Tytuł i zapowiedź książki nęciły mnie od początku, więc bez oporów zgłosiłam, że biorę do recenzowania. No i mam - spoczywa w mych dłoniach - świeżutka, pachnąca i niepokojąco kusząca treścią. Jeszcze nie zaczęłam czytać, ale w celu zbudowania napięcia pomęczę Was trochę i umieszczam na blogu materiały, które dostałam od wydawnictwa. Premiera książki - 17 lutego.
A zatem...
O CZYM PISZE DUCRET W SWOJEJ KSIĄŻCE? KILKA PRZYKŁADÓW…
Za małe, a może za duże wargi sromowe? No problem…
Czy wiecie, co to „skubanie ziółek”? Niech nas nie zmyli ta sielska nazwa. Czynność ta nie ma nic wspólnego z roślinami, a polega na wydłużaniu warg sromowych. Tak, to bolesny i długotrwały proces. Ale mniejsze wargi sromowe odpowiedniej długości: trzy-, czterocentymetrowe, zapewniają mężowi satysfakcję przy stosunku. Pełnią też inną funkcję, którą powinien doceniać mąż: nie dopuszczają chłodnego powietrza, dzięki czemu pochwa zawsze wydaje się ciepła i gościnna. „Uchaty srom” świadczy o trosce o mężczyznę i jego potrzeby. Szokujące? Tak, to przykład z Rwandy, ale… uwaga, uwaga… tylko w 2009 roku w samych Stanach Zjednoczonych na zabiegi korekcyjne narządów płciowych kobiety wydały sześć milionów osiemset tysięcy dolarów! W Wielkiej Brytanii w 2008 roku liczba zabiegów labioplastyki (zmniejszenia warg sromowych) wzrosła o 70 punktów procentowych. Czyż bowiem ciało o kilka milimetrów większe od swojego idealnego wzorca nie zyskało ostatnio pogardliwego miana „wielbłądziego paznokcia”? Wargi sromowe – powiększane przez Hotentotki – dziś są przycinane skalpelem i dostosowywane do obecnie obowiązującej normy. Tu warto zwrócić uwagę, że do chirurgów coraz częściej zgłaszają się zupełnie normalne dziewczęta w wieku pokwitania, które na własnej skórze przekonują się, jak wysoką cenę trzeba zapłacić za wolność płci.
Trudny poród? Phi… są sposoby!
Kilka porad: umyj mężowi nogi i napój tą wodą rodzącą. Od pępka po mostek posmaruj kobietę mieszanką startej kory i ziół. Możesz też turlać kobietę niczym beczkę lub przytrzymać głową w dół i energicznie potrząsać. Albo umieść w okolicy pępka drewniany talerz, wskoczyć na niego i wydusić dziecko ze środka. Łatwizna. Ból towarzyszący porodowi jest naturalny. Przecież łamiąc zakaz Stwórcy, pierwsza kobieta skazała na potępienie cały rod niewieści. Bóg określa warunki kary: „W bólu będziesz rodziła dzieci”. Tymczasem, no proszę, głos rozsądku z najmniej spodziewanej strony: „Bóg nigdy ani nigdzie nie zakazał kobietom sięgania po metody, które ułatwiłyby poród”- to papież Pius XII w 1956 roku na spotkaniu z ginekologami z całego świata. Zaleca wprowadzanie metody… sowieckich lekarzy, opartej na wiedzy o naturalnym przebiegu porodu. Teolodzy i lekarze-moraliści grzmią. Wszyscy wiedzą, że bóle porodowe są konieczne, ponieważ gwarantują ład moralny społeczeństwa. Kampania na rzecz porodu bez bólu zanosi się na burzliwą. Płeć kobiety po raz kolejny staje się pionkiem w grze politycznej, tym razem w zimnej wojnie, gdzie ścierają się dwie całkowicie odmienne wizje świata.
Uczyć o waginie? No way! Porno? Z przyjemnością! A może to sztuka?
Znacie tę historię o dziewczynie, której łechtaczka zamiast między nogami znajduje się w gardle? Lekarz zaleca jej zatem jak najczęstsze stosunki oralne. Nakręcony w 1972 r. w niecały tydzień w Miami film "Głębokie gardło" przynosi sześćset milionów dolarów na całym świecie. W 1973 roku zostaje zaprezentowany na festiwalu filmowym w Cannes i od tego momentu kino pornograficzne z hukiem wkracza do Francji. Rok później w samym regionie paryskim na ekrany trafi sto dwadzieścia osiem filmów tego typu, a obejrzy je ponad sześć milionów widzów. A jeszcze w 1948 roku w USA w sławetnej Anatomii Graya: planszach anatomicznych, na których uczyły się pokolenia lekarzy, w niektórych rysunkach przedstawiających kobiece narządy płciowe łechtaczkę po prostu wymazywano. Tymczasem na salonach… Rok 1954, Paryż. Znany i szanowany kolekcjoner sztuki prowadzi szykowną paryżankę oraz jej męża na ulicę Saint-Roche 4. Kobieta koniecznie chce zobaczyć obraz, o którym szepczą wszyscy, choć nikt nie odważy się go pokazać. Słynne płótno przedstawia owłosiony srom kobiety bez twarzy ani nóg. Modelka – brunetka, jeśli wierzyć owłosieniu łonowemu – składa się wyłącznie ze swojej płci. Mąż, który też nie może oderwać wzroku od aktu, ściska dłoń marszanda. Cena – półtora miliona franków – nie odstrasza pary, choć tyle samo kosztuje jej dom Pochodzenia świata (L’Origine du monde). Zwykły akt?
Futerko pod topór...
Do lat 60-tych w kinie „narządy płciowe kobiety nie mogą się rysować pod tkaniną, w cieniu ani jako fałda”. Pokazywanie jakiegoś „owłosienia intymnego, w tym również pod pachami” jest zakazane. Kobiece futerko w 1992 roku staje się bohaterem kultowej sceny, która wyniesie nieznaną aktorkę na szczyty sławy. W Nagim instynkcie Sharon Stone ubrana w białą, kusą sukienkę, z arogancką miną drażni się z przesłuchującymi ją policjantami, raz za razem rozchylając uda. Nie ma bielizny, ma za to owłosiony srom. Jeszcze niedawno Billy Wilder kazał Marilyn Monroe zmienić bieliznę, żeby ukryć to, co Paul Verhoeven śmiało pokazuje u Sharon Stone. Co najciekawsze, przełamując tabu, damskie runo samo się podłożyło pod topór. Z chwilą, gdy zostało zaakceptowane przez krytykę, musiało pokazywać się coraz śmielej, odsłaniać coraz bardziej. Ciało więc obnaża się bez zahamowań – i bez ochrony. Tak oto króliczki Playboya, które w roku triumfu Sharon Stone – „blondynki od stop do głów” – lekko przystrzygają futerko, pięć lat później cyzelują każdy włosek. Po roku 2000 zaś owłosienie łonowe całkiem znika. Kudłata wolność trwa niecałe trzydzieści lat. Kino erotyczne i magazyny dla mężczyzn zmieniają estetykę, narzucając nową normę obowiązkową dla wszystkich kobiet. Mają olbrzymie nakłady, więc kształtują gust całego społeczeństwa. Wygolony srom – który w starożytnej Grecji stanowił piętno niewolnictwa, u Sumerow był karą za zdradę, w cesarskich Chinach oznaką poddaństwa, a w wojennej Francji był symbolem kolaboracji – dziś jest utożsamiony z nowoczesnością i emancypacją kobiety. Ironia historii.
Ciało kobiety polem walki...
Od czerwca do sierpnia 1945 roku w szpitalu w Senftenbergu – mieście położonym w Łużycach, na południowy wschód od Berlina – przy nazwiskach pacjentek regularnie pojawia się słowo Interruptio. Przez te trzy miesiące lekarze dokonują nielegalnie od czterech do pięciu aborcji dziennie, co stanowi 80% wszystkich zabiegów. To skutki gwałtów popełnionych od stycznia do lipca 1945 roku na dwóch milionach Niemek. Powracający z frontu lub obozów jenieckich mężczyźni odwracają się od żon i narzeczonych, uznając je za „zbrukane oraz niegodne”. Po lekturze pamiętnika ukochanej pewien żołnierz nie potrafi ukryć obrzydzenia: „Stałyście się bezwstydne i rozwiązłe jak suki. Wszystkie co do jednej” Choć w 1949 roku świat podpisał IV konwencję genewską o ochronie osób cywilnych podczas wojny, gdzie znajduje się również zapis o ochronie prawnej przed gwałtem, „cywilizowany”, a w rzeczywistości okrutny XX wiek sięgnął właśnie po to narzędzie – dotychczas stanowiące tragiczny, lecz dość przypadkowy element towarzyszący konfliktom zbrojnym – by posłużyć się nim na zimno i z premedytacją. Czyniąc z gwałtu narzędzie wojny, uczynił też z ciała kobiety pole walki. Gwałty w Bośni nie wynikają z rozwiązłości pojedynczych mężczyzn, którzy w ten sposób rozładowują napięcie towarzyszące wojnie. Nie, to systematyczne, zorganizowane akcje. „Dostaliśmy rozkaz gwałcenia dziewcząt” – słyszy pewnego razu dwudziestotrzylatka z ust mężczyzny przygotowującego się do tego ohydnego czynu. Kiedy inna z kolei próbuje rozproszyć oprawcę, apelując, by pomyślał o swojej matce, siostrze, żonie, ten ucina krótko: „Muszę to zrobić!”. Rząd bośniacki szacuje, że tego lata w niewoli znajduje się dwieście tysięcy osób, z czego większość to kobiety; misja specjalna Wspólnoty Europejskiej zaś ocenia, że tylko w ostatnich miesiącach roku dwadzieścia tysięcy kobiet padło ofiarą gwałtów. W serbskich przyśpiewkach ludowych szybko pojawia się pochwała defloracji jako narzędzia walki politycznej: „Na polance w lasku / Serb rżnie muzułmankę / Muzułmanka jest cała we krwi / Serb był jej pierwszym mężczyzną”. Krew wroga-kobiety oznacza zwycięstwo. Ten okrutny czyn jest stary jak wojna, ale jego symbolika polityczna – nowa. Masowe gwałty stają się jednym z wielu elementów strategii wojennej, narzędziem ludobójstwa, barbarzyńskim naruszeniem prywatności podporządkowanym jednemu celowi: zdobyciu władzy.
Mężczyznom wciąż trzeba przypominać…
Mężczyzna powinien opanować „sztukę alkowy”, pełną bardzo konkretnych, szczegółowych nakazów. W klasycznym podręczniku erotycznym Su Nu Ching (Księga zwykłej dziewczyny) wylicza się dziewięć pozycji seksualnych, między innymi los smoka, krok tygrysa, małpie zapasy, przedpiersie łabędzia, zając suszący sierść. To fundamentalne dzieło spisane 3000 lat p.n.e. w Chinach poucza: „Jeśli w zespoleniu kobiety i mężczyzny mężczyzna nie potrafi odpowiednio dobrać głębokości penetracji, nie zbierze też plonu własnych dobrodziejstw”. „Mężczyzna musi obserwować, czego potrzebuje jego towarzyszka”– radzi Su Nu. „Powinien też uważać, by nie nacierać zbyt szybko i bez umiaru, ponieważ mógłby zranić partnerkę”. Choć w XIX wieku Kamasutra wciąż jest nielegalna, robi furorę w Londynie. Przekazywana w tajemnicy z rąk do rąk staje się najczęściej kopiowanym utworem tamtych lat. O ile w Europie seksualność kobiety i jej rozkosz stały się tabu – więcej!, synonimem niemoralności – o których się nie mówi, o tyle autor Kamasutry radzi kochankowi, by wykorzystał wszystkie członki, bowiem „rozkosz kobiety tak pieszczonej będzie podwójna i nadejdzie szybciej, dzięki czemu zbiegnie się w czasie z wytryskiem mężczyzny”. Właśnie na tym polega jego zadanie. Ma w pełni zaspokoić swoją partnerkę. „Odnosić się względem niej tak, by doświadczyła jak największej rozkoszy”. Powinien również „zawsze przyciskać tę część ciała, ku której zwróciła oczy”. Biada uczniowi pozbawionemu wytrwałości i delikatności. Spłoszona i zniechęcona „będzie uderzać rękami w łóżko, nie pozwoli mężczyźnie posunąć się dalej. Niezadowolona będzie go gryźć i kopać, a kiedy mężczyzna skończy, dalej jeszcze będzie się ruszać”. A tymczasem w USA w 1892 roku lekarz i reformator służb sanitarnych John Harvey Kellogg, wynalazca słynnych płatków kukurydzianych postanowił znaleźć lek, który pomógłby wcielić w życie reguły jego wspólnoty wyznaniowej, Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego. Uważał bowiem, że współżycie powinno się ograniczać do jednego razu w miesiącu. Dlatego, aby mieć pewność, że kobiety zachowają w tej kwestii umiar, zalecał polewanie narządów płciowych fenolem – kwasem – ponieważ „stosowanie czystego kwasu karbolowego na clitoris niezawodnie ucisza wszelkie nienormalne podniecenie”. Aha. Panu już podziękujemy!
Miesiączka gorsza od trądu...
Dla jednego z największych autorytetów medycznych średniowiecza, Pietra d’Abano, wykładającego w XIII wieku w Padwie, intelektualnym centrum Europy, menstruacje to groźna trucizna porównywalna do arsenu i kociego mózgu. Zaleca więc najskuteczniejsze dostępne leki w nadziei, że zdoła przywrócić zdrowie kobietom dotkniętym owym przekleństwem. Chora ma zatem dodawać do naparu z melisy sproszkowane złocienie. Pierwszy etap wydaje się całkiem przyjemny. Drugi już trochę mniej... Chora musi rozmawiać wyłącznie z młodymi dziewicami. Kluczowy element kuracji stanowi jednak „spożywanie węży długości dłoni, którym uprzednio odrąbano łeb i ogon”. Krew menstruacyjna jest gorsza od trądu. „Przyprawia człowieka o szaleństwo i sprawia, że zachowuje się jak opętany”. Obecność miesiączkującej kobiety sieje zaś spustoszenie, ostrzega dalej d’Abano: „napoje się warzą, dotknięte przez nią ziarna tracą płodność, roje pszczół umierają, a miedź oraz żelazo z miejsca rdzewieją i nabierają odrażającej woni”. Takie przesądy bezmyślnie i bezrefleksyjnie są przekazywane z pokolenia na pokolenie, jakby nie dokonał się postęp naukowy. Jeszcze na początku XX wieku w wielu regionach Francji powszechnie wierzy się, że kobieta może spowodować gnicie mięsa, zwłaszcza wieprzowiny. Dlatego w określone dni miesiąca to mąż zostaje wydelegowany do rzeźnika. W miarę rozprzestrzeniania się gospodarki rynkowej, czemu towarzyszył gwałtowny rozwój przemysłu, mężczyźni coraz częściej dostrzegali w tym wstydliwym zjawisku szansę na gigantyczne zyski. Nieoczekiwanie krępująca niewygoda stała się powszechnie akceptowana, wręcz pożądana. Pierwsza podpaska higieniczna wprowadzona na rynek zostaje wyprodukowana w 1896 roku przez amerykańską firmę Johnson & Johnson. Nazwano ją lister, od nazwiska barona Josepha Listera, angielskiego chirurga, pioniera antyseptyki w swojej gałęzi medycyny.
Epilog...
Podczas gdy w Hiszpanii niektórzy ustawodawcy chcący narzucić kobietom moralność, którą zarazili całe społeczeństwo, stawiają pod znakiem zapytania prawo do aborcji, w Indiach wciąż zabija się noworodki płci żeńskiej, bo nie urodziły się chłopcami. We Francji co roku gwałci się siedemdziesiąt pięć tysięcy kobiet, bo wyglądały „zbyt seksownie”, a równocześnie w laboratoriach farmaceutycznych pracuje się nad kremami, maściami i gadżetami odmładzającymi zmęczone narządy płciowe, surowo nakazując im odzyskać dawną jędrność. W Afryce odważni chirurdzy odtwarzają kobiece genitalia, które inni usilnie starają się zniszczyć. Podczas gdy w jednym miejscu stygmatyzuje się kobiety, które sięgnęły po antykoncepcję, w innym piętnuje się te, które – zbyt młode, by w ogóle o tym pomyśleć – uległy naturalnej ciekawości ciała i zaszły w ciążę. Tacy właśnie są mężczyźni: przechodzą ze skrajności w skrajność. Taka właśnie jest nasza epoka: pełna wielkich nadziei i rozwianych złudzeń.