Pokazywanie postów oznaczonych etykietą życie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą życie. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 23 lutego 2016

Wyrwało mnie dziś z butów... Kobietoskopowe przebłyski ;)

Wyrywana z butów bywam rzadko, ale jak już mnie wytarga to faktycznie mam problemy z powstrzymaniem pędu ku zaburzaniu Wszechświata. W sumie to co on mi zrobił? Nic. Toczy się ta cała machina od miliardów lat i chyba dobrze jej to idzie. Zatem porzuciwszy chęci destruktarzowe staram się zachować jak przystało na mój sędziwy wiek ;) i nie poddaję się chaotycznie procesowi zaskakiwania. Oczywiście, jak każdy normalny człowiek, wolę te pozytywne zaskoki zamiast tych, które wywołują u mnie długotrwałą zawieszkę żuchwy, która smętnie zwisa w kierunku podłogi i ciężko ją namówić do tego, by wróciła tam, gdzie matka natura zorganizowała jej miejscówkę ;) 
W każdym razie jakby na sprawę nie spojrzeć, gdzie by nie ugryźć czy nie polizać, życie bez zaskoczeń maści wszelakiej byłoby po prostu nudne, a sznurówki można nabyć solidne i wtedy nawet Wszechświat może spać spokojnie ;)

Grafika: Eve Daff

sobota, 6 lutego 2016

Gdy pączek atakuje cnotliwą kobietę...

Grafika: www.zdrowie.wp.pl

Ile radości może dostarczyć spożywanie pączków? Sporo. Rzekłabym, że całe galony rozkoszy lukrem i konfiturą płynące dopadły człowieka poczciwego, a konkretnie to niewieście biodra. Kiedyś pączek to był po prostu pączek: marmolada w środku, lukier na wierzchu - proste jak konstrukcja cepa. Dziś pączki atakują swoim designem nawet najbardziej opornego niejadka pączkowego. Mój detoks cukrowy również ucierpiał i został nakarmiony pączkiem z bitą śmietaną, którego ktoś od serca oblał czekoladziskiem, pączkiem z konfiturą różaną oraz pączkiem z marmoladą o smaku bliżej nieokreślonym. I ów pączek ze śmietaną stał się przyczyną spontanicznej radości pewnej kobiety po czterdziestce, która to mężczyzn omija z daleka, nie dała się ponieść ślubnym kobiercom i jest dumna z tego, że penisa na żywo widziała tylko u swojego chrześniaka. Nazwijmy ją roboczo Krystynka. Krystynka gabaryty swoje ma, pojeść lubi, więc i ochoczo pąka w usta swe przepastne wzięła i bez skrępowania zanurzyła w nim żądne słodkości uzębienie. A tu pączek jak nie wytryśnie radośnie śmietanką, która widowiskową kaskadą spada na gustowną spódniczkę Krystynki! Obserwatorzy tego niecodziennego zjawiska zamierają z pączkami w ustach... A ja, jak to ja, komentuję to chyba nie do końca smacznie, ale znając historię owej niewiasty, nie mogłam się powstrzymać: O! Kryśka zaliczyłaś pierwszy wytrysk! Kryśka śmiechem perlistym ryknęła (z którego słynie nie od dziś) i prawie się zadusiła tym, co zostało z pączka. Nie wiem czy ona wiedziała o jakim ja wytrysku myślę ;) I tak to niewinny pączek nadziany śmietaną i skąpany w czekoladzie stał się bohaterem dnia atakując cnotliwą kobietę niekontrolowanym wytryskiem :)

Miłego weekendu ;)

środa, 13 stycznia 2016

KONKURS! Samochwała, co z kąta wyłazi, chwali własny ogon i resztę ;)

 

Gdy tłumy stały w kolejce po umiejętność chwalenia samego siebie i doceniania własnej, niepowtarzalnej osobowości to ja stałam chyba w kolejce po ... no właśnie po co? Czas to zmienić! W życiu każdego człowieka nadchodzi pora zbierania plonów. No to zakasałam rękawy, wzięłam sierp do ręki i rżnęłam jak opętana. Zatracona w rżnięciu wpadłam pochwalić swój ogon i resztę ;)
Dziś mam przyjemność zaprezentować Wam moje literki w tomiku, który powstał dzięki pisarce - Magdalenie Kordel, której serdecznie dziękuję za możliwość zaistnienia w literackim światku. W tomiku można znaleźć niebanalne opowiadania, w tym moje pt. "Narty i puszyste jak owieczka łono...", którego treść znacie z tego bloga; zmodyfikowałam je tylko nieco i udoskonaliłam, żeby ludzie się nie łapali za włosie jak będą to czytali. 
Tytuł tej książki to również moje dziecko: "Zaczarowani słowami" - został wybrany w drodze głosowania. No po prostu duma mi uszami i innymi otworami wychodzi :) 

W tym miejscu chciałam podziękować Wam - czytelnikom tego bloga za to, że uwierzyłam w sens tej mojej pisaniny i udało mi się stworzyć coś fajnego, optymistycznego, coś co się podoba, wywołuje uśmiech i sprawia, że chce mi się tu wracać i pisać kolejne słowa. A moje skrzydła dostały kolejne pióra ;)
Dziękuję :)



Poza tym zostałam również doceniona przez stronę internetową Kobieta po 30, gdzie ukazały się, póki co, moje dwa posty, również pochodzące z tego bloga. Zachęcam do odwiedzania i komentowania :)



Dość chwalenia! Samochwało precz do kąta, bo się wody sodowej obżłopiesz i ociężała zalegniesz na kanapie, a tu świat trza zdobywać skoro łaskawie otwiera przed tobą swe wrota. Zanim zajmę się szturmowaniem świata to plastycznie przejdę do małego, okolicznościowego konkursiku, w którym można wygrać tomik "Zaczarowani słowami". 

KONKURS!
Drogi Czytelniku :)
 Do 17.01.2016r. zostaw w komentarzu link do wybranego tekstu pochodzącego z Twojego bloga, 
który cieszył się dużą popularnością. 
Wpadnę, przeczytam i wybiorę dwa, moim zdaniem, najciekawsze posty. 
Autorzy otrzymają książkę z moją nietuzinkową dedykacją :)
Zapraszam :)

Grafika: Eve Daff

czwartek, 31 grudnia 2015

Postanowienia noworoczne... Kobietoskopowe przebłyski ;)

Siedzę już miesiąc i dziergam... Dziergam jak opętana postanowienia noworoczne. Przecież nie mogę powitać Nowego Roku z pustym workiem - bez listy składającej się z pakietu pobożnych życzeń, przepraszam postanowień, do których to realizacji rzucę się jak szczerbaty na suchary już 1 stycznia 2016 roku ;) Każdy z nas coś tam planuje, knuje i układa, ale ile z tego udaje nam się zrealizować? Czy warto zaprzątać sobie tym głowę? Może lepiej miło się rozczarować, że coś się spontanicznie udało, zamiast rwać włosie ze łba pod koniec roku, że z postanowień noworocznych wielkie nic zostało. 
Ja mimo wszystko stosowne postanowienia noworoczne poczyniłam i dzielę się nimi z wypiekami na twarzy radośnie zamieszczając je w postaci przebłysku ;)

Szczęśliwego Nowego Roku 2016 :)



Grafika: Eve Daff

wtorek, 22 grudnia 2015

A kto mi zabroni jeździć na słoniu? ;)

Grafika: www.johnlund.com

Ja tak już mam, że czasami lubię sobie wyskoczyć jak Filip z konopi i taka wyskoczona rozbłyskam jak meteor i spadam. No a potem jestem już sobą ;) Wszyscy piszą, mówią, śpiewają o świętach, o choinkach, o prezentach i tym całym grudniowym popędzie, w którym gubi się magia i sens tych świąt. W związku z czym będę dla odmiany poważna i taka zupełnie nie poczochrana po mózgownicy. 
Tak sobie dziś siedziałam chwil parę i natchniona rozmową zasłyszaną w radiu zaczęłam się zastanawiać czym jest spełnienie? Czy rzeczywiście w życiu trzeba być osobą spełnioną i głosić to, używając drukowanych liter, przy każdej nadarzającej się okazji? Czy wtedy nasze życie nie stanie się, paradoksalnie, nudne i nie popadniemy w marazm, który skutecznie zablokuje nasze pragnienia? Uwięzi nas rodzaj lenistwa wylegujący się na łożu spełnienia, które trudno będzie opuścić. 
Chęć zaspokajania pragnień i ich zaspokajanie powinny być nieodłącznym towarzyszem naszego życia. Wtedy mamy po co żyć - nowe cele, które chcemy osiągnąć i zrealizować napędzają nas do działania. Nie bez powodu powinniśmy gonić naszego króliczka, który w tym przypadku ma na imię spełnienie. Kiedy sobie to uświadomimy i nabierzemy ochoty na pochłanianie życia jesteśmy bliscy spełnienia. I żadne przeszkody nie powinny stać na ścieżce wiodącej nas w nieznane. To ma być nasze własne ziszczenie, a nie realizacja cudzych oczekiwań czy też narzuconych przez społeczeństwo wizji szczęśliwego życia. 
Czy nie chodzi o to, by czuć cały czas przedsmak realizacji samej siebie ubrany w kalejdoskop uczuć, doznań i poczucie, że znalazło się swoje miejsce na ziemi. A spełnienie należy ścigać do końca swoich dni i każdego ranka odkrywać nowe drogi, które będą mniej lub bardziej przybliżały nas do dnia, w którym wykrzyczymy całemu światu: JESTEM SPEŁNIONYM CZŁOWIEKIEM! 

A jeszcze przy okazji taki mi się zwierszowany słowotok wytworzył:

Radość, którą karmię się każdego dnia,
pewność siebie dodająca mi skrzydeł,
ekscytacja barwiąca życie kolorami tęczy -
łączą się w tańcu życia ubrane w epizody.
Nadzieja napędza moje działania,
inteligencja kieruje na właściwe tory,
euforia nadaje smaczku codzienności,
niezwykłość zmienia prostotę w cuda,
ciekawość pcha mnie ku nieznanemu -
emocji cały kalejdoskop wiruje...
To SPEŁNIENIE…?

Nawiązując do słoni to bez obaw - nie zamierzam męczyć tych pięknych zwierząt; moje spełnienie nie przewiduje galopu na słoniowym grzbiecie, wolę dosiadać swoje zmory: lęki i obawy - te mają grzbiety w sam raz na dzikie harce przeznaczone ;)

środa, 16 grudnia 2015

Jestem porywaczem... Kobietoskopowe przebłyski ;)

Noc. Spowita oddechami domowników, którzy błądzą w krainie snów, cichaczem w pluszowych bamboszkach zakradam się w okolice lodówki. Nie żebym była głodna czy jedzenia mi ktoś żałował w ciągu dnia, ale taki nocny żer konspiracyjny ma w sobie trochę klimaciku rodem z Jamesa Bonda ;) Nakryją mnie czy nie? A może odzywają się pierwotne instynkty kobiety polującej i zdobywającej żywność? Może, może. W każdym razie upolowawszy jakiś godzien uwagi kąsek spożywam go z wielką ochotą i jak gdyby nigdy nic wracam do łóżka, gdzie ja, mój rozanielony mózg i wniebowzięty żołądek dołączamy do gromady śmiertelników korzystających z łaskawych ramion Morfeusza. I tylko wyrzuty sumienia grzmią gdzieś po kątach: Babo opamiętaj się! Stara jesteś i durna jak wór kartofli, nie obrażając wora i kartofli! Potem będziesz łazić i truć, że gacie za ciasne i zima się na tobie mści pakując w ciebie nadprogramowe komórki tłuszczowe z najbliższej okolicy, które w obawie przed falą mrozów szukają przytulnego schronienia! 
Dobrze, że te wyrzuty da się zadusić w zarodku ;) A Ty? Jesteś porywaczem uzbrojonym w plusiaste bamboszki? ;)


Grafika: Eve Daff

czwartek, 26 listopada 2015

Jazda samochodem... Kobietoskopowe przebłyski ;)

Może na pierwszy rzut oka nie widać, ale ja niesamowicie romantyczną istotą jestem ;) Dziś tak romantycznie w kierunku wiosny mnie poniosło i kwieciem pachnącym umysł mi zasypało. Tyle tego kwiecia było, że zapach mnie zamroczył i przebłysk mi taki mało romantyczny wyszedł ;) Cóż... Jazda samochodem nie wyzwala we mnie radosnych uniesień i lekkości bytu, tylko najgorsze wcielenia ze mnie wyłażą. Aczkolwiek uważam, że i tak świętą mam cierpliwość i przekleństwami nie rzucam na prawo i lewo. Są jednak sytuacje na drodze, które świętego by w diabła zamieniły, zwłaszcza jak się śpieszy do roboty. O niektórych pisałam w poście: Miś Polerant i inne dziubdziusie drogowe, a inne pewnie znacie z własnego żywota. Grunt to zachować stoicki spokój i bez napiętych nerw to okiełznać ;)


Grafika: Eve Daff

poniedziałek, 16 listopada 2015

Prawda... Kobietoskopowe przebłyski ;)

Prawda... Jest i zawsze wylezie na wierzch, nawet jak nam się czasami wydaje, że sprytnym kłamstewkiem zakamuflujemy jej oblicze. Przebłysk zrodził się jakiś czas temu przy okazji tekstu: Prawda naga jak dupina w otchłani porcelanowej muszli klozetowej... 


Grafika: Eve Daff

piątek, 6 listopada 2015

Damska szowinistyczna... Kobietoskopowe przebłyski ;)

Nowe, demoniczne wcielenie zadomowiło się w mym wnętrzu i nie chce się dać nazwać inaczej jak tylko: damską szowinistyczną... świnią ;) Tak mnie to wcielenie opętało, że zmuszona byłam zamieścić ten okrutny dowcip i ten równie okrutny przebłysk. Panowie! Nie obrażajcie się - ponoć we wszystkim jest ziarno prawdy, a że ja prawdę zawsze i wszędzie, nawet w postaci ziaren, nieść ochoczo chcę to i niosę w świat, a konkretnie to na ten blog doniosłam.
Udanego weekendu ;)

Szara komórka przypadkowo znalazła się w mózgu mężczyzny. Wszędzie ciemno, pusto, głucho, ani śladu życia.
- Hop! Hop! Halo! - woła szara komórka.
Żadnej odpowiedzi.
- Jest tu kto?!? Hop! Hop! - woła ponownie.
Wtem zjawia się inna szara komórka i oznajmia:
- Czego się durna drzesz?!? Chodź, wszystkie jesteśmy na dole! ;)


Grafika: Eve Daff

wtorek, 27 października 2015

Obżarstwo... Kobietoskopowe przebłyski ;)

Wątek jedzeniowy często napastuje czytelników tego bloga. By tradycji stało się zadość - dziś o obżarstwie. Przebłysk nie do końca jest mojego autorstwa - znaleziony w sieci, lekko zmodyfikowany. Pewnie trafi prosto w serca miłośników jedzenia, dla których delektowanie się smakami i zapachami jest czymś w rodzaju sztuki :) Ja z pewnością w takim piekle wyląduję, chociaż mam dylemat czy to moje piekło będzie słodkie czy wytrawne ;) A gdyby ktoś chciał nawiedzić moje wymarzone niebo to zapraszam tutaj.


Grafika: Eve Daff

czwartek, 15 października 2015

Przysięga małżeńska... Kobietoskopowe przebłyski ;)

Dzisiaj uczepiłam się ślubnego kobierca. Żyjemy w czasach, które są prawdziwym sprawdzianem dla tych wszystkich odważnych, którzy pobiegli do ołtarza i słowa przysięgi wypowiadali z mniejszą lub większą świadomością tego, co te słowa znaczą i jak poważne zobowiązania niosą. Coraz więcej małżeństw rozpada się jak bańki mydlane, często po bardzo krótkim okresie rozkoszowania się byciem mężem czy żoną. A szczególnie szybko ta miłość, wierność i uczciwość małżeńska ulatnia się w atmosferę, gdy ślub był odbyty z pompą godną królewskiego rodu. Im więcej blasku, błysku, poklasku, lukru i tiulu wylało się na świat w tym najpiękniejszym dniu życia, tym szybciej bajka się kończyła. Rodzi się pytanie: kto i po co bierze te śluby? Czy odzianie się w białą kiecę, wyprawienie weseliska dla dwustu gości i zazdrosne spojrzenia koleżanek są na tyle kuszącym wabikiem, że warto to przeżyć z chłopem, który niekoniecznie jest chłopem naszego życia? Bo gdzie jest ta miłość przysięgana po grobową dechę skoro po roku nie ma po niej nawet okruszka, a po wierności nawet ślad nie pozostał? Smutne, lecz niestety prawdziwe.


Grafika: Eve Daff

sobota, 10 października 2015

Czas na szczęśliwy chód...

Grafika: www.progress4u.pl

Czas na szczęśliwy chód…
Naukowcy lubią badać wszelakie aspekty naszego życia szukając dróg, które zrobią z nas ludzi idealnych, zatopionych w krainie szczęśliwości. Zbadano również chód i jego wpływ na zapamiętywanie dobrych i złych doświadczeń. Grupę badanych poproszono o spacerowanie po bieżni; część z nich chodziła z uniesioną głową, w pozycji wyprostowanej, pewnym krokiem; pozostali poruszali się niepewnym krokiem, przygarbieni. Wszystkie badane osoby zostały poproszone o zapamiętanie jak największej ilości słów spośród czterdziestu; słowa miały wydźwięk negatywny i pozytywny. Wyniki jednoznacznie wskazały, że sposób chodzenia ma kolosalne znaczenie: szczęśliwi chodziarze zapamiętali dwa razy mniej słów negatywnych niż smutni i przypomnieli sobie aż trzy razy więcej pozytywnych słów. Zatem drogie panie: Pierś do przodu, proste plecy, głowa w chmurach i ruszamy na podbój świata!

W objęciach ploteczki…
Podobno rodzaj usłyszanej plotki jest w stanie wytyczyć tor naszego działania. Osoby, które usłyszą pozytywną plotkę mają skłonność do samodoskonalenia się, a osoby, które dopada plotka o negatywnym wydźwięku skłaniają się ku autopromocji i bronią swojego wizerunku. Słysząc negatywne plotki o innych, jesteśmy dumni, bo wypadamy lepiej. Te same informacje mogą też powodować lęk, gdyż są źródłem informacji o otoczeniu i tym co otoczenie akceptuje. Tak na marginesie to plotka ma niespotykaną moc rażenia i przekształcania się na trasie swej wędrówki w zaskakujące formy, nie wspominając o bogactwie szczegółów, o które się wzbogaca.

Zakupy internetowe: towar pomacany - towar dobrze sprzedany…
Zaskakujące zjawisko wylazło na światło dzienne: rodzaj sprzętu używanego podczas zakupów internetowych ma ogromne znaczenie, gdyż można popaść w pułapkę efektu posiadania. Polega on na zawyżaniu wartości przedmiotów, które już posiadamy. Oczywiście przeprowadzono stosowne badania. W pierwszym z nich uczestnicy eksperymentu surfowali po internecie w poszukiwaniu swetra lub wycieraczki, korzystając z ekranu dotykowego, touchpada albo myszki. W drugim badaniu obiektem pożądania była bluza dresowa lub namiot, które to przedmioty były wyszukiwane za pomocą iPada albo laptopa. Okazało się, że badani, którzy korzystali z dotykowych ekranów, byli gotowi zapłacić średnio o 12 dolarów więcej za przedmioty niż ci używający myszek lub laptopów. „Dotykanie” produktów za pomocą ekranów generuje poczucie ich posiadania, a to wpływa na zwiększoną chęć ich kupienia. Od dzisiaj mam szlaban na macanie ;)

Zawody przyszłości…
Gdyby ktoś chciał zmienić zawód to najnowsze badania sugerują edukowanie się w kierunku zdobycia zawodów przyszłości, którymi są: coach, trener i doradca. Zainteresowanie rozwojem osobistym podobno rośnie z roku na rok, więc idąc z duchem czasu powinniśmy rozważyć poznanie i wypróbowanie nowych technik i narzędzi z dziedziny coachingu, trenerstwa i doradztwa. Muszę przemyśleć sprawę; może czas rzucić się w odmęty nowych trendów na rynku pracy ;)

Zapiski powstały w wyniku inspiracji, które posiadłam po lekturze magazynu Coaching, który to czytuję od czasu do czasu. 

poniedziałek, 5 października 2015

Cellulicie ty mój ukochany... Kobietoskopowe przebłyski ;)

Generalnie to jestem normalna i cellulit nie spędza mi snu z powiek. Wiadomo, że walka z nim może trwać całe życie. Fakt - ładnie to on nie wygląda, ale żeby się katować od rana do nocy, by go wyplenić to już lekka przesada. 
Z osobistych doświadczeń wiem, że jedyna skuteczna metoda to ruch plus odpowiednie odżywianie. Z odżywianiem to u mnie różnie bywa - po prostu kocham jeść i to "jeść" może być właściwie w każdej postaci. Złośliwi twierdzą, że lepiej mnie ubierać niż żywić ;) A zatem zostaje mi ruch. Morduję więc erotyczną powierzchnię użytkową, a przy okazji cellulit korzystając z wynalazku, o którym pisałam tutaj. Jako że nie mam w sobie duszy fitness woman to z oporami, choć wołami mnie nie ciągną, chodzę na tą dziwną siłownię dwa lub trzy razy w tygodniu. Robię to również z powodu operacji barków - muszę sobie mięśnie np. na grzbiecie wzmocnić. Ilekroć tam jestem, spocona i mokra jak ta sławetna skarpeta wietnamskiego żołnierza i to nie jednego, to w duszy poklnę na te wszystkie sprzęty, że aż miło i rasowy szewc, by mnie z pewnością poklepał po plerach za takie siarczyste wiązanki. I jak już się tak wypocę i zeklnę całe zło tego świata, które mnie prześladuje głównie na tej siłowni to czuję się jak młoda bogini strzelająca magicznymi mocami z każdej komórki tłuszczowej ;) Wiem, wiem - endorfiny wyzwolone podczas wysiłku fizycznego wpędzają mnie w stany euforyczne i zaczynam bredzić ;) A więc dzielnie ciągnę ten wózek z cellulitem, a on coś mocno do mnie przywiązany i nie odpuszcza tak łatwo, tylko czy walka z cellulitem jest aż tak ważna w życiu? Oczywiście, że nie :)


Grafika: Eve Daff

piątek, 2 października 2015

Rozważania z papierem toaletowym w tle...

Grafika: www.tapeciarnia.pl

Mam chyba zawieszkę… Zawieszkę blogową, która wynika z braku czasu. Proza życia i zajęcie zarobkowe, etatowe mnie pochłonęło i wchłonęło. Moja miłość do blogowania nie osiągnęła jeszcze szczytów rodem z Himalajów, by nie spać po nocach i rozkoszować się życiem blogera. Generalnie to około dwudziestej drugiej zalegam na wyrku w piżamce i morda mi się cieszy, że jestem w pozycji horyzontalnej otulona światłem nocnej lampki, kołderką i ciszą nocną. Noc mija szybko. Nadchodzi poranek, a z nim poranne korki spowodowane remontami dróg skutecznie zaprzątającymi mój umysł, który usiłuje w takiej sytuacji znaleźć odpowiedź na pytanie: Ludzie! Dlaczego wy tych remontów w wakacje nie robicie? Widać tak musi być. W związku z tym zmierzając w kierunku miejsca zarobkowania napotykam malownicze krajobrazy okupowane przez drogowców. Staram się zachować zimną krew, ale nie jest to proste, gdyż owa krew już z rana się wzburza zanim z chałupy wypełznę. Takie dni nazywam dniami wybrańca losu. Wstaję rano, idę do toalety; oczywiście miejscówka przeznaczona dla rolki papieru toaletowego rozpaczliwie macha do mnie tym co pozostało z rolki papieru czyli samą rolką. To też mnie zawsze fascynuje – dlaczego faceci nie potrafią zamontować nowej rolki papieru z papierem? Sięgam więc siedząc na klozecie do kąta i klnąc pod nosem montuję nową rolkę z papierem. Niby duperela, a coś tam już podnosi w mózgownicy. Idę do kuchni. Wyciągam puszkę z kawą i oczywiście w trakcie gmerania łyżką w tej puszce rozsypuję sporo kawy po kuchennym stole i podłodze. Ot takie poranne urozmaicenie żywota. A niech sobie baba pozamiata z rańca, trochę gimnastyki nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Szczęśliwie kawę udaje mi się wypić, nawet mleko się znalazło, a to jak wiadomo w moim domu też jest śliska sprawa. Kto czytuje tego bloga ten wie, że mieszkam z nocnym wypijaczem mleka w ilościach hurtowych. Dobrze, że pustych kartonów po mleku i innych takich w lodówce nie zostawia, a wiem od znajomych kobiet, że niektórzy panowie to lubią sobie mleko, kefir czy śmietankę wypić z lodóweczki, a opakowanie zastawić – tak dla zmylenia przeciwnika. Może się cudownie samo znowu napełni w trakcie bytowania w urządzeniu chłodzącym? No, ale wróćmy do poranka. Po spożyciu kawy i owsianki udałam się do łazienki, by jakiś tam makijaż uskutecznić. Licho mnie podkusiło, żeby użyć pudru w kulkach. A w dniu wybrańca losu to nie jest najlepszy pomysł... Tak ten puder sprytnie z szafki wyjmowałam, że kulki się rozsypały po podłodze. Teraz zbieraj durna babo! Zbieram. Wyrzucam zebrane kulki do muszli klozetowej. Z pudru mało co zostało, a moje siarczyste przekleństwa słychać na całym osiedlu. I niech mi ktoś powie, że przedmioty martwe nie są złośliwe! Te cholery doskonale wiedzą kiedy zaatakować i dobić leżącego ;) Pomimo licznych zamachów na moje zdrowie psychiczne szczęśliwie wydostałam się z domostwa i dotarłam do pracy. Żadne inne kataklizmy mnie nie nawiedziły. Znaczy się może i nawiedziły, ale po tych porannych atrakcjach system nerwowy załapał tak zwanego zwisa na przeciwności losu. W końcu mamy piąteczek ;)

Aaa... 
Gdyby ktoś się nudził w weekend i chciał mnie posłuchać to zapraszam do ściągnięcia 
darmowej aplikacji na telefon lub tablet - Audio-blog
pocę się tam na potęgę w charakterze lektorki czytając swoje posty.
Zapraszam :)

Grafika: Eve Daff

piątek, 25 września 2015

Strach się bać... Kobietoskopowe przebłyski ;)

Ostatnio coś mi po drodze z baranami było, a jak powszechnie wiadomo takie baraniaste stworzenia po halach się włóczą. Czasu wolnego mają sporo, no bo co one tam ciekawego robią? Żrą, łażą i kombinują jak tu z tej hali zwiać i wiatru wolności się nawąchać. Za dużo trawy się najadłam, albo ta trawa czym skażona była lub wąchanie wiatru wolności mi zaszkodziło, gdyż nowe przebłyski mnie nawiedziły. Niegroźna społecznie agresja z nich nieśmiało wyziera, ale to tylko pozory. Bowiem baraniaste to niby takie puchate, niewinne, słodko beczące, ale jak się dobrze rozpędzi i wyceluje to zadek boli tydzień po spotkaniu z baraniastym ;) 



Grafika: Eve Daff

środa, 23 września 2015

Stara, głupia i baraństwem przesiąknięta...

Grafika: www.northernsound.ie

Siedzę. Gapię się na migający kursor. Ogarnęło mnie takie jakieś zniesmaczenie życiowe. Czasami ciężka myślowa apokalipsa przetacza się przez mój łeb i wtedy dochodzę… Dochodzę do wniosków zagadkowo dziwacznych, a może zwyczajnie zwyczajnych? Zastanawiam się nad sensem wykonywania różnych czynności okołożyciowych. Spokojnie – depresja mnie nie toczy. Tak się po prostu zastanawiam. I zazwyczaj wtedy bardzo szybko dochodzę do wniosku, że nie ma sensu się zastanawiać. Po prostu trzeba żyć miętosząc każdy dzień i wykonywać te swoje mało ekscytujące aktywności  i tyle. Od czasu do czasu trafia się jakiś moment bądź momenty, które wyzwalają w nas ponadprogramową podnietę i to cała magia rzeczywistości. Generalnie to jak się tak zagłębić w temat to nasz żywot składa się z czekania. Czekania na coś. Na cokolwiek. Gdy nie mamy na co czekać to jakoś tak dziwnie się zaczyna robić. Natomiast mało optymistyczne wydaje mi się życie, które wygląda każdego dnia podobnie. Szczerze mówiąc to panika mnie ogarnia jak o tym pomyślę. W związku z czym sama wynajduję sobie ciągle nowe zajęcia, żeby nie zwariować. Nawet kiedyś zastanawiałam się czy ja do końca normalna jestem – nie potrafię się skupić na jednej rzeczy i dopracować ją do perfekcji tylko ciągle nowy ogon się za mną wlecze. Nie potrafię się nudzić. Nie potrafię siedzieć i nie myśleć. W mojej głowie wiecznie się coś „tworzy”. Nawet jak śpię to się „tworzy”. Normalnie bania mnie boli od tego co tam się w środku dzieje. Poszłabym z jaką siekierą na wojnę tylko nie wiem z kim? A wiem! Znajdzie się cały tabun do wyrąbania. Drażni mnie głupota, drażni mnie takie pielęgnowanie własnej, wymuskanej i wypolerowanej na błysk dupy, bezustanne dbanie o ową dupę i nie widzenie niczego poza nią. Zapomnijcie w tym kraju o bezinteresownej pomocy; jak to moja znajoma mówi: takich baranów jak my to już nie pasą na halach, co to za darmo coś zrobią. A przyjaźń? A co to jest przyjaźń? Rozkłada się jak truposzcze i zaczyna śmierdzieć w momencie, kiedy trzeba coś zrobić w imię tej szumnej przyjaźni. Obcy ludzie wam więcej serca okażą i ruszą wspomnianą dupę, by wam pomóc. Drażni mnie materializm co to się panoszy wszędzie. Uwielbiam pytania typu: ile mam kasy z prowadzenia tego bloga? Otóż nie mam kasy. No to po co ci to?!? No tak – jak nie ma kasy to tylko mentalny baran coś takiego robi. Witajcie w krainie baranów. Proponuję minutą zbiorowego beczenia uczcić własne baraństwo. Beee... Beee... Beee... Musiałam sobie ulżyć. Ulżyło mi, wobec czego wracam do swojego życia na halach i towarzystwa innych baranów ;)

sobota, 19 września 2015

Matka, żona i kochanka... Kobietoskopowe przebłyski ;)

Dzisiaj jest sobota. W wielu domostwach to czas radosnych podrygiwań ze szmatą, mopem i odkurzaczem. Najczęściej podryguje strażniczka domowego ogniska w postaci matki, żony i kochanki. Kobieta w momencie narodzin jest wyposażona w oprogramowanie pt. urządzenie wielofunkcyjne, któremu w mniejszym lub większym stopniu się poddaje. Oczywiście buntowniczki są na pokładzie, ale każdą z nas w końcu szlag trafia i na widok panoszącego się po domu bajzlostwa pospolitego, poczynionego przez domowników, uruchamia się program w trybie turbo ;) U bardziej agresywnych strażniczek może się włączyć program: opierdalantus z agresorem w tle i wtedy wszystkie organizmy żywe, z gatunku Homo sapiens, spokrewnione ze strażniczką w obawie o swoje zdrowie i życie biorą szmaty w zęby i przykładnie pucują wszystkie kąty ;)


Grafika: Eve Daff

wtorek, 15 września 2015

Optymistyczne oblicza garderoby... Kobietoskopowe przebłyski ;)

Spodnie na gumce, zwłaszcza te dresowe, to rzeczywiście moja ulubiona część garderoby niosąca powiew optymizmu - nic nie gniecie, nic nie wyłazi, bałwany tłuszczowe nie zwisają smętnie przyduszone zbyt ciasnym paskiem od spodni. 
A ubrania typu oversize... Po prostu ubraniowa poezja - nawet jak człowiek odstawi się w takie przyduszające brzuch spodnie to elegancko można ukryć sporą część mankamentów pod swetrami czy tunikami tego typu. Warto zaopatrzyć swoje szafy w takie optymistyczne oblicza, bo jak wiadomo z naturą i jej prawami nie wygrasz: za cały ogrom łez wylanych przez kobiety, które o poranku w dzikim szale usiłują się wbić w ulubione spodnie, sukienki czy też spódnice, odpowiedzialne są małe, wredne organizmy zwane kaloriami, które specjalizują się w dyskretnym zwężaniu naszych ubrań, zwłaszcza nocą, ale to temat na inne przebłyski ;)



Grafika: Eve Daff

środa, 9 września 2015

Prawdziwa kobieta... Kobietoskopowe przebłyski ;)

Kobieta... Stworzenie, które pojawiło się na Ziemi by siać zamęt, by mężczyźni nie popadli w życiowy marazm i nie utknęli pod górą nieposegregowanych skarpet; istota robiąca dziesięć rzeczy na raz, podążająca zawiłymi ścieżkami życia, wyposażona w skomplikowany sposób dobierania słów i konstruowania zdań nieczytelnych dla płci przeciwnej, zauroczona wędrówkami po sklepach i namiętnie polująca na promocje oraz bogatego kandydata na męża, potrafiąca odróżniać kilkanaście odcieni czerwieni, walcząca od szkoły podstawowej z cellulitem, nadwagą, zbędnym owłosieniem i całym tym przekleństwem, którego wytwórcami są te niereformowalne gady w męskich skórach ;) 
A co ja tam będę więcej pisać! Jaka kobieta jest, każdy widzi ;)



Grafika: Eve Daff